Wydawca: Thrashing Madness Records
Z kolejnym wznowieniem wyskoczyło Thrashing Madness Productions – tym razem sąsiadów z ich własnego podwórka, czyli Hellias. W sumie to już niewiele z katalogu tego zespołu zostało do wznowienia, ale póki co zajmijmy się reedycją „Blind Destiny”.
Thrash metal w 1993 roku wchodził już w fazę schyłkową, u nas też już nie wywoływał takich emocji o ile kojarzę, poza oczywiście najbardziej rozpoznawalnymi nazwami. Hellias natomiast trzymał się tego stylu, jedynie modyfikując go jeśli weźmiemy pod uwagę ich wcześniejsze materiały. „Closed in Fate Coffin” było jeszcze bowiem materiałem dość surowym i… lekko czerstwym?
„Blind Destiny” szło zdecydowanie dalej w thrash metalowe inspiracje i starała się mieć oko na to, co aktualnie się dzieje. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie słuchając ich drugiego albumu – z jednej strony słychać tutaj echa Megadeth z „Countdown to Extinction”, z drugiej zespół z ciekawością łypie okiem na rodzący się nurt kombinowanego metalu. Daje to efekt taki, że z jednej strony ten krążek jest dość techniczny, z drugiej sporo tutaj groove’u, ale też zwolnień, niemal balladowych fragmentów lub atmosferycznych podchodów. Dostajemy więc płytę złożoną i dość ciekawą. O ile ktoś lubi tego typu granie – ja w thrash metalu jednakże szukam czegoś innego i stwierdzam, że ten album ma mocne, dobre momenty, ale ma też mielizny nudy.
Na dokładkę wrzucono cztery numerów z koncertu z 1989 roku. Zaskakująco, brzmi nieźle i pokazuje dobrze ówczesną kondycję Hellias – surowość i pasję, tak zespołu jak i publiki. Oczywiście, jak to w przypadku wznowień – dostajemy też stare zdjęcia kapeli, tym razem bez wywiadów i reprodukcji plakatów. Niemniej jednak wydanie, jak to zwykle, wygląda bardzo dobrze.
Więc co, do wydania zostało jeszcze tylko „Fakty” i można zamykać temat wznowień Hellias?