Wydawca: Malignant Voices / Terratur Possessions
Nie wiem, czy jest jakikolwiek recenzent, który będzie poddawał ten album krytyce w oderwaniu od macierzystych formacji muzyków. Zastanawiam się więc, czy silić się na oryginalność i za wszelką cenę udawać, że nie porównuję jakoś tej muzyki do innych zespołów, czy po prostu być szczerym, ale usadowić się w dużym gronie innych osób, które w podobny sposób podchodzą do Mānbryne.
Nie wiem, na ile w zamierzeniu Pawła Mānbryne ma być kontynuacją Oremus, na ile odskocznią od Blaze of Perdition, a na ile całkowicie autonomicznym bytem. Nie umiem słuchać Mānbryne i nie wyszukiwać podobieństw i różnic – a przynajmniej miałem tak na początku obcowania z tym albumem. Jednak im więcej odsłuchów (a uwierzcie mi, zaliczyłem ich już naprawdę sporo), tym bardziej zagłębiam się po prostu w tę muzykę. Podkreślam równocześnie, że jest tu na czym zawiesić ucho. Pięć utworów zawartych na „Heilsweg: o udręce ciała i tułaczce duszy” pokazuje kunszt muzyków pod każdym względem – kompozycji, tekstów i klimatu, a czynniki te przeplatają się i są od siebie wzajemnie zależne. I oczywiście skojarzenia z wiadomymi zespołami z Lublina są tutaj siłą rzeczy na miejscu, choć pogrzebałem w sieci i widziałem już stwierdzenia, że Mānbryne brzmią jak Mgła albo Czort, hehe… Trudno, we internecie wszystkie widzą żeś debil. Wracając do „Heilsweg: o udręce ciała i tułaczce duszy” wchodzi mi o wiele lepiej niż „The Harrowing of Hearts”, do którego po premierze już jakoś nie wracałem zbyt często. Chyba na płycie Mānbryne jest więcej elementów, które mnie przekonują – kompozycje, pomimo że niezaprzeczalnie agresywne, to wpadają jednak w ucho. Słuchacz czuje, że są one przede wszystkim dopracowane. To słowo jako pierwsze przychodzi mi na myśl, gdy ktoś pyta, jaki jest ten krążek Mānbryne . Przede wszystkim jest dopracowany, ale przez to nie wyzuty z emocji, jakie wyzwala ta płyta . A wręcz przeciwnie. Żeby wymieniać plusy tego albumu dalej – polskojęzyczne teksty w połączeniu z bardzo dobrymi wokalami Sonneilona wciągają – nie są tylko jakimś tam pierdoleniem do muzyki, ale ważną i integralną częścią. Bez nich „Heilsweg: o udręce ciała i tułaczce duszy” traciłby bardzo wiele, na każdej płaszczyźnie. Każda kolejna minuta spędzana z tą muzyką sprawia, że coraz bardziej wciągam się w te eschatologiczne doznania, z których gwałtownie wytrąca mnie ucięty koniec – jakby ktoś nagle włączył bardzo mocne światło i momentalnie rozproszył gęstniejącą z każdą chwilą ciemność. Autentycznie za każdym razem czuję pewne oszołomienie i pytam sam siebie – co się wydarzyło? Odruchowo włączam więc debiut Mānbryne po raz kolejny.
Nie wiem, jak przedstawia się kalendarz wydawniczy innych, ważnych polskich i nie tylko polskich, zespołów black metalowych. Podskórnie czuję jednak, pomimo tego że dopiero kwiecień, że mało która premiera w tym roku będzie miała możliwość przyćmić ten album. Mānbryne z momentem wydania tego albumu ustawiła poprzeczkę bardzo wysoko. Zarówno sobie, jak i innym.
Ocena: 10/10
Tracklist:
- Pustka, którą znam 2. W pogoni za wiarą 3. Ostatni Splot 4. Majestat upadku 5. Na trupa trup