Skip to main content
Funeral Mass

…aż w końcu nastał ten dzień! Pod klubem stawiliśmy się na godzinę przed otwarciem bram. Ubezpieczony w odpowiednie alkohole z minuty na minutę witałem się z coraz to większą rzeszą znajomych mord. Co jak co, ale raz do roku musi być w Gdańsku przynajmniej jeden taki koncert, który sprawi, że ujrzysz dawno niewidzianych ludzi, a którzy właśnie tego dnia postanowili wyjść z najgłębszych czeluści swych pieczar i stęchłych piwnic, by pokazać się światu. Aspekt społeczno-socjologiczny Black Danzig sprawdza się więc wyśmienicie, za co Michałowi szczerze dziękuję heh. No ale dobra, wracając do tematu. Po kilku piwkach i szybkich setkach udałem się do środka, celem przejęcia fantów od Grega z Godz Ov War, zobaczenia pozostałego merchu i ubezpieczenia się w kolejną dawkę zimnego piwa, by móc ustawić się pod sceną celem obejrzenia pierwszego zespołu…

Wojtek: Tymczasem ja pomagałem, by wszyscy mogli wejść na czas do niedźwiedziej paszczy popijając oczywiście piwko.

Musiał się odezwać, bo by nie strzymał. Kurde, nie pamiętam kiedy to ostatni raz widziałem Funeral Mass na żywo. Było to chyba w 2019 roku w gdańskim Domu Zarazy. Zbyt dobrze tego koncertu nie pamiętam, więc albo był taki chujowy lub też po prostu był chujowy i wypiłem jak zwykle o te parę litrów za dużo heh. To już jednak mało istotne w tym momencie, bo tym razem stanąłem na wysokości zadania i postarałem się chociaż przez pierwsze trzy kawałki posłuchać tego gdańskiego, black metalowego hordu. No i przyznać muszę, że dupy nie urwało. Talentu i chęci odebrać panom nie można, ale z drugiej strony też szału póki co panowie nie robią. Niby Dissection, niby zimna norwegia (katowana do zajebania przez młode hordes), ale nic z tego nie wynikało. Jasne, pewne momenty były, ale nie rwały one do baletów tak, jak powinny. Otwieracz mimo wszystko mógł się podobać zebranym, ale jeszcze trochę czasu minie, zanim Funeral Mass pokaże coś więcej. Skoro Wojtek już powiedział A, to powie teraz i F…

W: W przeciwieństwie do redaktura Łysego Funeral Mass miałem okazję zobaczyć dobre parę razy na przestrzeni tych kilku lat. I progres jest! Może nie jakiś urywający nogi przy samym dupsku, ale jest to naprawdę spoko granie, które mocno inspiruje się wyżej napomnianym Dissection, ale i takim Emperor. Kawałki są długie, ale na tyle rozbudowane, że zmół człowieka nie łapie, i człowiek nawet w tym każdym wałku stara się odnaleźć jakieś przesłanie, czy hisotrię… W każdym razie nóżka swoje po tuptała… A tak w ogóle to niedługo podobno wydają płytę. Także będziecie mieli co słuchać.

SexMag

…być może, ale ja miałem co wypić przed następnym zespołem na który tego wieczoru – tak, tak! – czekałem też najbardziej. Tegoroczny majowy koncert w łódzkiej Woolturze skradł moje serducho i wylądował na samym szczycie prywatnego rankingu najlepszych sztuk, jakie dane było mi widzieć. Trochę czasu od tamtego wydarzenia minęło, SexMag wydał “Żelazną dziewicę”, ograł się scenicznie, a co za tym mój apetyt na tą sztukę tego wieczoru był bardzo wielki. I w sumie… nie zawiodłem się. Główna w tym zasługa Truposza, którego charyzma i obycie na scenie z koncertu na koncert wydają się być coraz to większe, a każda scena na której stoi po prostu dla niego za mała. Okejos, słodzę nieco, ale typ robi w tym zespole największą robotę. Z resztą w ogóle SexMag robi za każdym razem show. Do niektórych zapewne to nie przemawia i widzą w tym groteskowy, śmieszny metal dla młodych kataniarzy i… przecież o to właśnie w tym wszystkim chodzi! W tym wypadku groteska ma się tutaj mieszać z makabrą, a muzyka ma zapierdalać i bić jak bat jezuska idącego na stracenie! Jest w SexMagu więc tyle energii ile właśnie być powinno! Dowodem tego były zajebiście odegrane “Żelazna dziewica” czy też “Śmierdzące zruchane zwłoki” ze słynnym już tekstem “Jebać chrystusa, jebać go!”… Kurwa, jakie to wszystko prostackie i jakie zajebiste w swej cholernej prostocie! Człowiek się czuje, jakby na powrót miał te 18 lat, a każdy tekst o ruchaniu zakonnic czy paleniu krzyży był dla niego największą ekstremą z jaką kiedykolwiek miał do czynienia. Zajebista sztuka, a SexMaga chcę zobaczyć na żywo po raz kolejny czym prędzej! Tak Wojtuś?

W: SZTUKA PRZEZ DUŻE „SZ”! Sex z kurtyzaną + kiła w gratisie, oplute zwłoki i połamany krzyż. Wspaniałe combo, które rozbujało chyba wtedy wszystkich. Takiego pato metalu nam potrzeba!

Voidhanger

No w jednym się z Wojtkiem przynajmniej zgadzamy. Po zajebistym secie trzeba było mi przyjąć setę czegoś mocniejszego, wszak przed koncertem Voidhanger trzeba było uzupełnić odpowiednio płyny… No i w końcu poleciały pierwsze strzały, riffy i blasty od Stormblasta… Jak to brzmi. Zmiana zapewne była czysto kosmetyczna, wszak Priest za garami w Voidhanger robił robotę, ale Stormblast, to jednak Stormblast. Dzięki niemu ta maszyna nabrała jeszcze większej mocy i większego aktu przemocy, który tego wieczoru w Drizzly Grizzly miał miejsce. Leciały same hiciory włącznie z “Dniami szarańczy” czy też “Working Class Misantrophy” tudzież “Naprzód, do nikąd!”. Ten zespół to zajebiście naoliwiona, wojenna maszyna, która pędzi przed siebie łamiąc kości i zgniatając czaszki swych wrogów. Tylko kurwa czemu mam jakieś takie głupie przeświadczenie, że im dalej w las, tym Voidhanger niebezpiecznie zbliża się do rejonów Infernal War (i vice versa). Obym to tylko ja miał takie głupie odczucia. Nie zmienia to jednak faktu, że tego wieczoru Voidhanger odjebał sztukę prima sort…

W: Każda sztuka Voidhanger wygląda tak samo – znakomicie. A jakby nagle powiedzieli, że jednak zagrają jako Infernal War to też bym się nie obraził. I z kolegą muszę ponownie się zgodzić. Playlista tego wieczoru obfitowała tak naprawdę w samą soniczną chłostę, bez chwili wytchnienia. I weź tu człowieku bądź żywy skoro zaraz wjedzie prawdziwa śmierć…

Death Worship

…i była to sztuka, która była idealną przystawką do dania głównego tego wieczoru. Zająłem więc miejsce nieopodal sceny i stałem się świadkiem ludobójstwa. Death Worship to była pełna wojenna anihilacja tego wieczoru. Kurwa, ależ to było pierdolnięcie. To tak, jakby zrzucić bombę próżniową na wioskę i patrzeć jak dokonuje ona holocaustu na mieszkańcach. Jak rozrywa ich na strzępy, jak morduje niewinne kobiety i starców, którzy w agonii srają pod siebie wszystkim, co zjedli swojego ostatniego, bezsensownego poranka. Zajebisty to był strzał. Piekielny, pierdolony war metal jakiego tutaj w Gdańsku jeszcze długo będzie brakować. Śmiem twierdzić, że Death Worship zagrało jeszcze lepiej, niż na Black Silesii w Byczynie! Ba! W ogóle uważam, że tego typu wojenne sztuki powinny się odbywać w czterech ścianach, gdzie przestrzeń między widownią, a zespołem jest zdecydowanie mniejsza, a brzmienie jeszcze bardziej potężne i krwiste. Jasne, kiedy słyszysz ścianę dźwięku, pytasz kurwa, jakie brzmienie człowieku? Odpowiem Ci: brzmienie wojny, skurwysynu…, bo wojenne trąby zagłady tak właśnie powinny brzmieć i wyglądać. Eksterminacja, to odpowiednie słowo na to, jak Death Worship tego wieczoru zagrało.

W: Death Worship na pewno służy bardziej granie po klubach. Szczególnie tych mniejszych, gdzie da się bezproblemowo wejść w środek wojennej zawieruchy i wypaść z niej po kilku sekundach z przetrąconych kręgosłupem. ZAGŁADA!
Ryan to pierdolony król war metalu! I ten występ mnie tylko w tym utwierdził.

Czwarta edycja Black Danzig była więc chyba najmocniejszą ze wszystkich, które odbyły się do tej pory. SexMag zrobił mi dobrze, Voidhanger dowalił do pieca, a Death Worship rozdało zaś karty sarcofagu ludzkości… Organizacyjnie też było jak zwykle dobrze i to pomimo tego, że odbywały się trzy imprezy jednocześnie tego dnia na ulicy Elektryków. Cóż… Nie pozostaje mi więc nic innego jak czekać na piątą edycję tego wydarzenia…

W: Faktycznie! Były wtedy trzy imprezy i był lekki burdel haha! Czy najmocniejsza? Myślę, że tak, ale coś tych maniax było mniej, jeśli porównywać mamy poprzednie wybryki, które odbywały się na terenie byłej stoczni… Mam nadzieję jednak, że spotkamy się w doborowym towarzystwie również i w przyszłym roku!

pełna foto relacja tutaj: Fotorelacja: Black Danzig IV: Death Worship, Voidhanger, SexMag, Funeral Mass, klub Drizzly Grizzly, Gdańsk; 11 listopada 2022

Łysy
848 tekstów

Grafoman. Koneser i nałogowy degustator Browaru Zakładowego. Fan śmierć, jak i czarciego metalu, którego słucha od komunii...

Skomentuj