Wydawca: Redefining Darkness Records
A powiem Wam, że miałem ochotę na jakieś takie niezobowiązujące napierdalanie i akurat w ręce wpadł mi album Kryptik Mutation. Po logówce zdawało mi się, że u Amerykanów będzie więcej thrash metalu niż death metalu, a tu niespodzianka.
Po tym jak wpakowałem się na ich profil na fejsbuniu obawiałem się, że to jakieś chujowe heheszkowe granie, bo nie ma wielu zespołów (a przynajmniej ja nie znam wielu), które sobie robią memy same ze sobą. Ale odpaliłem „Pulled from the Pit” i szczęśliwie okazuje się, że muzycznie to takie całkiem na serio granie. Ich muzyka to taki klasyczny death/thrash metal. Z przewagą tego pierwszego członu. Pierwszą kapelą, jaka przychodzi mi na myśl, jeśli zapytalibyście mnie o jakieś tam wpływy, jest Malevolent Creation, ale też wczesny Cannibal Corpse, może Suffocation. Usłyszeć można i Slayer albo Dark Angel czy Sepulturę ze środkowego okresu. Czyli klasyka klasyki. I fajnie.
Kryptik Mutation udanie komponuje swoje numery, czerpiąc z wymienionych bandów całymi garściami. Wypada to jednak przyzwoicie. Mocne, brutalne, wpadające w ucho łupanie. Ale też na tyle ograne, że wymazuje się z pamięci wraz z nastaniem ciszy w głośnikach. Myślicie – to już? Który numer najbardziej mi się podobał? Czy któryś był brutalniejszy od innych? Albo w którym było najwięcej thrash metalowych naleciałości? I nie umiecie sobie odpowiedzieć bo już w ogóle nie pamiętacie niczego z „Pulled from the Pit” poza tym, że było fajne. Nie zajebiste, nie chujowe, nie odkrywcze. Po prostu fajne. No to odpowiedzcie sobie teraz, ile po prostu fajnych krążków przewinęło się przez Wasze życie i czy coś one zmieniły.
Ano właśnie. I debiut Kryptik Mutation też nie zmieni w nim niczego. Da Wam pół godziny miło spędzonego czasu i tyle. Ale pewnie i szybko o nim zapomnicie.
Ocena: 6,5/10