Skip to main content

Wydawca: Century Media Records

Nie będę ukrywał, że nie wyczekiwałem jakoś specjalnie nowego wydawnictwa od Sólstafir. Niby płyta była zapowiadana już z pewnym wyprzedzaniem, ale jakoś finalnie „Hin helga kvöl” zaskoczyło mnie swoją obecnością.

Pamiętam jednak, że przy premierze pierwszego numeru, która miała miejsce kilka miesięcy temu, przez Internet przetoczyła się dyskusja na temat tego, że „Sólstafir przypomniał sobie, co to jest black metal”. Czy to faktyczne tak jest? No nie do końca, ale już wyjaśniam. Na „Hin helga kv​ö​l” są dokładnie dwa numery black metalowe. Tyłowy i przedostatni „Nú mun ljósið deyja”. Można by się doszukiwać bardzo na upartego jakiś black metalowych naleciałości to tu, to tam, ale byłoby to jednak mocno naciągane. Pozostała część płyty to trochę czarnego rocka i trochę czegoś jeszcze spokojniejszego. Te rockowe klimaty bardzo fajnie im wychodzą. Dla mnie jednym z najjaśniejszych punktów tej płyty jest „Blakkrakki”. Bardzo fajne hard rockowe pierdolnięcie, wpadający w ucho pomysł muzyczny i nawet, jak na połamany język rodzimy muzyków, refren do nucenia pod nosem. Jak jestem raczej przeciwny teledyskom, to obraz do tego utworu przypadł mi do gustu. Goście jadą przez Islandię na przyczepie i wykonują wyżej wymieniony utwór. Tyle i aż tyle, ale fajny klimat i piękne widoki. Dla mnie robi to robotę.

Inna strona tej płyty to kawałki spokojniejsze, wręcz ballady. Mamy tu przede wszystkim ciekawe i niebanalne zamknięcie tej płyty. Instrumentalny (no, prawie) bardzo nastrojowy utwór, z pięknym saksofonem, który można potraktować, jako outro. I mamy też te wolne numery jak choćby „Sálumessa” z zachwycającą partią wokalną.

Myślę, że dałem wam obraz tego, że ta płyta jest zróżnicowana. Ale nie jest to wada. Ma to wszytko sens, lepi się w całość. Dobrze mi się tego słucha, tym bardzo, że materiał ma niewiele ponad 45 minut. Napiszę nawet więcej. Słucha mi się tej płyty znacznie lepiej niż dwóch przednich, które niestety na długo nie przykuły mojej uwagi. Sprawdzałem przed napisaniem recenzji „Hin helga kvöl” ponownie obie, nadal trochę wieje nudą…

Moja ulubiona płyta w dorobku Sólstafir to bez zmian „Ótta”, ale uważam, że „Hin helga kvöl” zasługuję na uwagę, bo to najlepsze, co nagrali od prawie dekady.

http://www.centurymedia.com/

http://www.facebook.com/solstafirice

Sólstafir > Hin helga kv​ö​l
Pathologist
1134 tekstów

Skomentuj