Skip to main content

Wydanie własne

Motyla noga, jak ten czas leci. Jeszcze pamiętam, jak parę lat temu stołeczne Fiasko wydało swoją „Mizantropolię”, która całkiem przypadła mi do gustu, a teraz chłopaki powrócili w glorii i chwale z nowym pełniakiem.

„AMOK KOMA” jest odważnym krokiem ze strony Fiasko w kierunku poszukiwań i wyrobienia własnego stylu. Już od wejścia wiadomo, że będzie ciekawie, bo płytę zdobi elegancka okładka Wielkiego Akw…, pardon, Roberta Von Rittera, a wiemy, że on swych dzieł nie kala słabymi materiałami.

Zawartość zaś powinien przypaść do gustu tym, których przyciągnął skręt w czerń, poczyniony na „Mizantropolii”, bo elementów black metalowych jest tu całkiem sporo, choć nadal nie jest to stricte kult zła. Do uszek sączy się ciężka, niczym ołów, mieszanka doom/sludge z mocną domieszką siarki. Osobiście przyznam, że robi mi ten mariaż, bo jest w nim duży potencjał, co zresztą słychać w otwierającym płytę „Od Spodu”. Riffy oraz bas ładnie harcują podlane solidną porcją perkusji, a nad całością unosi wściekły wokal Tomka. Nie będę ukrywał, że to jest muzyczne apogeum, bo słychać tu sporo miejsca na dalsze ulepszenia, ale jest dobrze. Naprawdę dobrze, szczególnie, że muzycznie w pewnych momentach wyraźnie wyłapywałem mocną woń Tryptikon. Nie przesłyszeliście się. Dzięki inkorporowaniu black metalu muzycznie Fiasko zalatuje twórczością Człowieka Czapki i choć są to momenty, to robią mi bardzo dobrze. Osobiście z przyjemnością widziałbym podążanie właśnie tą drogą, bo rodzimej wersji takiego kolosa jeszcze nie było.

Nie mogę też przejść obojętnie obok tekstów. Nie jest to zbitek słów na odpierdol, czy stęki o tym jak duch mój dupą na węgle rozżarzone usiadł i uleciał wyjąc ku księżycowi. Tomek pisząc teksty stanął na wysokości zadania w efekcie czego naprawdę warto się wsłuchać, bo dodaje to kolejną, naprawdę grubą, warstwę ciężaru do tej i tak już przejmującej muzyki. Jedynie tylko w „Śmierci Krzywdziciela” mam wrażenie, że krzynę poziom spadł, ale zwalam to na karb emocji. Jak człowiek zostaje rodzicem, to pewne rzeczy wkurwiają dużo bardziej.

Fiasko może z dumą ogłosić, że tegoroczny album to sukces. Może nie zawojuje szczytów rankingów w poczytnych, muzycznych perdiodykach ani nie zaproszą ich na Mystica, ale naprawdę polecam sięgnąć po „Amok Koma”. Sam jest zaskoczony, jak ładnie mi ten album wszedł, a wiedzcie, że gdy nucę kawałki z płyty, to jest naprawdę dobrze.

Bart
648 tekstów

Przemądrzały, gruby chuj. Miłośnik żarcia, alkoholu i gór, któremu wydaje się, że umie pisać.

Skomentuj