Skip to main content

Wydawca: Godz ov War Productions

To, że Ifryt, który swoim debiutem wywołał niemal zamieszki w podziemiu, powróci, było niemal pewne. Pytanie było tylko, jak to zrobi i czy znów nastąpi ekstrementornado. Cóż, mogę Wam powiedzieć, że kałszkwału nie będzie, bo tym razem litościwie nie pojawił się żaden singiel, jak również zwrócić należy uwagę na fakt, że ten materiał jest naprawdę ciekawy. Ale o tym poniżej.

Jeśli, przy okazji wydania debiutu, czytaliście przy okazji u nas świetny wywiad ze, stojącym za Ifrytem, Kuną, to zapewne pamiętacie, że młodzian ów deklarował poszukiwanie własnej drogi i eksperymentowanie. I takie właśnie są „Nudy”. To muzyka eksperymentalna, gdzie dzieje się sporo, ale jest to na tyle ciekawe, że nie czułem ani razu chęci zerwania słuchawek z uszu, a wiedzcie, że konkurencja w kolejce do odsłuchu jest potężna.

Album, ku mojemu miłemu zaskoczeniu, otwiera „Jod” będący pięknym dungeon synthem (albo po prostu synthem, jak kto woli). Jeśli łapałem się potem, że sam z siebie nucę motyw z tego kawałka, to znaczy, że jest dobrze. Oszczędny, proste dźwięki, jednak mocno siadające na uszka, by jednak zaraz się rozwinąć przechodząc w ciekawą wariację na temat klasycznego black metalu, jakim jest „Frustracja seksualna jest źródłem mocy Vril”. Co ciekawe, zarówno już tytuł, jak i tekst wskazują, że autor albo przeczytał „The Coming Race” Bulwera-Lyttona, albo przynajmniej notkę w necie na temat Vril, co uważam za miły smaczek. Sama muzyka, jak wspomniałem jawi się, jako swoista wariacja na temat black metalu z ze sporą ingerencją klawiszy, które notabene królują na całym albumie, jednak ma w sobie ten chwytliwy vibe. No wokalach ponownie zagościł Szrama, więc jest dobrze. Co jednak najlepsze, pod koniec kawałek nabiera przyjemnej skocznej, punkowej motoryki, do której aż się chce tupać nóżką. No bardzo się to dla mnie podoba, a co lepsze takich przejść w ten styl jest więcej na „Nudach”. Następną w kolejce mamy „Dolinę Latających Żab” opartą na mocnych dysonansach wynikających z pracy klawiszy, która jednak, cytując klasyka nie zachwyca. Za to, co najmniej, intryguje kolejny „Dziady część VII”. Pamiętacie singiel „Straszne Rzeczy” z „Płuc”, który tak wkurwił część sceny? Dziesięciominutowa, całkowita dowolność, jawiąca się, jako zapis snów, jednakże, niestrawnie podana. Aczkolwiek szanowałem, że Kuna poszedł tam całkowicie na dowolność i bawił się dźwiękami. „Dziady…”, to również dziesięciominutowa zabawa, choć mająca już solidne ręce i nogi, w efekcie czego staje się najambitniejszym, jak dotychczas, wytworem Ifryta, a w konsekwencji również najlepszym kawałkiem na płycie. Muzyczno-wokalny zapis obrzędu Dziadów, to wesoła jazda po całości, która, mam wrażenie, jest właśnie wyznacznikiem tego, co może dalej czekać Ifryta, i jeśli się nie mylę, to warto będzie nadstawiać ucha. Przez cały odsłuch towarzyszyło mi tez nieodparte wrażenie, że te teksty równie dobrze mogłyby się znaleźć na którymś albumie Truchła Strzygi, hah! Przedostatnim kawałkiem jest klawiszowe „RIP 1981-2024”. Krótkie, rozpędzające się pod koniec, ale nic ponadto. Całość wieńczy fantastyczny cover Naked City „Gob of Spit”, do którego mam tylko zarzut, że, w przeciwieństwie do oryginału, nie ma krótkie wstępu muzycznego. Niemniej istota utworu została oddana wiernie oraz z należytym pietyzmem. Szanuję.

Ifryt nadal poszukuje. „Nudy” są dla mnie zapisem muzycznej wędrówki po różnych zakamarkach z intencją odnalezienia swojej istoty, co zaowocowało całkiem ciekawą muzyczną zawartością. Szczególnie zwracam uwagę na „Jod”, który swoją atmosferą sprawia, że chce się go puszczać w zapętleniu, jak również „Frustracja seksualna jest źródłem mocy Vril”, które z kolei daje solidnego kopa energetycznego, no i „Dziady część VII” dowodzące, że pomysłów oraz energii jest wiele i jest to przekierunkowane w dobrą stronę. Szczególnie dobrze robią te punkowo dziarskie momenty, na których słychać, że Ifryt doskonale sobie radzi.

Po tym albumie zdecydowanie czuję się zachęcony, by sprawdzać, dokąd dalej powędruje Ifryt bo potencjał jest spory, a postęp w stosunku do debiutu jest ogromny. Polecam, choć nie wielbicielom klasycznej łupaniny którzy będą kręcić nosem.

P.S. Propsy za okładkę hołdującą klasycznej tapecie z Windowsa.

Bart
639 tekstów

Przemądrzały, gruby chuj. Miłośnik żarcia, alkoholu i gór, któremu wydaje się, że umie pisać.

Skomentuj