Wydawca: Season of Mist
Przez internet ponoć przeszedł wzburz, że Rotting Christ będzie grało u Jurka Owsiaka. I ja się zastanawiam, czy to był wzburz w obronie ideałów „black” metalu czy w obronie słuchaczy, którzy zostaną narażeni na słuchanie numerów z „Pro Xristou”.
Nie to, że przyzwyczajeni do Łydki Grubasa czy Strachów na Lachy mogą doznać szoku w zderzeniu z czternastą płytą Greków i jej ekstremalną zawartością. Raczej chodzi o to, że mogą się wynudzić w chuj. Tak jak ja, słuchając tego albumu. I to w zasadzie przykre, że zespół z tak fantastycznymi wydawnictwami jak te oczywiste pierwsze dwie, ale i pewnie z trzy kolejne, od przeszło dwóch dekad nie ma nic ciekawego do zaprezentowania.
Na pocieszenie powiem Wam jednak, że w przypadku najnowszej płyty jest i tak o wiele lepiej niż na kilku ostatnich albumach. Tamte były słabe, ten jest nudny, choć ma jakieś tam jaśniejsze fragmenty. Chwilami takich kawałków jak „The Sixth Day” czy „Pretty World, Pretty Dies” da się słuchać. Dlaczego? Bo pobrzmiewają w ich echa właśnie tego wczesnego Rotting Christ, ale i to nie przez całą długość utworu. Reszta mnie totalnie usypia i nudzi. A do tego niemal wszystkie numery poprzedzone są mini intrem – czy to przedmową Sakisa, czy brzękiem mieczy czy jakimś wichrem. Ale nawet to wypada słabo i jakoś tak generycznie. Wokal Sakisa prowadzony jest tak, jakby w studio jednym okiem patrzył na tekst, a drugim śledził mecz w telewizji – żadnej pasji, uczucia w tym nie słyszę. A chóralne czy damskie wokale brzmią jak poupychane na siłę, byle jakoś ten krążek rozruszać. Jak się możecie domyślać – z martwym skutkiem. No i żeby jeszcze choć przekaz był interesujący, a jak człowiek wsłucha się w te teksty to ma poczucie obcowania z lirykami pisanymi przez nastolatka. Lub AI. Byle jakoś tam brzmiały i można było śpiewać refreny.
Nawet produkcja jest jakaś taka nijaka, na pół gwizdka, jakby chcieli przyoszczędzić na godzinach w studio, bo i tak kto ma kupić to kupi, zagra się trasę tu i tam i jakoś tam człowiek dociągnie do kolejnej płyty za trzy – cztery lata.
Nie wiem dlaczego, ale „Pro Xristou” w jakiś sposób kojarzy mi się z dokonaniami Behemoth – brzmi tak samo nudno, generycznie i słychać, że został napisany z totalnym wyrachowaniem – jako typowy produkt na sprzedaż. W Polsce jego odpowiednikiem byłby zespół pod szyldem TolisPol albo RottingChristex. I żeby było jasne – niech sobie robią co chcą, ja po prostu już nie jestem ich fanem i tyle. A szkoda, bo naprawdę lubiłem ten zespół.
Po co recenzować płytę zespołu, którego się nie lubi ??? Samo to stwierdznie sprawia, że trudno uznać tą recenzje za obiektywną. Zgadzam się, że najnowsza płyta oraz Heretics sprawiają wrażenie, że zespół złagodniał i trochę odpływa na nieznane wody. Jednakże poprzednie płyty są mega, począwszy od Sanctus Diavolos, Genesis, Theogonia, Aealo, Kata Ton Daimona Eaytoy, Rituals. Brutalne, szybkie, z ciekawymi rifami, każda płyta jest inna, na każdej jest coś ciekawego. Mówienie, że w 21 wieku nic ciekawego RC nie wydał to bluźnierstwo.