Wydawca: Selfmadegod Records
Pierwsza moja styczność z gdańskim Ogotay miała miejsce niedawno, bo przy okazji ich wizyty w stolicy Podkarpacia na gigu z Pandemonium. Przed koncertem zapoznałem się z debiutem, ale nie powiem, żeby mnie jakoś szczególnie zachwycił. Podobnie było z gigiem: pamiętam śmieszne gacie Świerszcza i to, że piwo było zimne.
Jednak skusiłem się na zapoznanie z nowym materiałem, bo uznałem, że coś w tym może być ciekawego. I przyznam szczerze, że wcisnąłem „play” i mnie przyjebało porządnym sierpowym. Pierwsze dźwięki i numer tytułowy „Dead God’s Prophet” dały mi do myślenia. Dobry numer, ryki w stylu Glena Bentona, ciekawie wkomponowane plamy klawiszy. Myśle: „Kurwa będzie coś z tego”. Naprawdę dobry numer. Jak aperitif zaostrzył mi smak na pozostałe dania (się znaczy numery). I tu jest problem… Stare radzieckie przysłowie mówi: „Im dalej w las, tym bardziej nasrane”. I tak to mniej więcej wygląda w przypadku tej płyty. Z czasem coraz gorzej. No może nie tragicznie, bo cały czas wałkuje się tu techniczny death metal z tej wyższej, moim zdaniem, półki. Nie zmienia to faktu, że dla mnie ta płyta to pierwszy utwór i kilka kolejnych, niezidentyfikowanych z riffu, nazwy czy czegokolwiek. Nic mi w pamięć nie zapada. Aż się łezka w oku kręci jak pomyśle sobie o tym, co Świerszcz wyczyniał w Yattering i jak ja się tym kurwa jarałem. Przecież kasetę „Murder’s Concept” to ja prawie do czysta zjechałem. A Ogotay, jaki jest każdy słyszy. Ja nie mam przekonania. Od kapeli z takimi muzykami powinno się wymagać czegoś lepszego.
Dresiarska maksyma głosi „Płacę i wymagam”. Ja za promo nie zapłaciłem i o kupowaniu „Dead God’s Prophet” raczej nie myślę.
Ocena: 6/10
Tracklist:
1. | Dead God’s Prophet | ||
2. | Antiseptic Hell | ||
3. | Axis Mundi | ||
4. | Entering the Void | ||
5. | Bastards and Orphans | ||
6. | Kneel and Die | ||
7. | The Wasteland | ||
8. | Huge Fucking Nothing |