Black/speed metal spod samiućkik Tater, hej! Nie spodziewaliście się takiego obrotu sprawy, co? Ja też nie, szczególnie speed metalowego swirla przerobionego na ciupaszki, hehe…
Kto to taki sprytny? Nowotarski Chalice of Damnation. Dotarła do mnie jakiś czas temu ich (a w sumie to jego, bo to one man band) debiutancka EPka, zatytułowana „Terrorwielder” no i tak sobie słucham jej i słucham i stwierdziłem, że chyba już mogę się podzielić swoimi przemyśleniami na jej temat.
Zacznijmy od okładki. Cytując prezydenta Wałęsę: okropne. Nie wiem, czy zamysłem było aby front cover przypominał okładkę kreskówki z początku lat dziewięćdziesiątych, albo gry na Amigę – jeśli tak, no to się udało. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem takiego potworka – ale zapadnie w pamięć na pewno, więc może o to chodziło.
A przechodząc do muzyki, Chalice of Damnation tworzy muzykę w stylu Desaster, Cruel Force, Scythian. No tylko trzeba to powiedzieć – póki co, to o kilka klas niżej. Faktycznie, kościec black/thrash/speed metalowy jest zachowany, niemniej jednak na tej EPce brak mi bądź to wściekłości i agresji wyżej wymienionych zespołów, bądź to pewnych elementów wzniosłości, że tak je nazwę. To znaczy, te elementy tu w teorii są, a w praktyce ich nie słyszę. Z tych trzech numerów wyparowało po prostu życie (lub śmierć, jak wolicie) i póki co wypada to wszystko jeszcze trochę nudnawo. No bo jeśli dwanaście minut wydaje się Wam dłużyć, to coś musi być not yes. No i automat perkusyjny wypada również nie najlepiej…
Na ten moment jestem na nie, bo nic a nic ten materiał do mnie nie przemawia. Chyba, że podprogowo, żebym włączył „Satan’s Soldiers Syndicate”.
Ocena: 5/10