Wydawca: Iron Bonehead Productions
Ociebaton, w życiu bym nie powiedział, że Nigrum to zespół z Meksyku (choć to się trochę pozmieniało, o czym za chwilę). Co prawda nie jestem jakimś wybitnym znawcą zespołów z tego kraju, jednak słysząc „Blood Worship Extremism” na myśl przychodzą mi całkiem inne rejony globu.
A wspomniany krążek to druga płyta w dyskografii zespołu, po wydanej dwa lata temu debiutanckiej „Elevenfold Tail”. I pierwsza z którą mam styczność. Nie wiem więc jak na poprzedniczce było, ale tutaj dostajemy doprawdy wspaniałą dawkę opętanego black metalu. Brzmienie przeszywa słuchacza chłodem piwnicy na wskroś, a przy tym czujecie jakby za sprawą muzyki Nigrum gorące języki ognia sunęły po Waszym ciele. W tej muzyce czuć opętańczy pierwiastek, szczególnie w riffach – z jednej strony wpadających w ucho, z drugiej dzikich i nieokiełznanych. Szczególnie, gdy zespół przyspiesza, a robi to dość często, a zarazem z doskonałym wyczuciem (jak w zamykającym całość „Murder Dweller” na przykład). Czasem jest z kolei mniej melodyjnie, a zespół po prostu stawia na wściekłość, przeplataną zarazem z jakąś trudną do określenia mistycznością – wtedy na myśl przywodzi mi wczesny Marduk, ten z lat dziewięćdziesiątych. W takim „Where Mountains Collide” z kolei dostajemy dawkę lekko podniosłego black metalu kojarzącego mi się z Immortal. Ale mamy tutaj też sporo fragmentów bliższych temu, co robiło choćby takie One Tail, One Head czy Celestial Bloodshed – dzikie i rytmiczne, z basem imitującym serce zastygające w przerażeniu („Splendour of the World”, który bardzo mocno kojarzy mi się zwłaszcza z pierwszym z wymienionych zespołów, szczególnie bliżej końca tego numeru).
Generalnie całość wypada znakomicie. „Blood Worship Extremism” to album który w doskonały sposób miesza tradycyjne skandynawskie wzorce z tym, co dziś oferuje black metal. Wyszła z tego bardzo dobra płyta, dzika, osadzona w kanonie czarnej sztuki i przede wszystkim szczera. Nie słyszę tutaj pozy czy usilnego wypatrywania, w którą stronę teraz powinniśmy się zwrócić, by pozostać na wznoszącej fali black metalu.
Jak wyczytałem z notki, Nigrum obecnie rezyduje w Szwecji, liczę więc, że jakaś (nie)dobra duszyczka ściągnie ich przy najbliższej okazji nad Wisłę, a bezlitosny Ojciec Czas zezwoli mi na uczestnictwo w tym misterium. Bo słuchając „Blood Worship Extremism” jestem przekonany, że tak właśnie wyglądają koncerty Nigrum. Jednak zanim to nastąpi – odtworzę sobie ten materiał jeszcze raz.