Wydawca: Hell’s Headbangers Records
A do Witching Hour to ja mam akurat słabość i łykam wszystko co Niemcy wydali. Nie dziwcie się więc, że czekałem na ich nową płytę, której to wydanie odwlekało się i odwlekało.
A w końcu jest, ma długi tytuł „…And Silent Grief Shadows a Passing Moon”. I jaka jest? No kurwa, przyznam że spodziewałem się czegoś więcej… to znaczy, nie jest źle, naprawdę nie jest. Panowie po prostu jakby złagodzili swoje oblicze – lekko zwolnili, przykręcili ogień piekielny, zmniejszyli zawartość siarki. Tutaj wciąż mamy całkiem porządny speed/black metal, jednakże w porównaniu do ich wcześniejszego „Past Midnight…” ten krążek mniej mi wchodzi. Może przez to, że więcej tutaj jednak klasycznego heavy metalu czy NWOBHM, a mniej już inspiracji takim Venom czy Living Death? Nie wiem jak inni słuchacze, ale mi do tego całość zlewa się za bardzo i nie potrafię rozróżnić, który to już numer. Tyle co włączyłem krążek, patrzę a tu piąty w kolejce „The Fading Chime of a Graveyard Bell”. Który jest niezły i może przez to przykuł moją uwagę i zdeterminował sprawdzenie tytułu, heh… Nie zrozumcie mnie źle, to jest dobry album, może jedynie moje oczekiwania względem Witching Hour były trochę zawyżone? Najpewniej o to chodzi. Ale hej, mam prawo, bo ich wcześniejsze materiały katowałem mocno, często i gęsto. Ten pewnie też będę katował, może z mniejszą częstotliwością.
Czuję jednak, że osoby z dużą ilością naszywek, pinów, wąsami i grzywkami (w przypadku dam może być bez wąsów) łykną „…And Silent Grief Shadows a Passing Moon” i to też będzie dla mnie totalnie zrozumiałe. Z mojej strony ocena jednakże jest taka jak widać.
Ocena: 7/10
Tracklist: