Skip to main content

Minęło parę lat od premiery Epki „Matka na Sabacie” (ojciec w Juracie). Zabiła mnie on wtedy nudą. Teraz, kiedy słuchałem jej przy okazji pełnowymiarowego debiutu, wiele się nie zmieniło. No ale to nie ona jest przedmiotem recenzji.

Zastanawiałem się od paru dni, czy spierdolić Wam słuchanie „Lord of Flies” na końcu, czy od tego właśnie zacząć. I nie mogę sobie odmówić. Kolega Pleban na naszym w chuj tajnym czacie napisał: „chłop w Death Like Mass miejscami brzmi jak Walaszek”. Tak, ten od Figot Fagot. I teraz się to od Was nie odklei.

No dobra, ale jaki właściwie jest ten materiał? Pod każdym względem lepszy niż wspomniana EP-ka. Absolutny prym wiedzie tutaj perkusja i wokal. Zaczniemy od tego ostatniego. Stwierdzić, że Marek jest jednym z bardziej charakterystycznych głosów Black metalowej sceny w Polsce, to w zasadzie nic nie napisać. Chociaż najbardziej cenię go za „Haxan” i Henbane” od CDG, to i tutaj wypada wyrazić uznanie. I tak, wiem. Czuć tu Romana.

Marek ma lekkość w tworzeniu partii wokalnych, które są nie tyle zapamiętywalne, co pieczętują się w pamięci. Niech za przykład posłuży tutaj „Wygnaniec” – rozpoczynający cały materiał i pierwsze słowa, które w nim padają. W moim odczuciu to najlepszy utwór. Tak pięknie szalony.

Wspomniałem o perkusji. Szczerze powiedziawszy do tej pory jakoś nie zwróciłem uwagi na Menthora. Portugalczyk odpowiedzialny jest za bębny w kilku projektach. Ba, w Death Like Mass gra od początku. Z całym szacunkiem dla T. Kaosa – gitarzysty i bassmana – to on gra tutaj rolę drugą. Chociaż, kurwa, te piekielne solówki. Dobra inaczej. Tu wszystko się zgadza. Czy to będzie płyta roku w polskich podsumowaniach? Jest możliwym, że będzie podium. A za granicą? Mogłaby się przebić, bo jest tego warta.

W ogóle to uniwersum tych dwóch (mam na myśli Polaków) a czasem trzech muzyków, dropi co jakiś czas naprawdę mocarne materiały. Do tego są one o czymś i Czymś. A nie odegranym z szablonu gatunku – w tym wypadku Black Metalu – materiałem do zapomnienia po odsłuchaniu. A nawet w trakcie. Mamy w ostatnich lata postępująca mcdonaldyzację Black metalu. Na szczęście zdarzają się rzeczy typu „Lord of Flies”.

Ocena: 8/10

Ef
4541 tekstów

Cyniczny i złośliwy chuj. Od zawsze.

Skomentuj