Haunted Cenotaph to nazwa godna rozprzestrzeniania ze wszech miar, gdzie tylko się da. W Polsce mało jest kapel, które powzięły sobie za cel łupanie w doom/death metalowym stylu i chyba cały czas pokutuje przeświadczenie o wyjątkowości polskiego death metalu – który w większości jest kopią kilku starych, często przebrzmiałych nazw. Natomiast tutaj względnie młode chłopaki sięgają głębiej podziemia i odkopują trupy z początku lat dziewięćdziesiąctych, w naprawdę dobrym stylu. Działają krótko, dyskografia jeszcze nie jest bardzo obszerna, ale to nie ma znaczenia. Szczególnie, że wywiad który niżej możecie sobie poczytać jest całkiem obszerny. No ale nie mogło być inaczej, wszak pogadało se trzech kumpli. Liczę, że większość czytelników już ich kojarzy, choćby z nazwy, a kto jeszcze nie zdążył poznać – sięgnie po ich wydawnictwa, szczególnie debiutancki krążek, który dostępny jest już coś od roku. Tyle gadania, bo i czytania niżej niemało.
Oracle: Hailz! Na dobry początek może powiedzcie jak nastroje po wydaniu debiutanckiego, pełnowymiarowego albumu? „Abyssal Menace” zbiera same bardzo dobre recenzje i ogólnie mówi się o tym krążku w samych superlatywach.
Golem: Hailz! Nastroje jak najbardziej pozytywne. Album przypadł ludziom faktycznie do gustu, dosłownie codziennie dostajemy nową recenzję, również takie z drugiego końca świata i czasem w językach których nawet nie jesteśmy w stanie rozszyfrować haha! I wszystkie z nich są raczej pozytywne, co nas mega cieszy i każdą z takich recenzji bardzo doceniamy. Mam nadzieje że przy kolejnych wydawnictwach będzie jeszcze lepiej.
Coffin Crawler: Ugh! Jesteśmy w chuj zadowoleni, udało nam się zrealizować jeden z celów, które postawiliśmy sobie na starcie, a fakt, że materiał zbiera pozytywne recki tylko dodaje nam przysłowiowych skrzydeł!
O.: Trzeci rok działalności i trzecie wydawnictwo, więc rozwój niemal wzorcowy. Tak to sobie zakładaliście gdy powoływaliście do życia Haunted Cenotpah? Na ten moment jesteście chyba najaktywniejszym zespołem w Rzeszowie i tak po prawdzie jedynym, w którym żywy jest duch prawdziwego undergroundu…
CC: Tak, mniej więcej taki był plan. Chcemy co roku plugawić scenę jakimś materiałem – czy to long, czy ep czy jakieś demo lub split. Ważne, aby regularnie przypominać o swoim funkcjonowaniu. Wiadome – nic na siłę, jednak na szczęście Golem jest dość płodny jak chodzi o pisanie riffów, więc wychodzi to bez spinania się, zupełnie naturalnie. Co do drugiej części pytania to całkiem możliwe, przyznam się, że raczej nie śledzę rzeszowskiej sceny, zresztą co ja będę mówił, sam wiesz jak jest…
O.: Dobra, może na chwilę jeszcze skoczymy do przeszłości, choć nieodległej. Skąd w ogóle pomysł na założenie takiego hordu jak Haunted Cenotaph? Wszyscy wywodzicie się raczej z black/thrash metalowych zespołów, a tu nagle dość mocny skręt w stronę doom/death metalu?
CC: Pamiętasz taki mocno alkoholowy wyjazd na Exodus do Wawy w 2012 roku? [no kurwa, co za pytanie! – przyp. Oracle] Wtedy, w pijackim widzie, pierwszy raz stwierdziliśmy z Golemem, że fajnie byłoby razem pograć jakiś zaropiały death metal. Nad ranem wytrzeźwieliśmy, część z pomysłów uleciała z procentami, ale na szczęście ta idea gdzieś tam została i kołatała się z tyłu głowy. Na przestrzeni lat podejmowaliśmy kilka prób złożenia jakiegoś sensownego tworu, niestety z braku składu, chęci itd. wszystko szło się jebać. Bodajże w 2014 Przez chwilę graliśmy pod nazwą Sepulchrał Spirit, długo to nie trwało, ale część stworzonego wtedy materiału przeszła do Haunted. Punktem zwrotnym był wyjazd na gig Throneum/Necrosadist/Witchfuck końcem 2017 roku, nie pamiętam już szczegółów, ale powiedzieliśmy wtedy, że nie ma chuja, trzeba się spiąć i zacząć napierdalać. Jak powiedzieliśmy tako i zrobiliśmy, miesiąc czy dwa później graliśmy już próby w pełnym składzie. W poprzednich zespołach graliśmy szybko, dlatego na opak, postanowiliśmy pograć wolno hehe.
O.: Od początku jesteście związani z wytwórnią Fallen Temple – i jak na moje oko są oni fajni i porządni, ale raczej na start. Wraz z „Abyssal Menace” udowodniliście, że spokojnie możecie uderzać do uznanych zagranicznych labeli, które zagwarantują Wam nieco lepszą promocję, nie sądzicie?
CC: Dzięki za taką opinie! Współpraca z Dawidem układa się sprawnie i wzorcowo, stwierdziliśmy, że nie będziemy szukać, kombinować i „Abyssal…” również ukaże się pod jego szyldem. Z tego co widziałem to CD trafiło do wielu zinów/magazynów, zagranicznych ditro (w również dość dużych), więc nie możemy narzekać na promocję. Mamy jeszcze wspólne plany co do dwóch wydawnictw, na razie trochę za wcześnie na szczegóły, ale będą to „mniejsze” materiały. Jak wszystko dobrze pójdzie to w 2022 chcemy uderzyć z kolejnym LP, gdy to zrealizujemy to będziemy myśleć nad wydawcą. Chociaż nie ukrywam, fajnie byłoby zaistnieć poza granicami kraju. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.
O.: Poza Fallen Temple weszliście też w współpracę z Redefining Darkness Records i Sign of Evil Productions – oba te labele wydały oddzielnie taśmę z debiutanckim albumem. Skąd taka decyzja, bo w sumie obie premiery nastąpiły po sobie w dość szybkim czasie? Jak bardzo różnią się między sobą oba te wydawnictwa?
CC: Gość stojący za Sign of Evil prod. to kumpel Golema, sam wyszedł z propozycją wydania taśmy. Mała, podziemna wytwórnia, limit do 50 kopii, stwierdziliśmy, że czemu nie, fajny pomysł. Czasowo złożyło się tak, że to wydanie to first press „Abyssal Menace” hehe. Redefining Darkness odezwało się do nas przez neta, od luźnej gadki na temat planów wydawniczych zespołu itd. doszło do oferty wydania kasety w Stanach. Premiery nastąpiły zaraz po sobie, ale taśma z Redefining Darkness poszła głównie na USA, natomiast ta z Sign of Evil z uwagi na niewielki limit rozeszła się po kraju. Różnią się kolejnością kawałków (chyba jeden czy dwa numery są pozamieniane) oraz szatą graficzną, inny layout, kolor taśmy i dodatki na okładce.
O.: W zasadzie Haunted Cenotaph od początku działa w takim samym składzie, a jedyna zmiana miała miejsce na stanowisku perkusisty. Co poszło nie tak z kolesiem, który bębnił na demówce i EPce? Z Bartkiem w składzie mamy z kolei 3/5 składu Excidium sprzed kilku lat, no to nie mogę sobie odmówić przyjemności zapytania czy i w tej kapeli coś się w końcu kurwa ruszy?
CC: Po prostu nie dogadywaliśmy się w kwestii samego zespołu – stricte muzyki, otoczki, Olek miał nieco inną wizję, w pewnym momencie różnice były na tyle duże, że nie dało się kontynuować współpracy. Co do powiązań z innymi zespołami, w tym Excidium, to chyba za małe miasto, aby dało się tego jakoś uniknąć hehe. Cóż, teraz też jesteśmy w trakcie zmian personalnych, dwa dni temu rozstaliśmy się z Bartkiem, w tym miejscu chciałbym mu bardzo podziękować za poświęcony czas i energie, a zwłaszcza za nagranie z nami debiutu!
Golem: Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć gdyż szeregi Excidium opuściłem we wrześniu 2018r.
O.: Czy tylko mnie się wydaje, czy Wasza muzyka ewoluuje i pojawia się w niej coraz więcej elementów doom metalowych, które na „Abyssal Menace” zaczynają z lekka dominować nad tymi stricte death metalowymi fragmentami?
Golem: Tak, można powiedzieć że to prawda, dlatego też mówimy że gramy Doom/Death Metal lub Morbid Doom Metal, w takiej kolejności. Co nie zmienia faktu że Death Metal w naszej muzyce był obecny od początku i tak już pozostanie. Staramy się łączyć obydwa te gatunki cały czas. Niektóre numery faktycznie bardziej skręcają w stronę doom metalu, niektóre bardziej w stronę death metalu. To co jest ważne to to aby wszystko do siebie pasowało i było ze sobą spójne. Najważniejsze że wszystko wychodzi tutaj naturalnie. Nie mówimy sobie że teraz zrobimy death metalowy kawałek albo za jakiś czas doomowy. Wszystko wychodzi samo hehe.
O.: Na co kładziecie szczególny nacisk przy komponowaniu kawałków Haunted Cenotaph? Jakieś odgórne założenia czy raczej wychodzi w praniu podczas jammowania?
Golem: To co najważniejsze to to, żeby numer pasował do naszego stylu, następnie żeby numer nam się podobał bo bez sensu grać coś co nam się totalnie nie podoba. Nie ma wtedy żadnej z tego frajdy a to jest mega ważne. Jeśli chodzi o pisanie numerów, do tej pory wszystkie napisane numery powstały w podobny sposób, mianowicie, brałem gitarę do ręki, zaczynałem grać i jak dopisała wena to czasem po godzinie, czasem po dwóch czasem więcej miałem gotowy numer który później przynosiłem na próbę i grałem. Z reguły nie było w nim wiele do poprawy więc szybko zaczynaliśmy go ogrywać i po niedługim czasie numer był gotowy do umieszczenia na płycie. Ogólnie na próbach raczej nie jammujemy. Mamy za mało czasu na to za mało czasu. Gramy raz na tydzień 3-godzinną próbę co pozwala nam na ogranie materiału bez problemu ale jednak na jam nie ma już czasu.
O.: Lirycznie inspirujecie się dość mocno twórczością Lovercrafta. Co jest takiego w tym typie, że pod jego wpływem znajdują się dziesiątki metalowych kapel? Ja przyznaję się bez bicia – nigdy jakoś nie załapałem się na kult jego twórczości…
CC: Jego twórczość, pomysły i klimat jaki budował, zwłaszcza w opowiadaniach, idealnie pasują do tej muzyki. Tajemnica, mnóstwo niedopowiedzeń, bluźnierstwo oraz zgnilizna, ogólne zepsucie i mrok budujące jedyną w swoim rodzaju aurę, aż proszą się o to aby połączyć je z metalowym nakurwianiem. Czytam sporo grozy – starszej, nowszej, mniej lub bardziej porytej, ale serio nie czytałem chyba niczego co pasowałoby do nas bardziej niż Lovecraft. Oczywiście, żeby nie być tak całkiem monotematycznym, na Abyssal znalazł się numer „Seed of Belial” inspirowany kultowym filmem „Nosferatu…” z 1922 roku, natomiast na nadchodzącym wydawnictwie pojawi się kawałek bazujący na „Frozen Hell” Johna W. Campbella (literacki pierwowzór filmu „The Thing”). W przyszłości na pewno wezmę też na warsztat coś z twórczości zapomnianego, polskiego mistrza grozy – Stefana Grabińskiego,
O.: Coś tam gracie tu i tam, ale jeszcze nie są to tygodniowe trasy nightlinerem, hehe. Nie mniej jednak, która z dotychczasowych sztuk zapadła jakoś szczególnie w pamięć i oczywiście dlaczego?
Golem: Muszę powiedzieć że wszystkie koncerty jakie graliśmy bardzo mi się podobały. Każdy był nowym doświadczeniem i po prostu zajebistą frajdą żeby wyjść na scenę i nakurwiać ciężki Doom/Death Metal. Jak jednak mam wybrać to powiedziałbym że koncert z Abysmal Grief w maju 2018 oraz jak na razie ostatni koncert na Black Plague II w lipcu 2020. Pierwszy z nich zapadł mi w pamięć po pierwsze z powodu supportowania Abysmal Grief, czyli dość dużej nazwy oraz z faktu że zdaniem ludzi którzy tam byli oraz nas samych, zabrzmieliśmy naprawdę dobrze. Oprócz tego Abysmal Grief okazali się strasznie w porządku gosciami hehe.
CC: Jak dla mnie byłby to gig w Chorzowie końcem 2018 roku, mieliśmy wtedy najlepsze jak do tej pory przyjęcie, sporo osób, srogi młyn pod sceną, jakieś napierdalanki, wszystko tak jak powinny być na tego typu imprezie. Zajebisty był też wspomniany wyżej koncert na Black Plague II – bardzo fajna, postindustrialna okolica, profesjonalna organizacja i ogólnie, jakiś taki dojebany klimat całej imprezy. Nie bez znaczenia był też fakt, że to nasz pierwszy gig po dość długiej przerwie.
O.: Jako, że póki co chuj wie jak będzie z koncertami, możecie sobie popuścić wodzę fantazji i powiedzieć, z kim najchętniej widzielibyście Haunted Cenotaph na scenie? No i oczywiście dlaczego?
CC: Ehh, no przez zaistniałą sytuację przepadły nam już trzy zaplanowane koncerty – w Krakowie, Warszawie i Rzeszowie. A że ogólnie nie gramy za dużo na żywca, to jest to dotkliwa strata. Jakimś tam marzeniem jest dla mnie supportowanie Autopsy, raz że zajebiście byłoby w końcu zobaczyć ich nad Wisłą, a dwa to bez wątpienia nasza największa inspiracja muzyczna. Patrząc może bardziej realnie hehe, to chętnie zagralibyśmy z Undergang, Cryptic Brood lub czeskim Snét’. Ogólnie z kapelami parającymi tym samym co my hałasem.
O.: Wiem, że przynajmniej dla części z Was bliskie sercu jest hasło „Animal Liberation Human Annihilation”, z którym się zgadzam w stu kurwa procentach. A więc – dlaczego zwierzęta są lepsze od ludzi?
CC: Ja po prostu od dziecka lubię zwierzaki, zwłaszcza psy. Przy tym bardzo nie lubię jakichkolwiek form sadyzmu, czy znęcania się nad nimi. A niestety patrząc na to co się dzieje w kraju to jest jakiś kurwa festiwal spierdolenia. Najpierw jakiś niedorozwój celowo rozjeżdża psa busem… Później inny skurwiały matoł ciągnie psa za samochodem… Zresztą nie ma sensu tego wszystkiego wypisywać. Co rusz wychodzi, że ktoś te zwierzęta bije, głodzi, wyrzuca, topi itd. Wystarczy pojechać na wieś, chociaż już jeden chuj czy to miasto czy wioska. Niesterylizowane, zagłodzone, mnożące się na potęgę koty. Psy pozbawione schronienia, nieleczone, przybite łańcuchem do jakiejś imitacji budy… Jebane średniowiecze i ciemnogród. O zwierzętach tzw. gospodarskich to już w ogóle szkoda gadać. Przez chwilę pracowałem w schronisku dla zwierząt, ponadto cały czas jestem tam wolontariuszem. Serio można spotkać się z taką ilością prymitywnej głupoty i ignorancji że człowieka bierze na wymioty. Jakimś tam światełkiem w tunelu są co raz wyższe kary za zabicie/znęcanie się nad zwierzakiem oraz działalność wszelkiej maści fundacji, organizacji itd.
O.: Które z klasycznych kapel Waszym zdaniem nadal robią dobrą robotę, a które powinny pójść już na zasłużoną kurwa emeryturę? Przyznam, że jak dla mnie coraz więcej z nich powinno odwiesić instrumenty na kołek, poza wyjątkami w postaci Asphyx, Autopsy czy Cianide…
CC: Hmm, no sporo kultowych thrashowych załóg zaczęło ostatnimi czasy, delikatnie mówiąc, przynudzać. Vide Testament, Exodus, Kreator czy niestety Overkill. Jeszcze parę lat temu nagrywali potężne strzały, a ostatnio coś jakby uszło powietrze i skończyły się pomysły. Ostatni Testament utrzymany praktycznie w całości w średnich tempa wieje zamuleniem na parę kilometrów. Overkill próbował jakiś niecodziennych dla siebie patentów i też wyszło słabo. Co do krajowego podwórka to już w ogóle masakra, ale to aż żal z nazwy wymieniać. Natomiast z drugiej strony sporo kapel death metalowych robi totalne spustoszenie. Na pewno trzy wspomniane przez Ciebie, ze szczególnym naciskiem na ostatnie lp Asphyx, strasznie mnie ta płyta rozjebała. Ponadto wskazałbym jeszcze Benediction i Grave. No i żeby tak nie narzekać na ten thrash to mega wysoki poziom pokazał Voivod na „The Wake”, podobało mi się też ostatnie Exhorder, nieco inne niż stare klasyki, ale nadal solidne.
O.: A może skoro właśnie zamykamy drugą dekadę dwudziestego pierwszego wieku pokusicie się o małe podsumowanie – jakie kapele czy też albumy wyjebały Was w kosmos po 2010 roku najmocniej? No i oczywiście – jakie krążki znajdują się w Waszym Top 2020?
Golem: Hmmm, musiałbym tutaj wymienić w sumie strasznie dużo płyt więc powiem tylko o tej która w 2020 rozjebała mnie najbardziej. A jest to najnowszy album Cirith Ungol „Forever Black”. Uwielbiam ten zespół więc jak się dowiedziałem że wydadzą kolejny album, nie mogłem się doczekać aż w moje ręce wpadnie cała płyta. Jak już usłyszałem ten album to zostałem zniszczony totalnie. Wydali album totalnie klasyczny, bez kombinowania na siłę czy różnych udziwnień. Jest tak jak być powinno od początku do końca i dostałem to czego bym oczekiwał od tego zespołu. Album ten stanowi dla mnie przekrój przez wszystkie ich wcześniejsze albumy jak i kawałki jakich jeszcze nigdy nie nagrali. Jest dużo odniesień do wcześniejszych płyt, i ogólnie te kawałki bez problemu mogłyby się znaleźć na każdym z poprzednich album CU i to mi się bardzo podoba. Dodatkowo, Tim Baker moim zdaniem nigdy nie nagrał tak jadowitych i ostrych wokali które serio brzmią jakby przemawiał przez niego demon. Coś wspaniałego! Jak ktoś jeszcze się z tym albumem nie zapoznał to serio polecam nadrobić.
CC: Najlepsze rzeczy po 2010 roku… Panie to nam tu miejsca nie wystarczy, żeby to wszystko spisać haha. Ale dobra, takie co przchodzą mi do głowy to na pewno Autopsy „Torniquets…”, Asphyx „Deathhammer”, wspomniany wyżej Voivod, Judas Priest i „Firepower”, D666 „Wildfire”, Desaster „Oath…”. Z takich bardziej niszowych to ostatnie Undergang, debiut Cryptic Brood, demówki Ossuary, Spectral Voice. A i jeszcze wszystko Satan, każda z ich płyt nagranych po powrocie brzmi jak żywcem wyjęta z lat 80tych, w zasadzie mogłyby się ukazać 30 parę lat temu i wszystko byłoby na swoim miejscu. Bez bicia muszę się przyznać, ze jestem trochę na bakier z nowościami, w ostatnim czasie katuje i kupuję raczej same starocie.
O.: Haunted Cenotaph to kapela typowo podziemna, nie aspirująca do popularności wśród nie rozumiejących tej muzyki i tego fenomenu. A czym dla Was osobiście jest Podziemie? Istnieje jeszcze coś takiego w ogóle Waszym zdaniem?
CC: Jeden powie, że podziemie było w latach 80tych/początkiem 90tych, a teraz w dobie internetu to gówno, a nie żadne podziemie. Inny, ze podziemie to ściśle limitowane kasety i kserowane ziny oraz małe, piwniczne koncerty. Nie jestem w stanie i nie chcę wskazywać jakiejś granicy, wyraźnego podziału na to co jest undergroundem, a co nim nie jest. Pewnie każdy odbiera to jakoś po swojemu, nie mi to oceniać. Dla nas ważne, aby to co się robi powstawało naturalnie i niejako spontanicznie, bez kalkulowania, obliczania i matematyczno-biznesowych wykresów. Aby było szczere, nieudawane i zrodzone z pasji.
O.: Dobra, dzięki wielkie za możliwość odpytania Was na skromnych łamach Chaos Vault. Na koniec – tradycyjnie pytam o plany na przyszłość, może nawet wydawnicze oraz o to, czego słuchaliście odpowiadając na moje pytania?
CC: Wielkie dzięki za pytania, poświęcony czas i przede wszystkim za cierpliwość! Myślę, że na przestrzeni dwóch/trzech miesięcy pochwalimy się czymś nowym hehe. A słuchałem m.in. Bathory „Hammerheart” i Desaster „Satan’s Soldiers Syndicate”.
Golem: Dzięki za wywiad! Nie planujemy odkładać karabinu i już niedługo czekają nas nagrywki kolejnego materiału, ale o nim wkrótce! Mogę powiedzieć że jesteśmy już w trakcie ogrywania nowych numerów. Odpowiadając na pytania słuchałem: Marduk „Those of the Unlight” oraz Sacramentum „Far Away from the Sun”