Skip to main content

Wywiad z Porta Nigra chodził mi po głowie już kilka lat temu, gdy wydali genialny „Kaiserschnitt”, ale jakoś w końcu do tego nie doszło. Jednak początkiem roku ukazał się świetny „Schöpfungswut”, więc tym razem nie mogłem sobie darować odpytania Gilles de Rais’a, jednego z dwóch filarów tej hordy. Nie przemęczał się z odpowiedziami, no ale trudno, niech muzyka odpowie za siebie – a ta jest najwyższych lotów. 

Oracle: Hailz! Nowa płyta stała się faktem jakiś czas temu. jakie uczucia towarzyszyły wydaniu tego albumu? Ekscytacja, że nadchodzi coś nowego, ulga, że macie to już za sobą, czy może jeszcze coś innego?

Gilles de Rais: Powiedziałbym, że to wszystko co wymieniłeś razem do kupy. Długo to wszystko trwało, a teraz wypatruję już nowej muzyki.

O.: Pomiędzy „Kaiserschnitt” I „Schöpfungswut” jest pięcioletnia przerwa. Czemu zeszło Wam tak długo z wypuszczeniem swojej trzeciej płyty? Osobiście uważam, że muzyka Porta Nigra to wyzwanie zarówno dla Was jak i dla słuchaczy, ale aż pięć lat?

G.: Wewnątrz zespołu działo się wiele rzeczy, których nie było widać na zewnątrz. Pod względem muzycznym „Schöpfungswut” był gotowy kilka miesięcy po wypuszczeniu “Kaiserschnitt”, ale również wiele rzeczy musiało zostać w tym czasie zrobionych. Tak w zasadzie, w owym czasie mieliśmy dwa albumy i nie wiedzieliśmy, który skończyć wcześniej. Potem zdecydowaliśmy, żeby dokoptować nowego wokalistę, co też trochę nam zabrało czasu. Potem zmieniliśmy wytwórnię, musieliśmy wpasować się w ich grafik, no i tak zleciało cztery i pół roku. Ale owszem, przerwa jest spora. Poza tym rynek zapychają co dzień nowe wydawnictwa. No a poza tym staram się pracować nad albumem tak długo jak to potrzebne, stawiam jakość nad ilość.

O.: No właśnie, „Schöpfungswut” to pierwsza płyta z nowym wokalistą, Tongue. Co zadecydowało o poszerzeniu składu Porta Nigra? Jaki jest status nowego członka – czy Tongue jest pełnoprawnym muzykiem czy po prostu wokalistą, bez prawa decydowania o kierunku Waszej muzyki?

G.: Jako, że „Schöpfungswut” to typowo black metalowy album potrzebowaliśmy kogoś z głodnym i młodym sercem, który potrafiłby zinterpretować teksty we właściwy sposób. Pochodzi z naszej lokalnej sceny, ponadto jest dość aktywny, więc znaliśmy się już wcześniej. Rzekłbym, że obecnie jest pełnoprawnym członkiem, który bierze udział w pisaniu nowej muzyki i tekstów, ale wciąż głównodowodzącym jestem tutaj ja.

O.: Póki co nie widziałem żadnych negatywnych recenzji Waszego materiału. Chyba, że Ty jakieś widziałeś? Czy pozytywne recenzje są dla Ciebie presją? Na zasadzie, że zdajesz sobie sprawę, iż po świetnie przyjętej płycie nie możesz obniżyć lotów przy kolejnej…

G.: Nie no, niepochlebne recenzje też nam się zdarzały, szczególnie w niemieckiej mainstreamowej prasie, z czym jednak nie mam problemu. Odkąd zmiażdżyli „Dictus te Necare” a potem „666 International” uważam niemieckich recenzentów za absolutnych wrogów każdego, kto bierze swoją sztukę na serio. A jako że przeciętny niemiecki recenzent to przykład typowego nieudacznika, biorę za dobrą monetę gdy mieszają moje wydawnictwa z błotem. Ale żebyś nie odniósł mylnego wrażenia: Porta Nigra dzieli krytyków pod względem opinii, niemniej jednak mamy również masę wspaniałych recenzji. Presja oczywiście jest, ale pojawia się głównie z mojej strony – jestem swoim najsurowszym krytykiem.

O.: Nie wiem jak inni recenzenci, ale ja słyszę u Was spore zmiany – dwa wcześniejsze albumy są dość awangardowe, a określenie „dark metal” pasuje do nich znakomicie, szczególnie do „Kaiserschnitt”. Nowy album jest zdecydowanie bardziej zorientowany na klasyczny black metal – riffy, atmosfera, sposób skomponowania utworów…

G.: Cóż, myślę że to jest akurat oczywiste, hehe! Tak, chciałem mieć na swoim koncie jakiś typowo black metalowy krążek z logiem Porta Nigra, by zobaczyć jak to wyjdzie. Jak dla mnie 0 wyszło bardzo dobrze. Co nie znaczy, że nagle zamienimy się w standardowy zespół black metalowy. Po prawdzie nasz czwarty album znów będzie bardzo różnorodny.

O.: Pomimo tych niezaprzeczalnych black metalowych korzeni, które są słyszalne na nowym albumie, Wasza muzyka jest wciąż bardzo „teatralna”, zgodzisz się?

G.: Tak, szczególnie, że określenie „teatralny” bardziej do nas pasuje niż „awangardowy”.

O.: OK, a skąd zamiłowanie do tych wszystkich tematów „Fin de Siecle”? Poza tym, że to jeden z najbardziej wpływowych okresów w historii dla sztuki czy filozofii, co Ciebie skłoniło, by wejść głębiej w ten temat? Pasuje Wam ten szyld „decadent dark metal” czy traktujesz go po prostu jako kolejną łatkę, naklejkę wymyśloną przez wytwórnię?

G.: Gdy zakładałem zespół tematyka ta była dla mnie ważna, sam byłem bardzo przywiązany do autorów z tego okresu i ich dzieł a także myśli ducha epoki. Myślę, że od tego czasu rozwinąłem się w stronę zdrowszej i silniejszej osobowości, ale ta łatka mi ani trochę nie przeszkadza. Wciąż pełni ważną rolę tak dla mnie, jak i dla zespołu.

O.: Debemur Morti Productions, Arachnophobia Records, Soulsller Records – same bardzo dobre nazwy, co możesz powiedzieć o współpracy z nimi? Szczególnie, jak Ci się współpracowało z Krzyśkiem?

G.: Tak, rozpuściły nas te labele. Wszystkie są świetne. O Krzyśku wiele Ci nie powiem, bo mój główny kontakt był z tym drugim kolesiem, ale odniosłem wrażenie, że to całkiem wporzo koleś, bardzo miły i stąpający mocno po ziemi, kierujący się dewizą „mało mów, dużo rób”, co bardzo mi odpowiadało.

O.: I co pan na to, panie Krzysztofie Słyż? Dobra, w jednym z wywiadów oświadczyłeś, że nie czujesz się się częścią niemieckiej sceny, a według Ciebie sami Niemcy zawodzą w gatunku jakim jest black metal. Skąd taki krytycyzm?

G.: Bo to prawda, no może z wyjątkiem kilku zespołów, o których tam wspomniałem. Na całej niemieckiej scenie jest zbyt dużo gadania, zbyt dużo ludzi z umysłowymi problemami, a za mało konkretnego działania.

O.: Za to teksty macie niemieckojęzyczne, co uważam za doskonały pomysł – świetnie współgrają z muzyką i jej duchem, między innymi z uwagi na szorstkość języka niemieckiego. Były jeszcze jakieś inne powody, dla których zdecydowałeś się użyć tego języka? Patriotyzm może?

G.: Nie, nie nazwałbym tego patriotyzmem. Wierzę, w bezpośrednie nawiązania. Im krótsza droga, jaką ma przebyć wiadomość, tym lepiej. Jeśli musiałbym przetłumaczyć swoje abstrakcyjne myśli na język, który nie jest moim naturalnym, przekaz uległby zatarciu. Nie chcę tego robić, szczególnie iż uważam nasze teksty za coś, co odróżnia nas od reszty zespołów.

O.: To jeszcze o okładkach – wszystkie trzy są bardzo symboliczne i dają jasną informację, odnośnie warstwy litycznej jak i ducha danej płyty, czyż nie? A przy okazji, jak wygląda u Was proces wyboru okładki?

G.: Tak, lubię gdy nasze okładki emanują tematyką i estetyką odpowiednią dla Porta Nigra, czyli fin de siecle, dekadencją i były tak daleki od typowych heavy metalowych front coverów jak to tylko możliwe. No i muszą podkreślać koncept liryczny, to ważne.

O.: Nie zamierzacie grać koncertów, dlaczego? Nie uważasz, że Porta Nigra sprawdziłaby się jako byt sceniczny czy są jeszcze jakieś inne powody?

G.: Po prostu mnie to nie interesuje. Chcę tworzyć, a nie grać dla innych. Przecież pisarz czy malarz nie wyjeżdża w trasę – dlaczego więc powinien to robić muzyk? Rozumiem, że w dzisiejszych czasach w biznesie zwanym muzyką metalową, ważne jest żeby zrobić karierę, ale mnie to nie dotyczy. Chcę stać się jak najlepszym w swoim fachu z każdym dniem. Tworzyć. Nie odtwarzać.

O.: Trzynaste pytanie: największy pech w historii Europy w twojej opinii to…?

G.: Prawdopodobnie zabójstwa Arcyksięcia Ferdynanda lub fakt, że Cesarz Wilhelm II został raniony podczas swoich narodzin i próbował zrekompensować sobie swoją fizyczną niepełnosprawność prowadząc agresywną politykę zagraniczną, co na pewno nie pomogło w powstrzymaniu I Wojny Światowej. Przy okazji, taki jest ostateczny koncept płyty „Kaiserschnitt”.

O.: Ok, to teraz coś z zupełnie innej beczki – obydwaj w jakiś sposób jesteście powiązani z niemieckim zespołem Membaris. Wciąż się w nim udzielacie? Słuchałem kilka razy ich twórczości i cóż – całkiem fajny, tradycyjny black metal, raczej daleki od twórczości Porta Nigra…

G.: Nie, ale wciąż się przyjaźnimy.

O.: To wspaniale. Skoro bardziej siedzisz w klimatach awangardowych, zastanawiam się, czy słuchasz zespołów muzycznie zbliżonych do Porta Nigra?

G.: Raczej nie, słucham głównie oczywistej klasyki z Norwegii. Z innych rzeczy – totalnie uwielbiam niemiecki band Tottenmond. Dla mnie są genialni.

O.: Ok, to chyba wszystko co na tę chwilę chciałem wiedzieć. Wielkie dzięki! Pochwal się jeszcze czego słuchałeś odpowiadając na ten wywiad, a ja czekam na kolejne wieści związane z Porta Nigra.

G.: Lugubrum „Herval”.

Oracle
17332 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj