Jak tak dalej pójdzie, to ludzie z Trójmiasta będą musieli walić do Bydgoszczy, by posłuchać trochę rockowej nuty z pazurem. U nas praktycznie nie dzieje się nic. Jak na ostatniego frajera przystało, ponownie zostałem kierowcą i z uśmiechem na ustach wyruszyłem w drogę wraz z wybranką serca i bdb kolegą od sc-a :-)))! Chciałbym napisać, że panowała śmierć cieplna wszechświata, ale niestety nie zaznaliśmy wielkiego chłodu. Było nam tylko dane stanie w dwugodzinnym korku i ładowanie się hektolitrami wody, żeby nie kojfnąć. O dziwo dojechaliśmy punktualnie! Szybkie piwko (oczywiście 0%) i tutaj zonk. Koncert został przeniesiony do środka, bo podobno zapowiadało się na deszcz. Szkoda. Ta „letnia” scena ma swój urok.
Imprezę otworzyła wywrotka pełna gruzu sygnowana logiem Atonement. Piękny piwniczny twór smagający batem! Szybko konkretnie i bez zbędnego pierdolenia, brakowało człowiekowi takiej dawki chamówy! Chłopaki nie silą się na żadne muzyczne wygibasy i po prostu napierdalają. Było krótko, lecz konkretnie, polecam sprawdzić.
Chwila przerwy na przepięcia i faktycznie zaczęło padać, ale nie przeszkadzało to zgromadzonym. Wręcz przeciwnie deszcz okazał się zbawieniem, ponieważ w środku panował nieludzki skwar. Człowiek posiedział przez chwilę w środku i wyłaził cały przesiąknięty potem. Przyjemna perfuma gwarantowana.
Następnie nastał czas na lokalną Trwogę. Chłopaki łupią naprawdę porządny black i leją smołą po łbach, ale coś mi w ich muzyce nie pasuje. Nie jest to w żadnym wypadku przekombinowane granie, ale zdarzają się po prostu momenty, które wybijają z rytmu i sprawiają, że dany utwór od razu leci w niepamięć. Mają swoje momenty i zdarzają się naprawdę dobre solówki, ale z drugiej strony są zespoły, które grają podobnie. Nie oznacza to jednak, że ich muza nie znajdzie grupy zwolenników, ba pod sceną zrobiło się dość tłoczno i trochę osób skandowało ich nazwę. Ja jednak wolałem wyjść na dwór, bo zacząłem topić się jak baton.
Jak wszyscy wiecie, jestem prawdziwym znawcą i koneserem muzyki DSBM. Fadheit nie mogłem więc odpuścić. Debiutancki krążek „Inhaling the Trauma” pokazał, że Polacy niegęsi i swoją deprechę mają, warto było więc sprawdzić, czy na żywo również pochlastam się niewidzialną żyletką. No i chwyciło. Ten miks Apati, Lifelover i wczesnego Shining rozpierdala na łopatki. Wszystko jest tutaj wyrzygane wprost z zaropiałego serca i odegrane perfekt. Wiem, że muza dla płaczków, ale to naprawdę porządny wpierdol ze sporym potencjałem na coś o wiele większego. Polecam Panowie trzasnąć jakąś mini trasę po Polsce, by przekonać więcej ludu, że DSBM u nas nie umarł. Poczułem się spełniony.
Kolejna przerwa na soczek i coś zrobiło się pusto. Najwidoczniej część osób postanowiła udać się do domu, by popłakać trochę w poduszkę, ewentualnie dostała udaru. A szkoda. Bo Niemiecki Drengskapur okazał się naprawdę spoko hordą. Przed gigiem przeleciałem szybko przez parę utworów i olałem temat. I to był błąd. Na początku okazało się, że hord ten to tak naprawdę duo i napierdala dość porządny black metal puszczający zalotnie oczko w stronę sceny z lat 90. Pikanterii dodaje fakt, że ich utwory trwają najczęściej od dziesięć minut wzwyż. Sporo. Wręcz dla niektórych może być to odstraszające. Jednak niemiaszki poznały prosty trik, jak przyciągnąć do siebie potencjalnego słuchacza i go nie wynudzić. Wszystkie wałki są przepełnione wolnymi, średnimi i szybkimi partiami gitarowymi. Naciąłem się parę razy, myśląc, że to już koniec danego utworu a cwaniaczki tylko lawirowały tymi przejściami. O nudzie nie ma więc mowy. Wokal to głównie ponure, ale wysokie wrzaski przeplatane gdzieniegdzie partiami mówionymi. Do perki nie ma też się co dojebać, bo blastami ładnie kolega sadził. Niektóre kuce wręcz oszalały chyba od nich, bo zaczęły rozkręcać „młyn„ pod sceną, ale coś reszta publiki nie chciała dołączyć, ba patrząc na niektórych, myślałem, że znajduję się na koncercie hardcorowym, bo zaczęli robić jakieś szalone wygibasy. Może to przez słońce?
Po dość długim bisie i zamienieniu kilku słów z Panem organizatorem ponownie trzeba było zapakować dupy do auta. Czy warto było tyle jechać? Oczywiście, bo trzeba się raz na jakiś czas odchamić, ale na litość boską zainwestujcie w lepszy nawiew w miejscu, gdzie znajduje się scena, bo idzie skisnąć.
Było konkretne granie, choć fakt że gorąco i te dwa klimatyzatory są za małe na tyle osób.
Żal że tyle osób zniknęło na drengskapur, bo to bardzo niedoceniony projekt. Ja byłem zachwycony, bo po 2 osobach nie spodziewałem się takiego łojenia.
Ta trwoga tak cie boli, że aż wyszedłeś?
@Brunej
Wylazłem, bo za gorąco było ;).