Wydawca: BMG
Po czym poznać Wielką Płytę? Niekoniecznie po tym, że powstała za Gierka i do dziś mieszka w niej przekrój od studentów do emerytów. Raczej po tym, że nieważne, czy słuchasz jej po raz pierwszy czy po raz dwa tysiące sto trzydziesty siódmy – masz zawsze takie same ciarki.
Ja tak mam między innymi z „Sabotage”. Wiadomo, że od Black Sabbath. Gdy pierwszy raz przesłuchałem tę płytę, pożyczając ją od taty kolegi, gdy miałem lat dwanaście, to było coś kurwa niesamowitego i tylko jedna płyta Black Sabbath zrobiła na mnie większe wrażenie. Wracając do „Sabotage” – płyta zbudowana z riffów, ale też atmosfery, niesamowitej, wcześniej niespotykanej. Bo przecież na jednym krążku macie ciężkie, metalowe „Hole in the Sky” czy „Symptom of the Universe”, ale też „Supertzar” czy molocha w postaci „Megalomania” albo rock’n’rollowy „Thrill of it All”. Piękna rzeczy, różnorodna, a jednak z charakterem nie do podrobienia. I ten właśnie krążek niedawno został wznowiony w cieszącym oczy i uszy boxie. Bo poza zmasterowaną wersją „Sabotage” (ja mam porównanie tylko do przegrywanej kasety oraz winyla – i na prawdę brzmienie jest potężne) mamy tu naprawdę doskonałe rarytasy. W tym przypadku recenzja będzie dotyczyła wersji z czterema kompaktami – gdzie mamy dodatkowo dwupłytowy koncert z amerykańskiej trasy Sabbsów z 1975 roku, zaraz po wydaniu „Sabotage”. I wspaniale, bo mamy tu rzadką okazję usłyszenia w wersji live takich strzałów jak „Symptom of the Universe”, „Sabbra Cadabra” czy „Rock and Roll Doctor”. Panie Ozzu, przecież to co działo się wówczas na scenie to jakiś pierdolony mokry sen fana Black Sabbath. Surowość – zawsze to mnie ujmowało we wczesnych koncertach tej grupy, właśnie z lat siedemdziesiątych. Już byli wielcy, a równocześnie dzicy, totalnie. To właśnie dodatkowe krążki przy tego typy wznowieniach są dla mnie najciekawszym kąskiem. Ale to chyba już mówiłem. Ostatnim dodatkowym dyskiem jest singiel zawierający nagrania „Am I Going Insane (Radio)” oraz „Hole in the Sky”. Też spoko. No i oczywiście nie można pominąć dodatkowych rarytasów w postaci plakatu i przede wszystkim książeczki, grubej na kilkadziesiąt stron, pełnej zdjęć, reprodukcji okładek, plakatów i przede wszystkim historii powstawania „Sabotage”. Wszystko w gustownym boksie, który bardzo ładnie prezentuje się na półce i po płyty z którego sięgam ostatnio bardzo często. Zwłaszcza po te z koncertem.
Mam nadzieję że zachęcam Was do zakupu tego wznowienia. Jak oba poprzednie od Black Sabbath – nie mogło zostać wydane lepiej. To co teraz, czas na „Sabbath Bloody Sabbath”?
Tracklist: