Gatunek, z jakiego wyrosło Beuthen to nie jest coś, w czym zasłuchuję się na co dzień. Ale ten konkretny zespół ma w sobie coś, co sprawia, że z przyjemnością powracam do ich nagrań, a na debiut czekałem wręcz z niecierpliwością. A jak już wyszedł „(Bez)duszny” to wywiad z Markiem stał się już tylko kwestią czasu. Szczególnie, że to bardzo interesujący i stąpający mocno po ziemi koleś, więc moim zdaniem nasza pogawędka również i dla Was może być ciekawa. Nie przedłużając, zapraszam do wywiadu, oczywiście przy dźwiękach Beuthen.
Oracle: Hailz! Powiedz proszę, jakie to uczucie trzymać w dłoniach debiutancki album swojego zespołu? Jesteś zadowolony, że „(Bez)duszny” już się ukazał i masz cały ten proces za sobą, czy jednak trochę szkoda, że już po tym etapie i trzeba powoli myśleć co dalej?
Marek: Cześć Jakub! Akurat w tym przypadku jest to niesamowite uczucie. Komponowaliśmy ten album od 2016 roku, zaczęliśmy nagrywać w lipcu 2017, zaś same wokale zacząłem rejestrować w marcu 2019. Potem niekończące się mixy, aż do września 2019. A w trakcie jeszcze szukanie labelu. Zmęczył nas przeokropnie ten cały proces, ale wiadomo, jedni praca, inni dzieci, jeszcze ktoś inny mieszka obecnie za granicą, czy też ma jeszcze inne zobowiązania. Póki co, nie myślimy co dalej, cieszymy się, że możemy, w końcu, fizycznie mieć ten album w dłoniach.
O.: Zanim przejdziemy do nowej płyty, podrążę trochę. Powiedz, skąd pomysł na Beuthen – zarówno jeśli chodzi o koncept liryczny, ale też muzyczny. Ta kapela jest diametralnie inna od Waszych macierzystych formacji…
M.: Bytom to masa własnych wspomnień, ale też i historia samego miasta. Jest w nim coś niesamowitego i pięknego, co nas przyciąga do tego miejsca. Wielu przejezdnych się nie zgodzi i stwierdzi, że Bytom to dziura i smród, brud i ubóstwo. Ale w tej brzydocie i niedoskonałości jest pewne piękno, które chyba tylko my dostrzegamy. No, może się mylę, pewien odsetek mieszkańców powie to samo co my. Jak każdy, i my, postrzegamy wszystko indywidualnie. Noc w Bytomiu, kiedy przechadzasz się ulicami, może być piękna, niekoniecznie nawet pod wpływem alkoholu hehe. Muzycznie też jest w tym wiele fascynacji. Wywarły na nas wpływ takie zespoły jak My Dying Bride, Type o Negative, Anathema, Katatonia, Tiamat, Sisters of Mercy, Joy Division, czy zimna fala – to takie nasze inspiracje i muzyka, której też na co dzień słuchamy. Może dosłownie nie usłyszysz tych zespołów w tym, co gramy, ale my wiemy z czego ona wynikła. Przechodząc do meritum: a czy mrok tego miasta nie łączy się wręcz idealnie z muzyką pełną smutku i melancholii? Myślę, że tak.
O.: Beuthen początkowo to było trzech muzyków, obecnie czterech, jak wygląda rozkład zadań w kapeli? Wszyscy pochodzicie z Bytomia?
M.: Zakładaliśmy zespół w trójkę. Każdy z nas pochodził i mieszkał/mieszka w Bytomiu. Jeden z nas, czyli drugi gitarzysta, odszedł z zespołu jeszcze przed nagraniem pełnego albumu. Basista i perkusista byli do pewnego momentu muzykami sesyjnymi. Teraz jest nas czwórka. Perkusista pochodzi z Rudy Śląskiej, ale był bardzo związany z Bytomiem. Obecnie mieszka za granicą. Basista jest z Katowic. Niestety obecnie ciężko znaleźć dobrych muzyków czujących ten klimat w Bytomiu, toteż musieliśmy trochę lokalizację poszerzyć. Nazwy jednak tym sposobem nie zmienimy hehe. Jeśli chodzi o rozkład zadań w kapeli, to niczym Cię chyba nie zdziwię, gitarzysta i basistą tworzą muzykę, perkusista dogrywa perkusję, a ja piszę teksty i dopasowuję do muzyki. Na końcu próbuję paszczą je odtworzyć hehe.
O.: Rozumiem, że jesteś lokalnym patriotą – co znaczy dla Ciebie to określenie? Czy Twoim zdaniem jest tu różnica, między lokalnym patriotyzmem a patriotyzmem w ogóle?
M.: Bardzo dobre pytanie. Nie wiem czy zaliczam się do osób z definicji lokalnego patrioty. Uwielbiam po prostu ten region Polski, tutaj się urodziłem, mam bardzo dużo wspomnień i dobrze się tutaj czuje. Kocham historię Górnego Śląska, także tę związaną z przemysłem. Nie wypieram się i nie wstydzę bycia Ślązakiem. Z definicji każdy wie czym jest patriotyzm, także ten lokalny. Sam spotkałem się z różnym podejściem ludzi do tematu. Najgłupsze co widzę, to naśmiewanie się z innych, czy wręcz dzielenie ludzi na siłę. Oczywiście czasem sam się uśmieję z jakiegoś mema na temat Zagłębia, czy nawet samego Bytomia, ale to sortowanie ludzi na gorszych i na lepszych, i idąca za tym przemoc, nie ma nic wspólnego z patriotyzmem, jakimkolwiek. Wzajemny szacunek jest najważniejszy. W dzisiejszych czasach słowo „patriotyzm” jest nadużywane. Teraz każdy młokos mający koszulkę ze znakiem Polskiej Walczącej i napierdalający kogoś z odmienną kulturą, czy przekonaniami, uważa się za patriotę. A w większości przecież to są zwykli kryminaliści, którzy pod płaszczykiem mody na „patriotyzm” wyładowują się na innych. Doszło do wypaczenia pewnych symboli. Kiedyś symbol Polski Walczącej wywoływał ogromny szacunek, i rzecz jasna, zważając na historię Polski, nadal ten szacunek wywołuje, jednak obecnie te wszystkie koszulki z symbolami Polski wzbudzają pewien niesmak. Te symbole ma się w sercu, a nie na pokaz na bluzie, i nie trzeba się z nimi tak obnosić. Za to firmy z „odzieżą patriotyczną” zarabiają gruby szmal na tej modzie. Ale to już inna para kaloszy, jak i ta, kto tak naprawdę napędza tę modę na „patriotyzm”.
O.: A skoro już przy tym temacie jesteśmy – jesteś zwolennikiem Ruchu Autonomii Śląska? Czujesz, że Śląsk jako region powinien być autonomicznym bytem? No i przede wszystkim – czy uważasz, że narodowość śląska to coś odrębnego od narodowości polskiej?
M.: Nie, nie jestem zwolennikiem Ruchu Autonomii Śląska. Po pierwsze jestem Polakiem, a później Ślązakiem. Niestety, nie brakuje na Śląsku ludzi, którzy pozamykaliby się w swojej granicy i każdego, kto inaczej myśli, wyzwaliby od „goroli”. To niemal, jak w naszym obecnym rządzie – „kto nie myśli jak my i nas nie popiera, jest lewakiem”. Chyba ta krótka wypowiedz wyczerpuje moją odpowiedź na pytanie, jak podchodzę do tej sprawy.
O.: Wracając do muzyki. Ewoluowała. Początkowo poruszaliście się w cold wave’owych rejonach, teraz, na „(Bez)duszny” doszło sporo nowych elementów. Jak sam określiłbyś rodzaj muzyki, który gracie? Czy w przypadku Beuthen ma to w ogóle znaczenie?
M.: Właściwie, to każdy niech sobie szufladkuje muzykę Beuthen jak chce, nie ma to dla nas większego znaczenia. Sami też przestaliśmy się szufladkować. Na pewno jest to wypadkowa muzyki którą słuchamy, a którą wymieniałem gdzieś na początku tego wywiadu. Jest tyle zajebistej muzyki którą się inspirujemy i przekładamy na własne dźwięki, że aż trudno się ograniczać, stąd pewne słyszalne zmiany. Fajne jest to, że recenzję naszego albumu są bardzo różne, każdy słyszy coś innego w naszej muzyce. Jest to miłe i zapewne nikt się nie myli. A porównania do zespołów, których słuchamy, to wielki zaszczyt.
O.: O ile debiutancka EPka w warstwie lirycznej dotyczy ściśle Bytomia, o tyle na pełnowymiarowym albumie teksty są chyba trochę bardziej uniwersalne i nie dotykają już bez pośrednio Twojego miejsca zamieszkania?
M.: Zgadza się. Są pewne odnośniki do Górnego Śląska, ale faktycznie teksty są bardziej osobiste i jeszcze bardziej przytłaczające. Więcej przemyśleń, własnych doświadczeń niż historii regionu. Wylewa się więcej mroku, smutku, melancholii i wycofania. Myślę, że teksty bardziej pasują do obecnego oblicza zespołu.
O.: Nie mogę nie zapytać o kolaborację z Anją Orthodox, osobą dość kontrowersyjną. Z jednej strony – jej twórczość to kupa historii w polskiej muzyce, z drugiej – przeciętny metalowiec na Closterkeller ma wyjebane. Jak doszło do jej ficzuringu na pełniaku Beuthen?
M.: Anję osobiście poznałem już jakiś czas temu. Uważam ją za konkretną i bardzo sympatyczną osobę. Jak wiesz na epce był damski głos. Ewa, którą wtedy zaprosiliśmy do współpracy, jest obecnie skupiona na własnych projektach i nie ma za wiele czasu. Widzieliśmy w jednym z utworów damski głos, a mając na uwadze znajomość z Anją, prostym było poprosić ją o udział. Nie ja jedyny uważam, że Anja ma świetny wokal i dla nas to ogromny zaszczyt mieć takiego gościa na płycie. Genialnie się wczuła w klimat naszego utworu i wykonała zawodową robotę. Closterkeller jak i sama Anja ma przecież rzeszę fanów w swoim klimacie. To przecież zupełnie inna muzyka. To samo przecież dotyczy Beuthen. Nie każdy fan metalu polubi naszą muzykę. Jest tylko jedna różnica, my nie mamy rzeszy fanów i raczej nie będziemy mieć. Za daleko nam do statusu, jaki ma Closterkeller.
O.: Czy nagrania nowego albumu różniły się w jakiś sposób od dwóch poprzednich sesji?
M.: Tym razem nie nagrywaliśmy u Nihila w Czyściec Studio. Nasz obecny gitarzysta/basista ma własne studio, więc to było najprostsze rozwiązanie dla nas, nie było trzeba się gonić. Sesja przez to była rozleniwiona, bo trwała, jak pisałem wyżej, od 2017 do 2019 roku.
O.: Zima Records to raczej punkowa wytwórnia, jak trafiliście pod ich opiekuńcze skrzydła? Czy współpraca z nimi jakoś różni się od współpracy z Infernum Media? Z mojego punktu widzenia to i tak największą część promocji odwalaliście własnymi ręcami…
M.: Rozglądaliśmy się za nową wytwórnią po tym, jak Infernum Media przestało działać. Marka z Zima Records znam od czasu, kiedy zaczął produkować koszulki Siekiery – Nowej Aleksandrii i wznowienia wydawnictw Moskwy. Zacząłem bardziej zwracać uwagę na ten label. Faktycznie nie wydawali jeszcze muzyki, jaką my reprezentujemy swoimi dzwiękami. Ale mi to kompletnie nie przeszkadza, sam słucham dużo punka. Wysłaliśmy promówki do paru wytwórni i Zima Records przedstawiła najlepsze warunki, a parę innych w ogóle nie było zainteresowanych. Póki co nie narzekamy na promocję. Ale faktycznie samemu też się trzeba do niej przyłożyć i nie czekać jak król na tronie, że ktoś za nas odwali robotę.
O.: Do jednego ze starszych numerów, a mianowicie „W ciągłym strachu” został nakręcony teledysk. No i będę szczery, nie podoba mi się – te sceny z rekonstrukcji w ogóle mi tu nie pasują, no ale może ja nie jestem fanem tego typu spędów, w każdym razie na moje oko sfera wizualna i muzyczna nie współgrają ze sobą. Skąd pomysł na oficjalny klip właśnie w takim stylu? Sam jesteś fanem tego typu rekonstrukcji?
M.: Ten teledysk miał powstać już dwa lata temu. Musiałbyś Kuba zobaczyć, co wtedy owi panowie reżyserzy odjebali za kwiatki. Obecny teledysk to majstersztyk w porównaniu do dzieła tamtych dwóch panów, którzy się tym zajmowali. Współpracujemy ze stowarzyszeniem „Pro Fortalicium” które jest odpowiedzialne za tę rekonstrukcję. Pomogli nam w kręceniu teledysku. Też nie jestem jakoś wybitnie zadowolony z tego teledysku, ale traktujemy go głównie jako ciekawostkę, tym bardziej, że tego materiału już nie promujemy. Jest przecież nowy album. Dla mnie osobiście nie każda rekonstrukcja jest ciekawa, ale akurat tę uważam za wyjątkową, ze względu na wydarzenia poruszane w utworze z epki i jako z historycznego punktu Bytomia. Zaś sama inscenizacja wydarzeń trzyma bardzo wysoki poziom. Z roku na rok jest coraz lepiej. Jeśli ktoś lubi takie klimaty to zapraszam i polecam.
O.: Zdecydowanie lepiej wypadają na tym tle „Cienie Przeszłosci”, bo ten obrazek przede wszystkim pasuje mi do Wasej muzyki zdecydowanie bardziej. Możesz coś więcej o nim powiedzieć? Kim są osoby, które zdecydowały się „zagrać” w tym klipie? No i czy planujecie nakręcić coś do „(Bez)dusznego”?
M.: Teledysk do „Cienie przeszłości” był planowany już w trakcie nagrywania epki, więc tutaj nie ma mowy o przypadku. Reżyser który kręcił ów teledysk sam znalazł modelkę, natomiast postać męską to nasz ówczesny gitarzysta. Adrian Kawa, to ten sam reżyser który kręcił teledysk Offence „Alcoholic Solution”. Wiem, że obecnie jest cenionym twórcą teledysków hiphopowych. Konkretny fachowiec. I faktycznie gość sprawdził się idealnie przy tym klipie. Dodawał dużo pomysłów od siebie, a co najważniejsze, czuł klimat, to dużo ułatwiło.
Co do nowej płyty, mieliśmy kręcić teledysk 22 marca, ale wiadomo z jakiej przyczyny nie doszło do jego realizacji. Ale miejmy nadzieję, że co się odwlecze… Obrazek powstanie do utworu „Na kropli łzy”. Czekamy na lepsze czasy.
O.: Na swoim koncie macie tylko jeden split, z zespołem This Cold. Jak doszło do tej kooperacji? Nie była to taka trochę zapchajdziura, bowiem (pozaa sferą multimedialną) obydwie grupy umieściły zaledwie po jednym numerze…?
M.: Bardzo lubię zespół This Cold, prywatnie znamy się z Agatą Pawłowicz i po jakichś rozmowach powstał pomysł tego splita. This Cold miał jeden utwór na zbyciu, a myśmy w tym czasie nagrywali utwór ‘Zjawa”. Mimo, że jest po jednym utworze, to na pewno nie było to wydawnictwo na siłę. Sama nazwa „Listopad” miała być pewnym symbolem. Fakt, teledyski były dodatkiem. Sam split był ściśle limitowany, bo jakieś 222 sztuki. Cieszę się, że powstało to wydawnictwo.
O.: Nie obawiasz się, że ludzie mogą podchodzić do Beuthen trochę na zasadzie ciekawostki? Wiesz „to ten zespół co grają w nim kolesie z Offence czy Besatt, tylko taki gotycki…”?
M.: Mowa o nas, jako o kolesiach z Besatt, to nie bardzo, bo nasz perkusista nagrał z nimi tylko jeden album, i to już jakiś czas temu. Potem grał w Inferno.
Póki co, spotykam się z dobrym odbiorem ludzi, którzy kojarzyli mnie z Offence. czy również Michała- gitarzystę który też grał kiedyś w Offence. Ale faktycznie, dzięki Offence niektórzy sprawdzają też Beuthen, i wydaje mi się, że to normalna kolej rzeczy. Faktycznie trafiają się ludzie którzy nie znali np. Offence i zaciekawiła ich muzyka Beuthen. Ilu ludzi, tyle gustów muzycznych. Raz pewien organizator chciał zaprosić Beuthen, ale jako że nie graliśmy koncertów, poleciłem Offence i zagrał wtedy Offence hehe Także sam widzisz jak to wygląda.
O.: Ano właśnie. Myślicie o koncertowaniu z Beuthen? Czy nie obawiasz się, że średnio pasujecie stylistycznie do typowych spędów organizowanych w Polsce gdzie bardzo rzadko stawia się na zespoły odróżniające się od większości?
M.: Nasz perkusista mieszka obecnie za granicą i nie jesteśmy w stanie grać prób. Mieliśmy taki plan, że skoro przylatuje na miesiąc do Polski, gdzie między innymi, mieliśmy kręcić teledysk, to przy okazji zagralibyśmy też trochę prób pod kątem paru koncertów na jesień. Niestety, epidemia wszystko nam zbombardowała.
Że średnio pasujemy stylistycznie do typowych koncertów metalowych, to zdajemy sobie z tego sprawę. Dlatego też będziemy stawiać na jakość, nie na ilość.
O.: No to zmiana tematu. Bytom to również postać Joachima Knychały, seryjnego mordercy, działającego w latach siedemdziesiątych. Interesuje Cię ta postać w jakimś stopniu? W sumie nie każde miasto może się pochwalić (choć w sumie czym tu się chwalić), „swoim” seryjnym mordercą. Myślałeś, żeby kiedyś wykorzystać jego motyw w utworach Beuthen? A może to zrobiłeś a ja się nie połapałem, hehe?
M.: Właściwie Joachim Knychała mieszkał całe życie w Piekarach Śląskich, urodził się jedynie w Bytomiu. A mordował i miał próby usiłowania morderstwa nie tylko w Bytomiu. Interesuję się seryjnymi mordercami z czasów PRL. Faktycznie postać Knychały jest mi „bliższa” bo działał po sąsiedzku, że tak powiem. Miejsca w których bywał, zabijał, są mi znajome, czy nawet bliskie. Poza tym odróżnia się znacznie profilem psychologicznym od innych peerelowskich seryjnych morderców. Bardzo interesuję się przypadkiem Knychały. Zgłębiłem parę książek, nawet rozmawiałem z osobami, które były zaangażowane w śledztwo jak np. pan Roman Hula, milicjant który przyczynił się do złapania Knychały. Myślałem już bardzo dawno temu o wykorzystaniu motywu jego postaci w utworze, ale na pewno nie w Beuthen. Nie ten klimat i format utworów.
O.: Jesteś organizatorem koncertów. No obecna sytuacja nie napawa optymizmem, ale wszyscy liczymy, że to przejściowe. Nie zaważając na tego typu nieprzewidziane rzeczy jak epidemia – jak się czujesz dając radochę tabunom sierściuchów, że mogą wbić na organizowane przez Ciebie eventy?
M.: Miałem w planach parę koncertów, na przykład plenerową trzecią edycję Metal Doctrine Festival. Póki co, chuj w bombki strzelił, choinki nie będzie. Też mam nadzieję, że to przejściowe, bo sytuacja na serio zaczyna się robić patowa. Zarażenie, kryzys gospodarczy, społeczny, to wszystko jest ogromnym zagrożeniem. Robienie koncertów jest dla mnie radochą. Nie jest to żaden sposób zarabiania na życie, to po prostu kolejne hobby. Organizuję sporadycznie koncerty już 13 lat i sam się dziwię, że starcza mi jeszcze sił na tą formę rozrywki.
O.: Marek, na koniec powiedz – masz już kapelę death metalową, masz black/thrash metalową, masz coldwave/gotycką, jest jeszcze jakiś gatunek, w którym myślisz, że miałbyś coś do przekazania?
M.: Pewnie, że jest, ale to trzeba umieć śpiewać haha Póki co nie mam czasu na inne rzeczy, za dużo już sobie wziąłem na głowę. Dziękuje Jakub za wywiad i ciekawe pytania. Stay Negative!