Skip to main content

Wydawca: Godz ov War Productions

Przysłowiowe „Jeb z dzidy” zrobił jakiś czas temu śląsko – pomorski Witchfuck. W sumie nawet nie wiedziałem, że coś się u chłopaków święci. Czy tam nieświęci. Choć ci to garnki lepią. Idzie się pogubić w tym kurwa undergroundzie, ja pierdolę.

Dobra, przyznaję, trochę wypiłem zanim siadłem do recenzji, ale wiecie – „Black Blood Baptism” to muzyka pod kilka kielichów i napierdalanie baniakiem. Szczególnie, że wydaje mi się, iż zespół na swoim debiucie zbrutalizował jeszcze bardziej swoją muzykę. Do black/thrash metalowej sieczki dodano niemało death metalowych naleciałości, dzięki czemu ta muzyka brzmi jeszcze potężniej. Podobnież, w porównaniu do poprzednich materiałów wyrugowano punkowe naleciałości, które obecnie słyszalne są może w dwóch trzech momentach, zaś wcześniej były jednak dość charakterystyczne dla Witchfuck. Nie wiem, może to zamknięcie i lockdown tak wpłynęły na ekipę bytomsko – tczewską, że roznosi ich wkurwienie. Jeśli tak, to mogę sobie z nimi kurwa zbić piątkę. Szczęśliwie w ich przypadku przekuwają to na muzykę, niosącą w sobie olbrzymi negatywny ładunek, dopingowany agresją (u mnie skończy się pewnie tym, że pobiję kogoś na czerwonym świetle w końcu i dostanę zawiasy). Kolejnym plusem jest brzmienie tego albumu – słuchając go, obcujemy z całością materiału, a nie z pojedynczymi numerami. Dla mnie to zawsze zaleta. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że wszystkie numery są podobne do siebie jak dwie krople czarnej krwi – jednakże słychać, iż wszystkie stanowią integralną całość. No może z wyjątkiem coveru. Dość odważnego, patrząc z dzisiejszej perspektywy na wygłupy twórcy oryginału. Ale w ostatecznym rozrachunku również i przeróbka wypada in plus. Jedyne co chwilami kłuje mnie w uszy to akcent wokalisty w tych czystszych partiach, zalatujący trochę pongliszem hehe. Ale jest to do przeżycia, gdyż słyszę to zaledwie w kilku momentach. Z drugiej strony jakoś tak mi się to wryło po odsłuchach, że musiałem to z siebie wyrzucić. Sorry Marek, hehe.

Więc zamiast górnolotnego podsumowania idę sobie po kolejną banię i włączam klawisz repeat. Nakurwiamy dalej wespół w zespół z Witchfuck. I czekam na jakiś kurwa koncert, najlepiej ich, w Fauście. I drzeć ryja, że MROK KURWA MROK!

Ocena: 8/10

Tracklist:

1. March of Doom
2. Black Blood Baptism
3. Unicestwienie
4. Sulfur Goat
5. The Horned Archangel
6. Pentagram in Fire
7. The Pagan Storm
8. Hailing to the Stars
9. Into the Fathomless
10. Dar
11. Sabbath of Unholy Lust
12. Pure Evil and Hate (Behemoth cover)
Oracle
17386 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj