Egzekucji to pewnie nie znacie, no bo recenzowany właśnie materiał „Ordo Predatorum” to pierwszy materiał tego rzeszowskiego bandu. Ale liczę, że za sprawą tej recenzji kilka osób pokusi się o sprawdzenie, nie przedłużajmy więc.
Szczególnie, że sama EPka też nie jest bardzo długa – zamyka się w osiemnastu minutach. Słowem wstępu – w zespole znajdziecie muzyków Youdash czy też Cerebrum. Muzycznie jednak mamy tu do czynienia z inną parą kaloszy, bo Egzekucja porusza się na przecięciu sludge’u(w większości) i death metalu (w mniejszości). Klimat nagrań jest dość duszny, szczególnie wtedy gdy tempa nie wchodzą na najwyższe obroty – a to jakieś trzy czwarte płyty. Chwilami przyspieszamy, ale też nie jakoś straszliwie. Co ciekawe, jest też fragment, który kojarzy mi się z jednym numerem Inquisition (konkretnie chodzi mi o początek numeru „Syndrom”) – jednak zakładam, że to totalny przypadek. Muzyka Egzekucji mimo pozornej niedostępności wpada w ucho i człowiek kiwa sobie głową do rytmu i melodii. Jeśli chodzi o wokale – to też nie jest właśnie taki typowy growl, Guma raczej wrzeszczy i charczy, stąd też ponownie przewaga gatunkowa przechyla się na stronę sludge’u – tak też bym raczej określił.
Tekstowo dostaemy kilka historii z życia wziętych, opisujących „wybryki” polskich klechów. Raczej nie zmienią nikomu światopoglądu, mogę jednak założyć że utwierdzonych już w idiosynkrazji do tej grupy społecznej utwierdzą w swoich poglądach jeszcze bardziej.
Za okładkę odpowiada Rafał Kruszyk, który machnął kilka front coverów swego czasu dla mniej lub bardziej znanych, głównie death metalowych hord. Lubię jego kreskę i pomysły, więc uważam, że okładka „Ordo Predatorum” jest całkiem cool.
Więc nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was do odsłuchu tej EPki. Całkiem fajne granie, choć chwilami może być trudno znaleźć jakąś konkretnie określoną grupę docelową, bo obawiam się, że dla death metalowców może być zbyt dziwna i sladżowa…