Wydawca: Beyond Eyes
Skoro znacie już moją opinię o „Moksha”, to dziś będzie o drugiej płycie Cult of Fire wydanej w tym samym momencie, czyli „Nirvana”. Zastanawia mnie trochę taki sposób wypuszczana krążków… Mimo że jedna, różni się od drugiej, to jednak klimat jest dość spójny.
Ale Cult of Fire znany jest z nietuzinkowego podejścia do wydawania materiałów. Pamiętacie chyba ich materiały na szpuli, albo na VHS… Nie pamiętacie? No to były takie. Ale co z tą „Nirvaną”. Moim zdaniem płyta jest prostsza. Nie ma tu aż takich fajerwerków jak na „Moksha”. Są tu też elementy folkowe, które mi do końca nie pasują, jak np. ten flet w pierwszym numerze. Kojarzy mi się to bardziej z jakimś ruskim folk metalem zza Uralu, a nie z tą kapelą. Ale to są w sumie pierdoły, ale takie, do których się jednak muszę przyczepić.
Jak zwykle mantrycznośc tej muzyki mi bardzo przypada do gustu. Jej klimat. To jak zagrany jest ten black metal… Czesi znają ten temat bardzo dobrze i potrafią go „sprzedać” słuchaczowi w taki sposób, żeby go zainteresować i zainspirować. Nie dziwi mnie też fakt, że wybrali numer „Budda 5” do promowania tej płyty, bo to zdecydowanie najlepszy kawałek. Teraz wypadałoby jakoś zamknąć ten temat. Obie płyty bardzo przypadły mi do gustu, ale to jednak „Moksha” wygrywa w tym zestawianiu. „Nirvana” też oczywiście warta jest uwagi, ale leży mi ona mniej.
Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli wszytko się uda, to pojawię się w Poznaniu, żeby sprawdzić, jak to się będzie prezentować na żywo. Aby tak się jednak stało: koronawirus wypierdalaj!
Ocena: 8/10
Tracklist:
1. | Buddha 1 | ||
2. | Buddha 2 | ||
3. | Buddha 3 | ||
4. | Buddha 4 | ||
5. | Buddha 5 |