Skip to main content

Morowe to nowa nazwa na polskiej scenie, ale muzycy już dobrze znani. I szczerze mówiąc, jako że mniej więcej wiedziałem, czego mam się spodziewać po wywiadzie z Nihilem, dlatego właśnie absolutnie nie wiedziałem, czego się spodziewać, hehe. Coś nie coś się można z tego interwju dowiedzieć, aczkolwiek nie nastawiajcie się zbytnio. Aha – Nihil zdeklasował Fenriza w kategorii „Zakończenie Wywiadu 2010”, hehehe…

Oracle: Witam! Pierwsze pytanie trochę z grubej rury: zdajesz sobie sprawę, że obecnie każdy zespół/projekt firmowany Twoim imieniem jest poniekąd „skazany na sukces” w podziemiu? Bo ja już spotkałem się z podejściem typu „To jest kapela Nihila, musi być dobra”…

Nihil: Nie wierzę w to. A nawet jeśli, to pewnie się to szybko zmieni. I jeśli tak myślą, to niedobrze, bo każdy mój projekt jest zły.

O.: Okej, co Cię pchnęło by powołać do życia Morowe? Chęć prokurowania dźwięków, które odstają od twórczości Furii czy Massemord? Zbyt wiele wolnego czasu? Pieniądze i sława, hehe?

N.: Już od małego knuliśmy z Hansem, że razem pogramy. Przez lata robiliśmy oddzielnie swoje rzeczy, ale w momencie kiedy pojawiła się wizja, stwierdziliśmy że przerobimy ją na dźwięki i zobaczymy co się stanie.

O.: Ogólnie muzyka zespołów, w których partycypujesz nie jest łatwa do opisania (abstrahując od tego, że samo pisanie o jakiejkolwiek muzyce jest trudne). Na pewno jednak trudniej jest opisać materiał Morowego niż Massemord. Zapewne też dostajesz cały czas opinie odnośnie swojej muzyki – co czujesz gdy czytasz recenzje „Piekło. Labirynty. Diabły.”? Poirytowanie, rozbawienie czy jeszcze coś innego?

N.: Nie czytam recenzji, od opinii staram się też uciekać, ale często słuchanie opowieści o swojej muzyce jest nieuniknione. Ale tak czy owak nic nie czuję. Chociaż nie, jeśli chodzi o tą płytę jestem zdziwiony, bo od premiery bombardują mnie zajebistymi opiniami, no i generalnie ogromnym zainteresowaniem. Bardzo podoba mi się ten album, ale nie twierdzę żeby był lepszy od innych rzeczy, w których biorę udział. A to przecież dopiero debiut.

O.: Przyjęło się, że muzyka Morowe to post-black metal. Satysfakcjonuje Cię takie określenie? Czy może jest to efektem tego, że przyjęło się, iż jeśli nie wiadomo co gra dana kapela to musi grać post black metal właśnie? Jest kilka kapel, które są w podobnej sytuacji, jak Mord’A’Stigmata choćby…

N.: W zasadzie mam to w rzyci. Ale podejrzewam, że gdybym był kimś z zewnątrz i lubił opisywać, określiłbym tak Morowe. Mimo że nie do końca znam się na tych nowoczesnych tematach, to chyba naturalna kolej rzeczy. Przecież to co dzieje się teraz nie ma związku z BM, poza tym że się z niego wywodzi. I nie mówię tego w negatywnym kontekście, tak po prostu jest. Jak chcą to tak nazywać, to niech nazywają, jak dla mnie to one dick.

O.: W jednym wywiadzie przeczytałem, że między Morowe a resztą kapel, w których grasz nie ma żadnych podobieństw. Poniekąd jest to prawda, jakie więc według Ciebie są najważniejsze różnice pomiędzy tym zespołem a Massemord i Furia (o CSSABA nie pytam, bo to raczej oczywiste)?

N.: Ekipa. Hans i Baron są trochę w inny sposób zdegenerowani niż my.

O.: W booklecie wyczytałem, że materiał na debiut nagrałeś i zarejestrowałeś między jesienią 2008 a latem 2009. Dopiero po roku czasu mniej więcej „Piekło. Labirynty. Diabły” zobaczyło światło dzienne. Dlaczego trwało to aż tyle? Nie chciałeś, żeby Morowe wchodziło w paradę Furii, która wydawała akurat wówczas swoje rzeczy?

N.: Nie miało to związku, chociaż sens w tym jest. Ten rok upłynął pod znakiem dogadywania się z Bartem, opierdalania i robienia grafiki. Poza tym była sroga zima, robiliśmy bardzo dużo z Furią, więc nie chciało mi się tak cisnąć. Sesja nagraniowa była dziwna i trwała prawie rok. A cały proces stworzenia tej płyty to ponad 4 lata, od zawiązania się grupy do premiery.

O.: Zdajesz sobie sprawę, że oprócz dobrej muzyki Morowe ma bardzo dobre teksty? Co tu dużo mówić, masz rękę do liryków, co ogólnie w muzyce metalowej jest ultra rzadkie – przeglądając booklet do „Piekło. Labirynty. Diabły” teksty czyta się niemal jak wiersze. Poetyckość przekazu – takie było założenie jeśli chodzi o Morowe?

N.: Nie wiem, ja ich nie piszę, ja je tylko przekazuję.

O.: Jeśli jeszcze o tekstach mowa – na przemian są one ironiczno-sarkastyczne, często symboliczne. Przylgnęła już do Ciebie etykietka osoby, która pisze trudne i elitarne teksty. Często gdy ktoś mówi o swoich lirykach stwierdza, że są one tak osobiste, że dla reszty niezrozumiałe – za czym często czai się pospolita grafomania. W przypadku Morowego, jak i innych kapel jest inaczej. Gdyby ktoś podszedł do Ciebie i powiedział „Nihil, weź mi kurwa wtłumacz teksty z Waszej płyty, bo ich nie rozumiem w ogóle”, co byś zrobił? Skrzętnie tłumaczył czy odesłał w pizdu?

N.: W piździelec. To przecież kwestia gustu, jak ze wszystkim zresztą. Weźmy najbardziej wyrazisty przykład – taki Kostrzewski. Moim zdaniem jego teksty są co najmniej świetne, Szymon zaś mówi że to debil grafoman. I kto ma rację?

O.: Raczej Ty. Wyczytałem też, że Morowe nie należy do grup z kręgu Let The World Burn. Dlaczego akurat tej kapeli doń nie zaliczacie? I apropos samego Let The World Burn – czy to ma być taka polska odpowiedź na inicjatywy typu True Norwegian Black Metal albo Norma Evangelicum Diaboli?

N.: Nie należy, bo robię to z innymi ludźmi. Znamy się wszyscy od dawna, ale jak powiedziałem wcześniej, pewne cechy mamy różne. Tym razem ogarnęliśmy to wszystko trochę inaczej żeby zobaczyć co się stanie. Co do drugiej części pytania: LOL156. My jesteśmy odpowiedzią na smród Rawy i ołów w chlebie.

O.: Dlaczego „Piekło. Labirynty. Diabły” wyszły nakładem Witching Hour Productions? Czym urzekł Was Bart i jego stajnia? Nie wolałeś powierzyć tego materiału na przykład Tomaszowi i jego Pagan Records?

N.: Lepiej doić dwie krowy niż jedną. Nie, właściwie to my jesteśmy krową a oni dwoma mleczarzami hah! A mówiąc poważnie, nie wiem, nie myślałem nad tym, mimo że z Pagan współpracuje się w 100% dobrze. Dogadaliśmy się z WHP żeby zobaczyć co się stanie.

O.: Debiut Morowe wyszedł jako zajebiście wydany digi-book. Czy myślisz, że wydawanie krążków w tak niekonwencjonalny jeszcze sposób to jedyna droga na nieściągalnie muzyki z sieci? Zresztą, chyba nie masz nic przeciwko takiemu wyjściu, bo o ile pamiętam to na przykład demo Niphates można było legalnie pobrać z netu? I z ciekawości – jaką płytę sam ostatnio sobie kupiłeś?

N.: Nie ma sposobu na plagę ściągania muzyki z netu. Dlatego trzeba wyjść temu naprzeciw i na inne sposoby rozdawać karty. Im szybciej wydawcy zdają sobie z tego sprawę tym szybciej zacznie się coś dziać w muzyce. Jestem przeciwnikiem ściągania muzyki, ale niestety taka jest przyszłość. Niphates wrzuciliśmy, bo nie dogadaliśmy się z nikim na wydanie tego. Nie było w tym żadnej strategii, Cezar wrzucił na stronę żeby zobaczyć co się stanie. Ostatnia kupiona płyta? Urfaust – „Einseidler”.

O.: Skoro już zagadnąłem o Niphates – dlaczego ten projekt upadł? Moim zdaniem był o wiele ciekawszy niż CSSABA. I ja wiem, że pewnie nie powinienem porównywać tych dwóch zespołów, ale czy uważasz CSSABA za jakąś formę kontynuacji tego co robił Niphates?

N.: Niphates umarł z częścią nas. Przestaliśmy żeby zobaczyć co się stanie. CSSABA nie jest jego kontynuacją, chociaż patrząc od strony muzycznej, jak najbardziej można tak na to patrzeć. Nie dziwię ci się.

O.: Gdy rozpytać ludzi z tak zwanej sceny, to u pewnej części z nich Ty, jak i reszta składu Furia/Massemord macie opinie hmmm… gburów. Z czego to wynika, jak myślisz? Wiesz, że nagrywając tak dobre materiały jak „Piekło. Labirynty. Diabły” paradoksalnie nie pomagasz sobie, hehe? O ile wiem, to pokończyliście jakieś socjologiczne kierunki, myślisz więc, że zawiść czy zazdrość to nasza narodowa cecha?

N.: Ciekawe, bo mi wszyscy mówią że jestem zajebisty haha. Ja generalnie uważam, że jesteśmy gburami i bandą idiotów, także te opinie są raczej prawdziwe. Właśnie wróciliśmy z Under the Black Sun, gdzie rozdupczyliśmy Niemcom zabawę puszczając przez kilka godzin non stop jedną piosenkę dyskotekową w kółko. I jako, że nie umieli nam za bardzo fikać, przysyłali co chwilę poselstwa, a żeby to ściszyć, a żeby zmienić, argumentując że to tu wszyscy są braćmi haha. I tak właśnie wygląda scena, wszyscy się całują w dupę i kochają w imię nienawiści. Co do zazdrości nie trzeba być socjologiem żeby stwierdzić że jest dla nas ważniejsza niż powietrze.

O.: Wywiad bez polityki to wywiad stracony, hehe zapytam więc – czy byłeś 4 lipca wypełnić swój obywatelski obowiązek? I jak się czujesz po ogłoszeniu wyników?

N.: Byłem. Jak się czuję? Boli mnie gardło i mam katar. Berlin mnie wykończył, mimo że było jak w Afryce. Na szczęście i tak źle, i tak niedobrze, także nie ma się co obawiać że będzie lepiej.

O.: Czym dla Ciebie są wywiady? Cholerną koniecznością i obowiązkiem jaki wymógł na Was wydawca, czy wymianą myśli inspirującą do dalszych działań i sprzyjającą kreatywności? No i jak było teraz, hehe?

N.: Nienawidzę wywiadów, są stratą czasu, gadaniem o niczym. Może inni mają coś do powiedzenia, ja nie bardzo, wszystko co chcę powiedzieć jest na płytach, więc unikam tej formy. Teraz robię wywiady Morowe, bo ostatnio staram się być miły żeby zobaczyć co się stanie.

O.: Dobra, dzięki za wywiad i powodzenia z kolejnymi wydawnictwami!

N.: Ale na miejscu jak będę?

Oracle
17774 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.