Wydawca: Art of Propaganda Records
Czy ja kiedykolwiek słuchałem Harakiri For The Sky? Poza jakimś tam wyjątkiem chyba nie. Czy ja lubię dwupłytowe albumy studyjne? Poza dwoma konkretnymi wyjątkami – na pewno nie. Czy nowy, podwójny album Harakiri For the Sky podoba mi się? A wiecie, że nawet bardzo!?
Tak, też jestem zdziwiony, bo każdy wcześniejszy kontakt z tym zespołem nie pozostawiał we mnie niczego, co można by określić mianem pozytywnych wspomnień. Do czasu, jak trafił do mnie nowy krążek austriackiego duetu, zatytułowany „Mære” i kupił mnie. Naprawdę! Jakoś wcześniej gdy ich słuchałem to ogarniało mnie znudzenie, nie mieli dla mnie wiele ciekawego do zaoferowania, przez co w zasadzie unikałem kontaktu z tym zespołem.
No ale jak w skrzynce znajdujesz promo, to już nie możesz uciekać z pola walki. I gdy wsłuchałem się w ten długaśny, bo niemal półtoragodzinny krążek muszę stwierdzić, że jest to bardzo dobre wydawnictwo. Harakirki For The Sky miesza tutaj post black metal z depresyjnym black metalem, z post rockiem, odrobiną melancholii i dużą dozą smutku. Wykorzystują przy tym bardzo dobrze swój warsztat kompozytorski, wiedząc kiedy na przykład wprowadzić partie fortepianu, kiedy akustycznej gitary, kiedy zwolnić a kiedy przyspieszyć. Kreują przy tym szarą, smutną atmosferę, która scala ten dość zróżnicowany album, w całość i pozwala mu płynąć wartkim, szerokim strumieniem. Harakiri for the Sky świetnie używają przestrzeni na „Mære”, umiejętnie grają też kontrapunktem wyciszenia. Przyznam, że nie jestem na co dzień entuzjastą czy to ich twórczości, czy muzyki w tym gatunku, jakoś omija mnie szerokim łukiem ten cały post black metal, ale jak widać, są płyty które w jakiś tam sposób przykują mą uwagę. Harakiri For The Sky się postarało i wydało album naprawdę ciekawy i ku mojemu zaskoczeniu – bardzo dobry. Na tyle dobry, że potrafiłem już parę razy wygospodarować te dziewięćdziesiąt minut w ciągu dnia, żeby go przesłuchać od deski do deski, a uwierzcie mi – mój czas jest jeszcze bardziej ograniczony niż horyzont umysłowy przeciętnego czytelnika „Gazety Polskiej”. A to musi świadczyć w moim odczuciu o wyjątkowości tej płyty. Z czym oczywiście wcale nie musicie się zgadzać.
Ja jednak kupuję ten krążek, dosłownie i w przenośni. Dziewięćdziesiąt minut muzyki pełnej emocji i przekazującej te emocje dalej w sposób, który cechują kunszt i solidność. Rzadkie połączenie.
Ocena: 8/10




