Wydawca: Ossuary Records
Stołeczny Rascal podobno ostatnio narobił lekkiego namieszania przy jakichś eliminacjach na Mystic Festival czy coś. Tak słyszałem przynajmniej. U mnie ten krążek leży już jakiś czas i myślę sobie – a więc to ten moment.
Jest to debiut tych speed/heavy metalowców, a ja generalnie do polskich zespołów heavy metalowych podchodzę z życzliwą, ale jednak rezerwą. Jeśli chodzi o kraj kwitnącej cebuli, to jakoś nie kojarzę kapeli, do której bym wracał – nie z tych nowożytnych w każdym razie. „Lost Beyond Reason” na tym tle wypada może i ciut lepiej, ale też raczej nie zwiastuję sobie odcisków na opuszkach od wyciągania płyty ze slipcase’a.
Bo Rascal nagrał płytę fajną, którą można kilka razy przesłuchać z zadowoleniem, ale na tym w moim przypadku przygoda się kończy. Podobają mi się tu nawiązania do tuzów gatunku spod znaku heavy oraz speed metalu. Ze strun lecą iskry, perkusja napędza tempo, gitarmieni popisują się nienajgorszymi solóweczkami… Słabym ogniwem w mojej opinii jest wokal, słychać trochę ponglish i brzmi trochę jakby brakowało mu luzu. I trochę mi nie leży. Próbowałem się przekonać i mimo wysiłków – no nie umiem.
Nie wiem natomiast jak ten zespół zaprezentował się na żywca, bo jak pisałem na początku – ponoć wypadają nieźle. Możliwe, że tak jest – często zespoły z przeciętnymi albumami wypadają nieźle na żywca (w drugą stronę to też oczywiście działa). Więc może jak zobaczę Rascal podczas koncertu to jakoś bardziej się z nimi polubię. Póki co jest solidnie, ale raczej przeciętnie – i w tym typie muzyki chyba wolę wrócić do klasyków niż epigonów.