Skip to main content

Wytwórnia: Parasitic Records

I po raz kolejny posypało gruzem, oj jak posypało. Dziwię się, że nikt z nas jeszcze nie tknął tego materiału, wszak jest on wybitnie wspaniały. Dobra, może i mocno przesadzam. Jednak gdy do gry wchodzi Grave Upheaval wiadomo, że lekko nie będzie. I to dosłownie.

Na dzień dobry dostajemy w twarz tonę gruzu, a pod nią kryptę z której odór gnijącego ciała nie daje oddychać zabierając każdy, najmniejszy haust powietrza. Typy z Queensland w tej materii nic się nie zmienili. Dalej mamy tu do czyninia z tytanicznie ciężkim, cmentarnym death metalem z Antypodów, którego nie sposób pomylić z czymś innym. I bardzo dobrze, bo gdyby było inaczej, od razu bym posłał płytę do kosza (i Wy zapewne też). No dobra, może i Australijczycy stali się tutaj trochę bardziej żywsi w swym powolnym, gruzowatym death metalu, no ale jeśli na warsztat bierze się taki “Extract d. Nails” samego Disembowelment to nie może być po prostu inaczej jak cholernie ciężko. Najkrótszy kawałek po tej stronie splitu, a rozpędza się tu niczym lawina kilkutonowych kamieni spadająca na głowę słuchacza. Potężna, masywna sieka, która w najmniej spodziewanym momencie zamienia się w wolno sunący walec, by po niespełna dwóch minutach przeistoczyć się w kolejną lawinę szybko spadających, zgruzowanych blastów. Wierzcie mi. To istny, śmiercionośny one liner, który brzmi tu o wiele potężniej niż sam oryginał. I tak, wiem. Ciągle tylko te blasty i gruz, gruz i blasty… ale to jest właśnie taki Grave Upheaval, jaki kochacie: bijący odorem krypty, miejscami prymitywny ale równie duszny, a przede wszystkim ciężki niczym tonowy walec, który w szybszych momentach zgniata czaszkę i łamie kości w ułamku sekundy. Jeśli więc wielbicie chociażby demo “Grave Upheaval” to i ten rozdział splitu pokochacie równie mocno.

Co się tyczy The Funeral Orchestra to jest to moje pierwsze spotkanie ze Szwedami. I jeśliby spojrzeć na cały koncept splitu wkomponowali się w niego niemal idealnie. Gruzu oczywiście tutaj nie uświadczymy, ale już ceremonię gloryfikującą śmierć i pustkę tak. Mamy tu zatem powolny, funeralny doom z którego sączy się czarna, nieznanego pochodzenia substancja oplatająca riffy i bębny, które z minuty na minutę nie mogące się wydostać z jej nadmiaru gęstości i stężenia stają się coraz to bardziej zastygłe. Skutkiem tego w tych ponad dwudziestu minutach jest zawarte tyle stęchlizny i śmierci, ile trupów zdążyła unieść ta ziemia. Jasne, każdy z tych kolosalnych utworów mających powyżej dziesięciu minut może w pewnym momencie skutecznie uśpić i zbić z tropu, ale to tylko iluzja, za którą kryją się mary i zakapturzone widziadła, które grobowym głosem wołają nas z głębokiej otchłani zimniej krypty. Ta funeralna ceremonia trwa więc sobie tu w najlepsze, a słuchacz oddaje się jej z minuty na minutę coraz bardziej, by na końcu zatracić się w mrocznej czeluści w której nie ma już nic, poza pustką.

Ciężki to split. Dosłownie. Gdzie z  jednej strony spadają kamienie i gruz, a z drugiej jesteśmy chowani do zimnej krypty w której spoczniemy na zawsze. Czekam na winyl i Wy zapewne też na niego będziecie czekać. Amen.

Ocena: Grave Upheaval: 8,5/10 | Funeral Orchestra: 8/10

Lista utworów:

Grave Upheaval

  1. Abyssalis
  2. Extract d. Nails
  3. Creation’s End

The Funeral Orchestra

  1. Emptiness Exists
  2. Death Persists
Łysy
836 tekstów

Grafoman. Koneser i nałogowy degustator Browaru Zakładowego. Fan śmierć, jak i czarciego metalu, którego słucha od komunii...

Skomentuj