Skip to main content

 

Wydawca: Inferno Records

Inferno Records po raz kolejny mnie nie zaskoczyło. Ich headhunterzy – znowu – wybrali zespół, przed którym przyszłość usłana alkoholem, kasą i ewentualnie czerwonymi dywanami. A wszystko to dzięki … przeszłości. Paradoks? Nie. Death Rides a Horse wie jak zainteresować słuchacza.

 

Zespół robi to w banalny sposób. Rzuca na rybkę połączenie dwóch muzycznych samograjów, samozarabiaczypieniedzy, samorozkręcaczyzabawy. Zwał jak zwał. Istotne jest to, że stoner i heavy metal w połączeniu Death Rides a Horse żre. Na każdym kroku słychać fascynacje muzyczne czasem minionym. To automatycznie dla wielu osób jest elementem, który spaja ich niemal na stałe z zespołem. Good Old Time Rock&Roll i wszystko jasne. To stwierdzenie, które zawsze działa w ten sam sposób. Odpowiada mu kiwanie głową, westchnienia nad tym, że „kiedyś to była muzyka…” i radość kiedy takie dźwięki płyną z głośników. Chcecie inspiracji jakimi kieruje się Death Rides a Horse (nawiasem już nazwa mnie przenosi w gówniarskie czasy spod znaku spaghetti westernów)? Popatrzcie w stronę protoplastów stoner rocka. Tak, dokładnie tam. A potem skierujcie swoją głowę w stronę liderów heavy metalu, być może teraz już nieco przebrzmiałych i podstarzałych, ale kiedyś… Ciekawie zrobiony cover Scorpions. Dużo bardziej monumentalnie, ciężko. Podoba mi się w nim – zresztą jak na całej płycie – wokal. Niejaka Ida, dobrze wpasowuje się w muzykę. Śpiewa w sposób świadomy, a to duża sztuka. Czasem brzmi to co prawda płasko, co z kolei kompletnie rozmija się z konceptem prezentowanym przez instrumentalistów, ale da się na to przymknąć oko. Wracając jeszcze na sam koniec do inspiracji, to spodziewajcie się po tej płycie tego, że usłyszycie tu sporo riffów, które już kiedyś słyszeliście. To płyta idealna wręcz dla inżyniera Mamonia, jeśli wiecie co mam na myśli. Przez reminiscencję.

 

W zasadzie ta płyta jest idealna jako podkład muzyczny pod grilla i najdłuższy weekend nowoczesnej Europy, który się właśnie rozpoczął. Nie trzeba specjalnie dumać nad sensem każdego dźwięku tylko się bawić. W kwestii technicznej – krążek ten w sumie dwie epki zebrane na jednym cedeku. Czekam na pełnowymiarowy debiut.

Ocena: 8/10

Tracklist:
01. For Those About to Die
02. (A Unified Vision of a Transgalactic Empire) Open the Gates
03. Tree of Woe
04. Beyond The Granite Threshold
05. Pantokrator
06. The Eye
07. Fly To The Rainbow (Scorpions cover)

Ef
4549 tekstów

Cyniczny i złośliwy chuj. Od zawsze.

Skomentuj