Wydawca: BMG Records
Co może być lepsze od kompilacji killerów autorstwa Venom? Kolejna kompilacja z killerami autorstwa Venom. A przynajmniej z takiego założenia wychodzi BMG Records.
I ja nie będę im szedł wspak. Przecież numery Venom zawsze znajdą miejsce na mojej półce, stąd też takich kompilacji mam kilka. I z założenia omijam kompilacje na zakupach, ale jakoś tak mam w przypadku Angoli, że od nich nigdy niczego zbyt wiele. Na „In Nomine Satanas” dostajemy dwadzieścia dwa kawałki, które zostały poddane remasteringowi. Nie jestem pewien czy wcześniej już się ukazywały czy może nie. Po opuszczeniu igły na winyl przestaje mnie to obchodzić, czy te kawałki już gdzieś mam czy jeszcze nie, a to kolejna wersja, w sposób nie rozpoznawalny dla ucha, zmieniona. Po prostu odkręcamy potencjometr na maksa (taaa, chciałbym, zaraz sąsiedzi będą się tłukli) i napierdalamy. Jeśli spojrzycie na listę utworów, zobaczycie, że tym razem zamieszczono tu same evergreeny (czy Venom ma w ogóle jakieś inne?), przy których każdy normalny, pełnokrwisty metaluch musi drzeć pyska. Nie widzę inaczej. I choć każdy te kawałki zna na pamięć, a w każdym razie powinien je znać na pamięć, i nie jest to nic nowego, to ta kompilacja mi się podoba. Sam pamiętam, że przygodę z Venom zacząłem w zasadzie od jakiejś płyty kompilacyjnej (wcześniej znałem tylko „Possessed”) i nie mam z tym problemu – taka wszak rola składanek. I po raz 30128 gdy słyszę refren do takiego „In League With Satan” czy „Countess Bathory” albo (tu wstaw dowolny numer z tej składanki) to wiem, że tak powinien brzmieć metal. Oczywiście całość opatrzona jest w mnóstwo zdjęć i notatek.
Więc co jeszcze powinienem powiedzieć poza tym, że to fajna okazja dla ludzi którzy chcą mieć wybór kawałków z poszczególnych albumów? Chyba tylko jedno, oczywiste – Venom rządzi, deptaj krzyże!
Tracklist:
