Skip to main content

Wydawca: Ossuary Records

Panowie z zespołu byli tak przemili, że specjalnie dla mnie, postanowili swój materiał podzielić na dwie części. Tak, aby prościej się recenzowało. Pierwszą roboczo określiłem „będzie wkoło chałupy”. Drugą „PULL UP, PULL UP”.

Zaczniemy od lepszych wiadomości. Divine Weep gra sobie bardzo przemiłą odmianę Heavy Metalu (z naleciałościami Power), która zadowoli zarówno Waszego podstarzałego (ma już prawie 40 lat!) wujka Marcina, co to jeszcze rockowego – chociaż nadgryzionego czasem – zęba ma, jak i młodszą kuzynkę szukającą pierwszych muzycznych wrażeń. Zero kontrowersji i Parental Advisory. To materiał o którym ciężko napisać, że podważa tryby świata i wprowadza coś nowego do gatunku. Nie robi tego i odnoszę wrażenie, że Panowie z Divine Weep doskonale wiedzą, jakie mają możliwości. I godzą się ze stanem rzeczywistym. Chyba.

Muzycznie jak wspomniałem nie mam tu nic odkrywczego. Ot trochę IM, trochę księdza Judasza (w niektórych momentach wokalista również jedzie Halfordem). Ale ubrane to wszystko jest w XXI wiek. Cały czas mam na myśli pierwszą część materiału, tak do 4 wałka (włącznie). Ten ostatni zresztą – „Riders of Nawia” jest taką tam balladą rozdartą gdzieś między Heavy, a Power metalem. Nawiasem mówiąc, przesłuchałem sobie wcześniejszą wersję tego wałka (wypuszczoną w 2013 roku). Co oczywiste – nowa jest bardziej dojrzała i lepsza. Przede wszystkim jednak cieszy, że osoba odpowiedzialna tam za wokal, została zwolniona z tego obowiązku. Gwałt na uszach i fałsz – tak to wyglądało.

W zasadzie jak już jesteśmy przy wokalu, to parę słów więcej. W moim odczuciu obecnie panujący – Mateusz Drzewicz – zna się na rzeczy i stanowi o mocy całego materiału. Wokal brzmi stanowczo i przez cały czas trwania nie traci na sile, ale ma przy tym lekkość i łatwość jeśli chodzi o wydobywane dźwięki. Nawet kiedy wychyla się poza kanon, wrzucając nieco growl.

I tym sposobem przechodzimy do drugiej części materiału, która jest prostą drogą do zderzenia się ze Ziemią Niczyją. Miejscem, gdzie na wygnanie idą muzycy, próbujący wepchać w Heavy wtręty death (ułagodzony melodyjny), a nawet przynoszące na myśl dźwięki i motorykę Thrash. Plus potworek w postaci „Die Gelassenheit”. Nie idźcie tą drogą. W pierwszej części materiału też widać, że muzyków ciągnie w stronę wspomnianych wtrętów. Ale. W niej rządzi Heavy. I tego się trzymajcie.

Podsumowanie. Nie jest to moje granie, ale nie odmówię Panom solidności. Nie jest to materiał naszpikowany hitami. A w zasadzie to w ogóle ich nie ma. Co jest pewnym minusem. Tak sobie dumałem, gdzie jako wydawca uderzyłbym z tym krążkiem i jeden kierunek wydaje się być oczywistości. Pchnąć do Niemców. Oni w ramach reparacji skupują takie granie bez ograniczeń.

Ocena: 6/10

Tracklist:

01.Cold as Metal
02.Journeyman
03.Firestone
04.Riders of Navia
05.The Screaming Skull of Silence
06.Walking (Through Debris of Nations)
07.Die Gelassenheit
08.Mirdea Lake
09.The Omega Man

Ef
4534 tekstów

Cyniczny i złośliwy chuj. Od zawsze.

Skomentuj