Skip to main content

Wydawca: Van Records

Apokalipsaaaaa!!! – że zacytuję Panią Frau z „Władców much”. Ale tym razem określenie to odnosić się będzie nie do czterech gówniarzy, ale do debiutanckiego krążka tworu o nazwie Truppensturm, na którym aż gęsto od brutalnego black metalu.

Truppensturm to one-man-band tworzony przez gościa o ksywie Vangard von Rimburg (chyba, że to prawdziwe nazwisko, to przepraszam). O takich zespołach krążą różne opinie i niestety bywa tak, że ktoś jest jedyną osobą w zespole tylko dlatego, że nikt nie chce grać z taką miernotą i zostaje ona zmuszona do grania w pojedynkę. Może przy tym obwołać się jednostką ponadprzeciętną i totalnie mizantropijną, licząc że jakiś czternastolatek załapie się na ten „kult”. Ale w przypadku Vangarda zdaje się być inaczej, bo to co usłyszałem na „Fields Of Devastation” brzmi całkiem nieźle. To znaczy brzmi to okrutnie, brudno i morderczo, ale taki urok tejże muzy. Truppensturm to obrzydliwy blackowy akt, choć niektórzy zwą to i war metalem, bo blisko mu do tego, co robił Conqueror, ale przede wszystkim Blasphemy. Koleś pędzi przed siebie w niezbyt odkrywczym stylu, ale za to potrafi dać w ucho, oj potrafi! Brutalny, prosty, bluźnierczy – taki jest „Fields Of Devastation”. Właściwie to rzadko słyszy się o takich kapelach w Niemczech, skąd pochodzi Truppensturm. Prostota (dość sporo takich krążków kręci się ostatnio w moim odtwarzaczu) jest tu atutem, no bo czy czołg stworzono po to by z gracją wchodził w zakręty? Nie! Ten czołg ma zapierdzielać do przodu, siejąc pożogę i tytułową dewastację! Posłuchajcie sobie takich strzałów jak „Sodomy”, „Black Funeral Pyre” czy właściwie każdego innego kawałka z tego debiutu, a poczujecie się jakbyście pierwszy raz zapuszczali sobie „Gods Of War”. Dziesięć kawałków na „Fields Of Devastation” trwają łącznie zaledwie 24 minuty, ale jak dla mnie jest to czas wystarczający w zderzeniu z taką rzeźnią, wręcz idealny. Nic, po zakończeniu tylko nacisnąć „repeat”.

Pierwszy raz spotkałem się z tym zespołem, a także z i wytwórnią – Van Records. I tym razem nie narzekam, ba – chwalę sobie bardzo, bo Truppensturm nagrał płytę dobrą i pokazał, że nie każdy one – man – band to kupa! Moc!

Ocena: 9/10

Tracklist:

1. Intro
2. Gods of Blood
3. Sodomy
4. Walk The Path Of War
5. Black Funeral Pyre
6. Tohu-Va-Vohu
7. Inflame The Pentacle
8. Nifelheim Legions
9. Lacerate Their Bodies
Oracle
17338 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj