Skip to main content

Właśnie próbowałem policzyć kiedy ostatnio widziałem na żywo Mord’A’Stigmata i wychodzi mi, że minęło od tego czasu pięć lat. No kurwa, jakim cudem?

Ile by nie minęło, nareszcie widziałem ich ponownie. I bardzo się ucieszyłem, gdy informacja o ich wspólnej trasie z Sunnata i Entropia pojawiła się w internetach. Zaznaczyłem tę datę w kalendarzyku, no i starałem się, ażeby nic nie stanęło na przeszkodzie w mojej wizycie w Krakowie. No i nawet mi wyszło, czego dowodem jest niniejsza relacja.

Delegacja z Chaos Vault  w liczbie dwóch – Pathologist i ja, stawiła się w Kamiennej 12 na chwilę przed rozpoczęciem i w sumie wielu osób jeszcze nie było. Kamienna 12 to fajna miejscówka, może nie tak fajna jak Zet Pe Te (na zawsze w naszych sercach), ale spoko. W środku jedynie zimno, no ale czego się spodziewać, skoro lokal to jakaś opuszczona hala. Po ogarnięciu biletów wbiliśmy więc, zaopatrzyli się w napoje i spokojnie oczekiwali na rozwój sytuacji. I tu znów mój ból dupy, ale o ile wiem to nie tylko mój – na chuj jest ta kotara oddzielająca klub od części powiedzmy barowej – komu przeszkadza, że ktoś se będzie stał pod barem i oglądał koncert? Szczególnie, że bar jest jeden, a kolejki nie są jakieś ultra krótkie nawet przy kilkunastu osobach…

Ponarzekał, to teraz do rzeczy. Pierwszą kapelą w ten piątkowy wieczór była Entropia. Lubię ten zespół, totalnie mnie kupili płytą „Vaccum”, a i przecież „Ufonaut” nie była wiele gorsza. Na scenie natomiast wypadają totalnie wspaniale, o czym przekonałem się po raz pierwszy gdy supportowali Gold. Dziś scena była trochę większa, ale i z nią poradzili sobie bardzo dobrze. Do dyspozycji mieli jakoś niecałą godzinę i bardzo dobrze rozdysponowali ten czas. A to niekoniecznie łatwa sztuka, jeśli ma się w repertuarze numery po dziesięć minut. I tak, zagrali „Poison”, który jest chyba ich najlepszym kawałkiem, z tym totalnie wytripowanym momentem – musielibyście zobaczyć jak cała sala się przy tym gibała. Ciekaw jestem nowej płyty, bo ten zespół zaskakuje, a ostatni krążek postawił poprzeczkę bardzo wysoko. Oczywiście nie mogło zabraknąć jakichś najebanych żłobów, co darły pyska, żeby napierdalać. No, w chuj pasuje do tej muzyki, nie ma co.

Entropia skończyła grać, a ja udałem się pod bar. Woźnicą byłem i powiem tak – doskwiera mi wybór bezalkoholowych piwek o dobrym smaku. Co za problem wprowadzić Białe 0% skoro ma się już na barze normalne alkoholowe Białe? A tak to człowiek był skazany na chujowego Heinekena i RedBulla.

Postaliśmy chwilę i poplotkowaliśmy, ale nie jakoś wybitnie długo, bo o wyznaczonej godzinie na scenę weszła Sunnata. Przyznam, że to Pathologist jest większym fanem ich muzyki niż ja, pewnie on podzieliłby się z Wami bardziej merytoryczną opinią i relacją, ale taki przyjęliśmy podział obowiązków, że tym razem jesteście zdani na mnie. O tym, że za chwilę przeniesiemy się do Południowej Azji, ze wskazaniem na Indie informowały już doznania węchowe – wszystko dzięki kadzidełkom. Nie powiem, robiło to klimat. No a potem na scenę weszła Sunnata. Podobało mi się – szczególnie w momentach, gdy faktycznie odlatywali w te hinduskie rejony. Były momenty, że trochę bardziej się wyłączałem w momentach wolniejszych, pozbawionych tego typowego drive’u – tu moim zdaniem trochę było mulone. Niemniej jednak sam koncert  oceniam dobrze, a widziałem ich chyba po raz pierwszy na żywca.

No i czas na danie główne – Mord’A’Stigmata. Prawda jest taka, że gdyby nie ten zespół to pewnie nie fatygowałbym się do Krakowa specjalnie. Współczuję równocześnie Wrocławianom, którym los spłatał jebanego figla i nie mogli obejrzeć tego zespołu na żywo. Przygotowany byłem na to, że nie mogę być na nic przygotowany i ich koncert potoczyć może się różnie. Że obecnie wymykają się ramom na tyle, że nie ma co się nastawiać na „regularny” show. O dziwo – zaczęli kawałkiem z „Ansia”, by następnie przejść bodajże w numer z „Dreams of Quiet Places”.  I dopiero potem zaczął się set z najnowszą płytą – bardzo byłem ciekaw jak wypadną na żywo z tymi kawałkami. Tak jak możecie przypuszczać – wypadło to wszystko doskonale. Łukasz pokazał, że czyste wokale nie sprawiają mu problemu również na żywo. No i saksofon (w sumie dwa) też rozdał, mimo że chwilami trochę chujowo go nagłośnili i nie przedostawał się spod gitar. Perkusja – wspaniała. Te motywy z „Like Ants and Snakes” odegrał idealnie, szacuneczek. Mord’A’Stigmata obecnie to nie tylko jeden z najlepszych zespołów w ogóle, łamiący schematy, ale też świetna ekipa koncertowa. Udowodnili to po raz kolejny tym koncertem. Widać też, że granie na żywo to jest totalnie ich bajka i potrafią te introwertyczne numery odegrać w istnie mistrzowski sposób przed paroma setkami słuchaczy.

Więc mogę śmiało powiedzieć, że to był koncert bez ani jednego słabego występu. Ludzie psioczyli na ceny, ale zapewniam Was, że występy Entropia, Sunnata i Mord’A’Stigmata były warte każdej złotówki i każdego przejechanego kilometra.

A na powrót to już było tradycyjnie – maczek po drodze, rozmowy o Furii i takie tam. Generalnie już wypatruję kolejnej sztuki, na jakiej mógłbym się stawić.  

Oracle
17779 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj