Pamiętliwe skurwisyny z tego Loathing. Kilka lat temu zrecenzowałem ich debiutancką płytę „We Are the Hunt” i pamiętam z niej tyle, że nic z niej nie pamiętam. Ale recenzję zakończyłem słowami „Będę obserwował”. Więc chłopaki wykorzystali to i podesłali do obserwacji nowy album.
Więc jak to będzie tym razem, w przypadku „Altars to the Ones Above”? O ile w przypadku debiutu długo się przekonywałem i do końca mi się nie udało, tak na dwójce wszystko poszło sprawniej. Wydaje mi się, że z uwagi na to, że ten album jest bardziej bezpośredni, mniej przekombinowany. O ile na jedynce kojarzę, iż sporo było sludżowych zamuleń, jakichś nie do końca w moim stylu, tak tutaj prym wiedzie jednak death metal. Dość oryginalny, niejednoznaczny, ale jednak death metal. No i cechuje go naprawdę dobry drive – odpalcie sobie na przykład „Curse of Consciousness” czy „Slaves”, ale podobne rzeczy dzieją się również i w innych kawałkach z „Altars to the Ones Above”. Mianowicie – mamy tutaj energię i ciężar, bez zbędnych rozpraszaczy. Oczywiście Loathing nie skupia się tylko na death metalowym pierdolnięciu, nie brakuje tu solówek. Dostajemy też różne breakdowny czy jak to tam się nazywa i one wchodzą mi lepiej niż miało to miejsce przy okazji debiutu – „Fend off the Wolves” to taki przykład, gdzie nieźle to Warszawiakom wyszło. Generalnie rzecz ujmując jest to po prostu lepsza płyta od poprzedniczki. Dla mnie osobiście jest też bardziej przystępna, z uwagi na zwiększenie stężenia death metalu w całości.
Moim zdaniem postęp w tej muzyce jest niezaprzeczalny, może jeszcze nie znokautował mnie ten zespół, ale już solidnie poturbował. Więc teraz już z premedytacją piszę na końcu, że będę obserwował, bo wiem, że wtedy kapela o mnie nie zapomni przy albumie numer trzy.
Ocena: 7,5/10
Tracklist:
1. | Altars to the Ones Above | ||
2. | Curse of Consciousness | ||
3. | Anti-Life Code | ||
4. | Slaves | ||
5. | Fend Off the Wolves | ||
6. | Lifeforce | ||
7. | Like Ravens, Like Crows | ||
8. | Sacred Heart |