Skip to main content

Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem w Rzeszowie na koncercie. No dobra, na Epitome byłem i na Goryczy, ale biorąc pod uwagę, że swego czasu fajne gigi były u nas co tydzień to teraz, gdy fajne gigi mamy raz na dwa miesiące, a i to nieregularnie – jestem zadowolon.

A wszystko przez to, że w Pub Underground miał sobie zagrać koncert Nuclear Holocaust wraz z Enterchrist i lokalnym zespołem o uroczej nazwie Aborcja. Że nie wszystko się udało – to o tym za chwilę.

Do klubu wbiłem chwilę po 19:00. Kolejka młodzieży przede mną była naprawdę spora. Ale szoku doznałem dopiero jak zszedłem do Podziemia – nie wiem, czy wrażenie sporego tłumku odniosłem po tym, że przestrzenie w Undergdoundzie są dość klaustrofobiczne, czy po tym, że ludzi faktycznie było sporo. A większość – no tak powiedzmy miała max dwadzieścia lat. To cieszy, zobaczymy tylko ile osób z nich spotkam na koncercie za piętnaście lat? Się okaże.

Dobra, kupiłem piwko przy barze i wpadłem na kolegę Wojtka, który siedział za winklem z Pałą i Kostkiem, onegdaj z Epitome właśnie, więc przy piweczku rozprawialiśmy na bieżące tematy społeczno – polityczne plus ploteczki lokalne. Było milo. Na tyle miło, że w sumie nie chciało mi się wstawać, gdy na scenę weszła Aborcja. Sorry guys, wiem, że to było wasze demo – release – party. Z opisu był to thrash i mniej więcej coś takiego dopływało do mnie zza ściany. Do tego mają fajne logo. No i w końcu w Rzeszowie można było mieć aborcję za dwadzieścia zeta. Obiecuję, że następnym razem obczaję, co to za zespół, o ile dożyją (i ja) do kolejnej okazji.

W dzień koncertu okazało się też, że nie zagra Enterchrist z powodów zdrowotnych. Szkoda, bo chciałem se ich obejrzeć w końcu. Może następnym razem.

Piwka znikały w miłym tempie, ale w którymś momencie zza ściany dobiegł świński kwik, to znak że lubelsko- świdnicki band Nuclear Holocaust (choć z rzeszowskimi korzeniami as well) wbił na scenę Undegroundu. Lubię ich, lubię ich płyty i muzykę ich lubię, więc stwierdziłem że podniosę jednak tę dupę i pójdę sprawdzić czy dalej są w formie. A więc – owszem, są. Ich klasyczny grindcore na modłe Repulsion, Napalm Death, Terrorizer i im podobnych nadal wypada znakomicie. Buja! Nie dziwota więc, że młodzież ruszyła w tany i poobijała się od siebie w rytm czy tam takt lub pod melodie Nuclear Holocaust. Kapela wyglądała na zadowoloną, luźna konferansjerka Bloodseekera zagrzewała do moshu. Podczas ich koncertu widziałem też po raz pierwszy najbardziej kuriozalną rzecz w ostatnich latach – dwuosobową ścianę śmierci. No, normalnie dwóch typów stanęlo naprzeciw siebie i zrobilo death wall, jakby za nimi stała armia po trzystu mutantów. No, spoko – mamo, chcę ścianę śmierci! Cicho, mamy ścianę śmierci w Rzeszowie… ehe. Generanie jednak spoko, z numeru na numer temperatura rosła, co dało się odczuć i wyczuć, bo po wyjściu jebałem potem i fajkami choć nie tańczyłem i nie paliłem. Nie wiem, ile numerów zaprezentowali tego wieczoru w Rzeszowie chłopacy z Nuclear Holocaust – no pewnie koło dwudziestu, szczególnie, że zmusili ich do bisów.

Po koncercie poszedłem pić piwka dalej, a jak już stwierdziłem że pora na mnie, to grzecznie się z wszystkimi pożegnałem i udałem do domu. Taka to krótka relacja znad wyraz miłego wieczoru w towarzystwie fajnych ludzi i grajndkora.

Oracle
17787 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj