Wrocławski Shodan znam od dość dawna. Ich poprzedni album „Protocol of Dying” przeszedł bez echa, choć był całkiem przyzwoity. Obecnie bardowie wydają nowy płyt i nadarzyła się okazja do porozmawiania o tym, i owym, z której to chętnie skorzystałem. O szczurach, heheszkach i trudach życia w czasach zarazy opowiadał chętnie Szczepan.
B: Hails Szczepciu! Na wstępie zapytam jak u Was sytuacja z epidemią? Zdrowi i raczycie się w domach trunkami smacznymi bez żadnej kwarantanny?
S: Hails Bartku! U nas w domostwie wszyscy albo zdrowi albo przechodzą zarazę totalnie bezobjawowo Kwarantanna musi być i jestem zwolennikiem myśli, że niepojawianie się wśród dzikich tłumów katolików na parafii służy dobru ogólnego. Co do trunków, drogi Bartku, muszę „uważać na cukier” i pomimo tego, że koledzy przeważnie ruchają mój cukier, to dezynfekcja kiszek zdarza mi się sporadycznie.
B: Ciągnąc zagadnienie, jak oceniasz działania Kapitana Państwo kwestii opanowania epidemii? Czas pokazuje obecnie, że chyba nie jest tragicznie, bo taka Wielka Brytania, czy Finalndia zdają się na przykład całkowicie lekceważąco podchodzić do tematu, a zaniedbywanie tej kwestii może doprowadzić do sytuacji podobnej we Włoszech lub Hiszpanii.
S: Generalnie staram się nie wdawać działania opiniotwórcze zwłaszcza jeśli chodzi o politykę, to z wielką przykrością muszę stwierdzić, że działania obecnego rządu oceniam dość pozytywnie. Nie są to działania drastyczne, (czołgów na ulicach wbrew przepowiedniom na facebooku nie widziałem), ale w mojej ocenie słusznie zapobiegawcze. Skutki pandemii będą opłakane z punktu widzenia demograficznego i gospodarczego, możemy być pewni, że dotkną każdego z osobna. Trzeba się pozbyć tego syfu jak najszybciej.
B: 3 lata. Tyle upłynęło od ostatniej płyty Shodan. Czas może i niedługi, ale myślę, że warto zapytać, jak powstawał nowy album. Powoli, czy raczej część materiału była już gotowa i czekała tylko na odpowiedni moment, by ją wydać?
S: Płyta powstawała na przełomie bardzo złych dla mnie czasów w których kwestionowałem zasadność dalszego istnienia tego zespołu, jak i tych najlepszych- kiedy płyta praktycznie napisała się sama. Okres tych 4 lat był nam jako zespołowi, jak i mi osobiście bardzo potrzebny. „Death, Rule Over Us” jest płytą z której jestem absolutnie dumny. Gdyby wyszła wcześniej, coś czuję, że musiałbym Ci dzisiaj pierdolić coś o tym że to było dla nas catharsis i inne bzdety. Nie. To musiało dojrzeć.
B: Zwrócić też należy uwagę na całkiem fajną okładkę, która jakoś kojarzy mi się z okładką ostatniego krążka Straight Hate. Inspiracje były zamierzone?
S: Szczerze mówiąc- nie wiem, to trzeba by było się zapytać Łukasza Pacha. Z mojej strony to wyglądało tak, że podesłałem Pachowi tytuł płyty, parę tekstów, a on sam wykminił temat człowieka z koroną ze szczurów. Genialne. Z miejsca zdecydowaliśmy się na praktycznie pierwszą wersje okładki.
B: Znajduję nieco ironicznym, że korona na okładce wrocławskiej hordy jest ze szczurów, w sytuacji, gdy jeszcze nie tak dawno mówiło się, że miasto nęka potężna plaga tych gryzoni. Celowe nawiązanie? Choć również trzeba mieć na uwadze, że w powszechnym mniemaniu szczur może oddawać brud i zepsucie toczące miasto.
S: Celowe. Co prawda, bardzo rzadko widuję we Wrocławiu swobodnie biegającego szczura nawet (ja widuję je bardzo często, ale za to przy dworcu PKP – dop. Bart) w okolicach fosy miejskiej, ale legenda została. Nawiązania do szczurów dawnego Breslau są w otwierającym płytę numerze o tym właśnie tytule. Szczury to zwiastun zarazy, czegoś nieokiełznanego, zepsucia, no i śmierci. To niedosłownie opisuje to w jaki sposób zjawiskowe miasto żyje i oddycha gdy wejdziemy na podwórka tych pięknych kamienic. To oczywiście nie dotyczy tylko i wyłącznie Wrocławia, domyślam się, że można tę metaforę przenieść na realia, nie wiem.. Poznania albo Szczecina, ale każdy z naszej trójki wychował się tutaj i żył tu od praktycznie urodzenia i to właśnie Wrocław znamy najlepiej. Z tej dobrej i tej gorszej strony.
B: No właśnie, nie myśleliście, by na przykład nagrać album koncepcyjny, poświęcony Wrocławiowi, w koncepcji miasta-bestii? Pożerającego bezlitośnie człowieka, jako jednostkę poprzez rzucenie go w spiralę przemocy, rozpusty i dewastującą pogoń za pieniądzem.
S: Chciałbym bardzo. Mam nadzieję, że „Breslau” to będzie zalążek takiej akcji.
B: Na początku płyty można usłyszeć cytat w języku Goethego. Skąd został on wyjęty?
S: To znana fraza z filmu „Aguirre, Gniew Boży”. Fajnie mi wjechała jako otwieracz płyty, a zwłaszcza, że jest częścią „Breslau”. Raz, że mówi to oszalały w drodze do El Dorado konkwistador, dwa, że kwestię wypowiada to nie kto inny a Kinsky, a trzy, że jest po niemiecku:)
B: „Death…” zostało wydane wyłącznie przez Deformeathing Production, podczas gdy poprzedni płyt maszerował również sztandarem Defense Records. Skąd taka decyzja?
S: Sytuacja przy poprzedniej płycie była dosyć niespodziewana dla wszystkich. Piotrek i Wojtek dogadali się praktycznie w ostatniej chwili, kiedy mieliśmy termin „Protocola” ustalony na 3 tygodnie na przód. Było fajnie, zdwojona siła, ale też chyba za mało kontroli. Tym razem mieliśmy kilka innych pomysłów na wydanie „Death, Rule Over Us”, w tym wydanie tego albumu samemu. W ostatecznym rozrachunku sił na zamiary dogadaliśmy się jeszcze raz Deformeathing no i jedziemy z tym dalej.
B: Muszę przyznać, że przez te 3 lata nie siedzieliście bezczynnie, bo słychać progres w muzyce, co się chwali. Nadal orbitujecie wokół metalu śmierci z technicznym zacięciem, ale nie popadacie w skrajną gimnastykę na gryfie, a i jest nieco melodii podbitej fajnymi solówkami. Takie kawałki, jak „Fuel to Grandeur” czy „Primordial Incest” sieją zniszczenie. Choć wiem, że najbardziej dumny jesteś z przedostatniego „I have crowned myslef”.
S: Tak. To najdłuższy kawałek na płycie, bardzo zmienny w „nastroju” i chyba obok „Doomsday Melody” najbardziej złożony. Bardzo go lubię, zawiera moje ulubione melodie na tej płycie i sporo osobistych tematów.
B: Pokusiliście się również o zrobienie klipu do promującego płytę singla, „Fuel to Grandeur”. Co ciekawe użyto tam materiały filmowe z czasów głębokiego PRLu, bodajże z pogrzebu Breżniewa. Kto wyszedł z pomysłem zrobienia teledysku i jak przebiegała produkcja?
S: To był mój pomysł, a brawurowo zrealizował ją Kwasu z Moanaa. Tekst powstał po zapoznaniu się z serialem „Czarnobyl”. Ogromne wrażanie zrobił na mnie komunistyczny kult wizerunku wielkiego, doskonałego państwa, które jednocześnie narazi swój naród na najgorsze byle by mocarstwo trwało w oczach zachodu i reszty świata. To jest piosenka o tej doskonałości i paliwie które ją napędza- kłamstwach. Jest to uniwersalny temat który chyba każdy może sobie przenieść na kogoś kto ma podobne motywacje w postępowaniu.
B: Przy okazji, kolejnym promującym singlem ma być 8 minutowy klocek, „I have crowned myslef”. Nie jest to nieco ryzykowne promować album tak długim utworem, którego długość mogłaby znużyć potencjalnego odbiorcę?
S: To się okaże! Myślę, że to mimo długości całkiem niezła reprezentacja dla tego albumu.
B: Warto też zapytać, jakie są plany odnośnie Shodan na przyszłość? Koncerty pewnie nie bardzo, biorąc obecną sytuację, ale jakieś EPki, czy splity?
S: Mamy w zamiarze pchnąć w tym roku jeszcze jakieś mniejsze wydawnictwo z delikatnie inną muzyką niż zazwyczaj uprawiamy. Mam nadzieję, że się uda wyrobić. Czas temu sprzyja.
B: Szczepciu, obok Shodan działasz również aktywnie w rzeszowskim Banisher, którego długograj, czwarty już, miał premierę w tym roku. Prace nad Shodan i Banisher nie kolidowały ze sobą?
S: Nie, to były dwa niezależne procesy w których moje udziały nie kolidowały między sobą. Wszystko to, czyli pisanie tekstów i nagrywki instrumentów na nowego shodana i wokale na banishera działy się w 2019-tym, z czego te aktywności poświęcone banisherowi zajęły mi i Hubertowi w sumie 5 dni + 2 dni tzw. zabawuni.
B: Czy w metalu jest miejsce na heheszki? Wszak mówimy tu o gatunku, który porusza się w granicach negatywnych emocji, więc z jednej strony żarty byłyby niewskazane. Z drugiej przecież, nadmierna powaga sama z siebie jest groteskowa, więc gdzie tkwi granica, za którą dana osoba/hord zasługują na wyszydzenie?
S: Nie będę udawać, że nie wiem do czego pijesz. Stary, ten cały ten muzyczno-wydawniczo-metalowy światek to dość hermetyczne środowisko. Wszyscy w tym siedzimy i wszystko czym raczymy kochanych internautów zostaje poddane publicznej ocenie. A ta ocena nie zawsze będzie niestety pianiem z zachwytu. Trzeba przy tej okazji pogodzić się z tym, że nie każdego heheszka w swoim kierunku można usprawiedliwić sobie jakąś „zazdrością”, tak samo jak trzeba się pogodzić z tym, że każdemu się może zdarzyć „fo-pa” w tak zwanym „PR” i zmierzyć się z tym błędem. Zapewniam kurwa, że nikt tu niczego nie zazdrości, a prawdziwe sukcesy spotykają się wyłącznie uchyleniem czapeczki ze strony gawiedzi. Spotkałeś kiedykolwiek kogoś kto przyszkaluje Mgle albo Riverside? Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Są też inni srodzy zawodnicy. Desperackie parcie na szkło, sytuacje gdzie 5ciu dorosłych chłopów nie umie kupić sobie sesji na kilka dni w studiu nagraniowym i decyduje się na „wsparcie” cioć i wujków poprzez polakpotrafi.pl, (w nagrodę oferując płytkę z ich własnymi podpisami).. Nie wspominając już o publicznych bataliach alimentowych w wykonaniu legendy polskiego nu metalu czy pozbywaniu się ze składu autora własności intelektualnej w momencie peak-u kariery, po czym raczyć na fanpeju tekstami, że druga strona sporu jest „dissapointed but understanding”. To jest autentyczna żenada. Szczerze mówiąc, nie uważam, że w aspekcie tych tematów należy milczeć przez to, w jakiej sferze się ów spektakle rozgrywają i ich tragikomiczną naturę. Poza tym, myślę sobie, że skoro ktoś jest przekonany o nieomylności swoich działań, a wszyscy mu tylko „zazdroszczą” sukcesów, kurażu, biznesowej nieomylności i świętej nietykalności, to każdy straszliwy śmiertelny cios w postaci heheszka na fanpeju lub w komentarzu raczej nie spowoduje, że straci #respect i ogólny #zang. A jeżeli ktoś potrafi i zdecyduje się jednak schować na chwilę swoje ego do kieszeni, spoglądając na sytuacje obiektywnie, wydaje mi się, że może wyciągnąć coś mądrego dla siebie na przyszłość.
B: Rozmawiając też o granicach ewentualnego humoru nie można też pominąć celowych prowokacji, które mają za zadania czasem zwyczajnie trollować, a czasem wywoływać szok. Najlepszym przykładem będzie tutaj chyba Nergal, który choćby ostatnio pochwalił się spędzaniem wolnego czasu w postaci oglądaniu pornosów, i uzyskał spory aplauz wśród fanów. Status gwiazdy przesuwa granice, co wolno, a czego nie?
S: Ciężko powiedzieć bo nie znam się za bardzo na świecie szołbizu ani socjologicznych aspektach tegoż. Mogę powiedzieć tyle, że mnie osobiście nie śmieszy humor z Instagrama Nergala w żaden sposób. Widocznie pośród jego audiencji to działa i z jakiegoś powodu wzbudza sympatie. Spoko. Każdy lubi wygłupy, a Nergal lubi wygłupiać się w taki sposób.
B: I ostatnie słowo należy do Ciebie!
S: Myjcie rączki, never fucking relax, słuchajcie fajnych płytek, a jak lubicie chujowe- to niech Wam chociaż będzie wesoło. Trzymaj się Byku, dzięki za wywiad.