Skip to main content

Wydawca: Dark Descent Records / Sepulchral Voice Records

Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego Vircolac jeszcze nie zagościł w sercu każdego metalucha nad Wisłą, skoro ich twórczość to najczystszej wody metal? Co z nami jest nie tak?

Konstatacja taka została wywołana przez „Veneration” – drugi pełnowymiarowy krążek Irlandczyków. I podobnie jak poprzedni i jeszcze wcześniejsza EPka – muzycznie naprawdę wymiata. Lubię muzykę Vircolac, bo mimo tego, że czerpią z wielu źródeł – cały czas, bezsprzecznie i bezapelacyjnie oraz do samego końca czuć, że jest to metal.

Choć zaczyna się tak, że moglibyście mieć jakieś wątpliwości, bowiem „The Lament (I am Calling You)” to intro w postaci pięknej irlandzkiej pieśni folkowej, którą śpiewa kobieta o cudownej barwie głosu (skojarzenie z Dolores O’Riordan jakoś samo się narzuca). No ale gdy ona się skończy to Vircolac atakuje słuchacza bezlitosną miksturą black, thrash, death a niekiedy i heavy metalu. Dość powiedzieć, że to wszystko jest tak dobrze wymieszane, tak dokładnie, że chwilami trudno naprawdę jest wyłapać konkretne nazwy. Jednak jeśli wysilicie uszy, myślę że wyłapiecie na pewno inspiracje wczesnym Morbid Angel – które wyczuwalne były i na wcześniejszych materiałach tego irlandzkiego hordu. Ale jak już powiedziałem – to tylko część z wpływów.

Gdy tak słucham „Veneration” i porównuje z wcześniejszymi „Masque” czy „The Curse Travails of Demeter” to odnoszę wrażenie, że obecnie zespół skupia się nieco bardziej na klasyce w postaci heavy czy speed/thrash metalu. Jest tu ich naprawdę sporo w pracy gitar czy kilku charakterystycznych riffach. Wszystko natomiast robione bez zbytecznego nacisku na maksymalnie gęste inkorporowanie różnych pomysłów, byleby pokazać jakimi to nie jesteśmy muzycznymi erudytami.

Tak więc ja po raz kolejny jestem usatysfakcjonowany dostawą metalu ze znaczkiem Vircolac. Album dostępny dosłownie na dniach, liczę więc że po tej recenzji przynajmniej kilka osób sięgnie po „Veneration”.

Ocena: 8/10

Oracle
17535 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj