Skip to main content

 

Wydawca: Black Death Prod/Werewolf Promotion/Wulfrune Worxxx

Przyszło mi do recenzowania materiału, który jasno i wyraźnie pokazuje, że nie jestem tak stary jak myślałem. A może jednak, ale niektóre rzeczy zyskują ze względu na sentyment do czasów minionych, które z racji daty narodzin pamiętam. Albo po prostu mam dzisiaj dzień. Dość jednak o mnie, przejdźmy do „Hammer of Purity”.

 

Musi być coś w tym projekcie, skoro aż trzech wydawców się pod niego podpięło, prawda?;] Hermitage, a w zasadzie odpowiedzialny za niego Tsar nie zamierza na swoim debiutanckim materiale wymyślać nowej muzyki. Nawet konkretne patenty zdają mi się gdzieś już słyszane. To black w niespecjalnie opętańczym tempie, ale naznaczony epickimi  i „folkowymi” nawiązaniami. Ten cudzysłów ma niezmiernie istotne znaczenie, gdyż ta pozorna ludowość niektórych dźwięków stawiana jest raczej na zasadzie „dość prosty i chwytliwy riff” powtarzany kilkanaście razy do uzyskania efektu który wymieniłem wyżej. W skrócie – i bardziej zrozumiale – nazywam to metodą na „Storm”. Kto zna Nordavind, to wie o czym mówię. Na „Hammer of Purity” znalazło się sporo sampli, które w niektórych momentach brzmią dość nieporadnie, żeby nie powiedzieć śmiesznie, ale w przeważającej części – przynajmniej w moim odczuciu – tworzą dość specyficzny klimat, który może się podobać. Zdajecie sobie oczywiście sprawę, że jest to muzyka raczej dla tych, którzy lubią takie mieszanki raw blacku, epickich wstawek i pogańskich nawiązań. Reszta się nawet za to nie chwyci. Tak jeszcze apropo’s muzyki, która tu się znalazła. Słuchając tego materiału czasem odnosiłem wrażenie, jakby Tsar tak sobie siedział w lesie przy ognisku, dumał nad kolejnymi numerami i nagle przypadkowo palce prześlizgnęły mu się po gryfie i w sumie taka „fajna” melodyjka wyszła. Skutkiem tego znalazła się ona na „Hammer of Purity”, bo to zawsze pomysł.  Chociaż chyba jednak nie powinna, bo jakość materiału spada.

 

Materiał wydany jest na kasecie limitowanej do 320 sztuk, więc nie dość, że muzyka dla wybranych, to jeszcze dla tych, którzy jednak posiadają magnetofon. Ja tam się cieszę, że swojego kaseciaka mam. Szału może nie ma, ale pewnie czasem mi się zdarzy wrócić. Podoba mi się sposób wydania.

 

Ocena: 6.5/10 (głównie na zachętę)

Tracklist:

01. A Blaze Amid the Ruins
02. Atlantean Steel
03. Valley of Heroes
04. Black Water, Red Sky
05. War of the Giant

Ef
4539 tekstów

Cyniczny i złośliwy chuj. Od zawsze.

Skomentuj