Kontakt: SoDM
Kiedy pojawiały się pierwsze zajawki Shades of Darkness miałem dość jednoznaczne przeczucia. Szału nie będzie. I faktem jest, że pierwszy numer – można powiedzieć – ukazał się tylko po to, żeby odpowiedzialny za magazyn Weland, wiedział czego nie robić w dwójce.
Dobór przepytywanych kapel mógł robić wrażenie. Chociażby ze względu na to, że udzielają one wywiadu kompletnie nieznanemu tworowi. To mogło zachęcać do sięgnięcia po Shades of Darkness. A także fakt, że pierwszy numer to ponad 220 stron. Robi wrażenie, nie? Problem zaczynał się na etapie rozpoczęcia lektury. Te ponad 220 stron przestawały wzbudzać szacunek, bo okazywało się, że czcionka wielka jak dla ślepców. Treści w tym numerze było za to mało. To znaczy – znaków całkiem sporo. Tylko niewiele z nich ciekawego wynikało. Do tego błędy i różne takie „przeszkadzajki”, które zdarzają się pierwszym numerom. O ile wywiady prowadzone przez wspominanego Welanda czytało się w miarę dobrze, o tyle występ gościnny niejakiego Roberta Góreckiego, to droga przez jebaną mękę.
W nowej odsłonie Shaded of Darkness Magazine widać, że pan Naczelny uczy się na błędach. A i wsłuchuje w opinie. Przede wszystkim wyjebany został redaktor gościnny (nomenklatura masa tysiąc…). Weland wziął więc w zasadzie całość na swoje barki. Zestaw przepytanych kapel może na wielu zrobić wrażenie. To Watain i Marduk, że zacznę od okładek. Do tego między innymi Djevel, Immolation, Midnight, Infernal War, Unleashed. A jest tego naprawdę dużo więcej. Pewnie mógłbym… Nie wróć. Na pewno przypierdolę się do niektórych z pytań z poszczególnych wywiadów. Ale to głównie kwestia tego, że mam ogromne wymagania, jeśli chodzi o rozmowy z twórcami, artystami (i nie mam myśli tylko muzyki) Dość powiedzieć, że nie ma na tym łez padole redaktora, który robi wywiady w 100% pode mnie.
Problemem do poprawy jest czytelność. Zmniejszyła się czcionka. To samo w sobie nie przeszkadza. Natomiast moim skromnym zdaniem przydałoby się jej ujednolicenie. I niekombinowanie z tłem na stronie i kolorem czcionki. Przykład – przepytywanie Nargaroth. To jedynie kwestie techniczne, ale za to najszybsze do poprawy.
Z mojego punktu widzenia pewne grono stałych czytelników się znajdzie. Zważywszy na przepytywane nazwy. Mi prywatnie zdałoby się więcej piwnicy. Bo Shades of Darkness Magazine stoi tak powiedzmy na półpiętrze. Wyciąga duże nazwy – w tym takie – które niekoniecznie są obecnie topowe, chociaż uznane. Z drugiej strony gdzieś tam stara się nieśmiało zaglądać za drzwi do piwnicy. Tylko schodzić chyba nie chce. Bo żarówka spalona i jebie zdechłym szczurem.
Kibicem wielkim nie zostanę, ale powodzenia w pchaniu tej taczki. Jest progres w porównaniu do jedynyki, a to zawsze plus. Z tego co właśnie zobaczyłem, drugi/trzeci numer jest też dostępny w empiku. Jak będzie przechodzić na rytualne jego palenie, to możecie wcześniej sprawdzić, czy warto kupić SoDM.