Ten wywiad miał wyglądać trochę inaczej, ale ubiegł mnie Bartłomiej z Noise Magazine i pierwszy opublikował rozmowę z Resem na temat Todestrieb. Jako, że kilka zapytań nam się pokryło, stwierdziłem że nie będę dublował – zresztą, odsyłam Was do tej rozmowy, bo jest bardzo dobra i bardzo ciekawa. Mam nadzieję, że mój wywiad z Resem jednakże również Was zainteresuje, szczególnie po tak dobrym debiucie jak „Corona Tenebra”…
O.: No cóż, na dniach debiutancka płyta Todestrieb stanie się faktem. Nie jest to dla Ciebie pierwszyzna, ale też obecnie to chyba jedyna grupa w jakiej się udzielasz, o ile wiem, więc zastanawiam się – czy denerwujesz się tym, jak „Corona Tenebra” zostanie odebrana przez słuchaczy?
R.: Zdaję sobie sprawę, że to może zabrzmieć jak pierdolenie, ale zupełnie nie. Po pierwsze ta płyta jest dla mnie a nie dla nich (chociaż oczywiście bardzo mnie cieszy to, że podoba się ludziom), po drugie jestem pewny tego, że to dobry album, dobrze napisany, z tekstami, które coś niosą. Jeśli ktoś powie, że gówno to po prostu nie będzie miał racji w moim przekonaniu, więc co jego mówienie „gówno” miałoby zmienić w moim życiu? Płyta jest taka jak chciałem, jak chcieliśmy, jesteśmy z siebie zadowoleni. Jeśli się dobrze przyjmie – super. Jeśli nie, też super.
O.: Tu miało być pytanie o historię i o to jak doszło do tego, że powstało Todestrieb, ale zostałem ubiegnięty przez Bartka Cieślaka, więc jak ktoś chce poznać historię – niech odsłucha rozmowy z Tobą w Noise Podcast. Zapytam więc inaczej – jak to się dzieje, że o ile się orientuję – do Todestrieb (ale też i do innych grup jak Ashes, Outre czy Only Sons) zostałeś zaproszony do współpracy, a wniosłeś tak duży i ważny wkład w dany zespół? Jesteś ambitnym człowiekiem?
R.: Ambitnym? Chyba nie bardzo. Ambicja kojarzy mi się z jakąś arogancją, której przez ostatnie lata usiłuję się raczej pozbywać ze swojego charakteru – szukam pokory. Dziękuje, że tak mówisz, ja naprawdę nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Wydaję mi się, że to jest kombinacja dwóch rzeczy: Mojej nienawiści i pogardy do półśrodków oraz faktu, że muzyka jest dla mnie tematem śmiertelnie poważnym, sprawą życia i śmierci i jeśli już się za coś biorę, to staram się wlać w nią tyle serca ile tylko mam.
O.: Widziałem już głosy „są z Krakowa, a nie brzmią jak zespoły z Krakowa”. Nie sądzisz, że jest to w chuj uproszczone? Oczywiście domyślam się, że mówiąc „brzmisz jak zespól z Krakowa” ktoś ma na myśli Mgłę i zespoły jakoś tam skoligacone, ale moim zdaniem to krzywdzące dla zespołów, ale też tworzące jakiś nieistniejącą szufladkę. Aż chciałoby się powiedzieć „wydupcaj”.
R.: A dajże kurwa spokój, to jest takie żałosne i męczące, że każdy łeb musi teraz sadzić się na znawcę, mieć opinie i przy odsłuchu, gładząc swoją szyszko-brodę nasrać w komentarzu jakąś mądrość w stylu „brzmi jak Behemoth z wpływami Mgły i szczyptą Odrazy i Manbryne”. No brawo stary, wymieniłeś kilka bardzo różnych zespołów i na takiej zasadzie wszystko brzmi jak taka kombinacja. Co to znaczy „brzmi jak zespół z Krakowa”? Nic. To jest jakiś pusty frazes rzucany przez debili, żeby brzmiało jakby się na czymś znali. Naprawdę, można po prostu słuchać muzyki, nie próbować jej z niczym porównywać i wskazywać kto jest lepszy. Polecam takie podejście.
O.: Zarówno Polska jak i światowa scena co chwilę wypluwa wspaniałe płyty, często zespołów mało znanych, dopiero co wypuszczających swoje pierwsze materiały. Todestrieb wpisuje się w tę falę wznoszącą, ale czy nie obawiacie się, że właśnie z powodu natłoku tych kapel i wydawnictw „Corona Tenebrae” może gdzieś tam przepaść, szczególnie poza Polską?
R.: Możliwości są dwie. Albo przepadnie, albo nie przepadnie. Obie są dla mnie w porządku, bo tak jak mówiłem, to jest w pierwszej kolejności płyta dla nas a w drugiej dopiero dla kogokolwiek innego. Oczywiście staram się dotrzeć jak najdalej i to może zabrzmieć jak hipokryzja, ale dla mnie te dwa stwierdzenia wcale się nie gryzą bo zasięg nie jest na pierwszym miejscu. Z resztą „Corona Tenebra” to nie jest ostatnie co nagramy, więc gdzie ona nie dotrze, może dotrze jej następczyni. Robimy swoje bez niepotrzebnego ciśnienia. Jak zaczynasz się poddawać temu ciśnieniu i zastanawiać się jak zrobić tak, by dotrzeć dalej, to potem nagle się okazuje, że zakładasz na scenie jakiś śmieszny kapok z ceraty z namalowanym magicznym wzorkiem, który znalazłeś w pdfie o czarach marach i wyjesz pretensjonalne gówno o niczym z grupką randomowych chórzystów w podobnym anturażu żeby zwalić tym konia jakimś niemieckim kucom w kowbojskich kapeluszach na Wacken, którzy przyszli zobaczyć „rytuał”. Wolałbym tego uniknąć.
O.: Płyta jest pełna inspiracji i wpływów. Absolutnie nie jest jednowymiarowa i w zasadzie każdy numer ma w sobie coś co wyróżnia go z pozostałych. A wszystko zamknięte i tak w black metalowej stylistyce. Czy Twoim zdaniem pokazuje to, że za Todestrieb stoją twórcy otwarci, ale też o jasno określonym rdzeniu, nazwijmy to ideologicznym?
R.: Myślę ze tak, chciałbym, żeby tak było. Wiesz, sięgamy po środki, do których mamy dostęp nie zastanawiając się specjalnie czy coś pasuje czy nie, czy jest wystarczająco black metalowe w formie. Wiem co chciałem powiedzieć na tej płycie i powiedziałem to. Dla mnie jest to w 100% black metalowy album mimo np czystego śpiewania. Jeśli ktoś będzie twierdził inaczej to jest już jego problem.
O.: Jeszcze co do inspiracji – najdziwniejszym kawałkiem na płycie jest chyba „Po krokach naszych tylko cisza”. Czy daleko będę od prawdy jeśli powiem, że słyszę tutaj dość mocne wpływy Marilyna Mansona – szczególnie w pierwszej połowie, może tylko odpowiednio dopasowane brzmieniowo do całości muzyki Todestrieb? Bo druga połowa to już całkiem inna bajka, która odpływa w jeszcze
R.: Przyznam, że ten Manson w Twojej recenzji mnie w chuj rozbawił – w życiu by mi nie przyszło do głowy takie porównanie, ale…może? Jeśli ta inspiracja tam jest to na pewno nieświadomie. Myślę, że nie myślimy za dużo tworząc te numery. Po prostu pozwalamy im w naszych rękach nabierać kształtu a potem (czasem ze zdumieniem) oglądamy je jak andrzejkowe wróżby z wosku pod światło. Dla mnie takie intuicyjne tworzenie jest chyba najbardziej szczere i satysfakcjonujące.
O.: W tekstach macie dużo odniesień do biblii, czasem bezpośrednio, a czasem pośrednio. Tak mi się wydaje, że do stworzenia takich liryków trzeba mieć wiedzę pewnie większą niż przeciętny katolik, no bo nie oszukujmy się – ilu z nich przypasuje cytat do konkretnej księgi. Jak to jest w przypadku Todestrieb? Pisząc teksty przygotowywałeś się poprzez czytanie tak zwanego pisma świętego?
R.: Moja wiedza wynika raczej z ciekawości i fascynacji niż jakichś systematycznych studiów. Grzebie w tym od dość dawna, bo to niezwykła na wielu płaszczyznach książka. Poza tym chcę wiedzieć o Nim jak najwięcej.
O.: W tekstach możemy odnaleźć też sporo odniesień do eschatologii, czasów ostatecznych itp. Na przestrzeni ostatnich kilku lat sporo rzeczy działo się na świecie, które na pewno nie nastrajają pozytywnie – choroby, wojny, ogólny triumf ludzkiej głupoty… Jaki wpływ mają na Ciebie wydarzenia dziejące się zarówno na świecie, tym dużym globalnym, jak i Twoim lokalnym – na Twoje podejście do tekstów czy twórczości generalnie?
R.: Jestem absolutnie przekonany, że żyjemy obecnie w „the end times of the end times”. Myślę, że gdzieś w okolicach zamachów z 9/11 nasza rzeczywistość zaczęła się kończyć a od około 2012 mutuję w totalnie pojebanym tempie w coś groteskowego, dziwacznego, obcego i potwornego. Jesteś chyba w podobnym wieku do mnie, nie masz wrażenia jakby dzisiejsza rzeczywistość była wobec tej sprzed 20-25 lat jakimś garbatym koszmarem? Ten wszechświat to nieudany projekt, czas wyjąć wtyczkę i spróbować od nowa.
O.: Mam, moim zdaniem idzie ku gorszemu i fajnie myśleć, że nie mam dzieci skazanych na to gówno gdy mnie już nie będzie… „Corona Tenebra” ukaże się nakładem Avantgarde Music – wytwórni z bardzo ciekawym katalogiem, natomiast wydaje mi się, że jakby trochę zapomniana i egzystująca gdzieś z boku. I przyznam, że jestem trochę zaskoczony, że ten album nie ukazał się w żadnym polskim labelu prowadzonym przez kolegów lub kolegów kolegów – skąd taka decyzja?
R.: Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym specjalnie. Może, żeby trochę wyskoczyć poza lokalny układ sił? Roberto z Avantgarde zaproponował nam fajne warunki, autentycznie wkręcił się w nasza muzykę i dał nam sporo przestrzeni by wydać ją tak jak chcieliśmy. Poza tym dla mnie praca z człowiekiem stojącym za Monumentum to zaszczyt, bo „In Absentia Christi” to jeden z najpiękniejszych albumów lat 90.
O.: Nie sądzisz, że obecnie to black metal jako gatunek ma najwięcej do zaoferowania słuchaczowi? Przełamuje stereotypy i wchodzi na nieznane mu dotychczas lądy, w przeciwieństwie do pozostałych podgatunków metalu… A może zawsze tak było, po prostu dziś widać (i słychać) to wyraźniej?
R.: Jak chodzi o metal, to na pewno ma najwięcej do zaoferowania słuchaczowi na płaszczyźnie duchowej z której większość tej muzyki jest wyjałowiona. W moim przekonaniu określenie black metal odnosi się bardziej do treści niż do formy. Do wiadomości za muzyką, a nie do samej muzyki. The Devil’s Blood miało w sobie więcej black metalu niż połowa tych przebierańców kicających po scenach największych festiwali.
O.: Czym według Ciebie powinna cechować się muzyka, by zaklasyfikować ją jako black metal? Czy uważasz, że istnieje jakiś czynnik sine qua non, bez którego dany album czy utwór nie może być nazwany black metalem?
R.: To proste. Dla mnie black metal to muzyka za którą powinien stać Szatan, Chaos i Śmierć.
O.: Planujecie grać koncerty? Jest kilka zespołów, które początkowo podchodziły do tego nieśmiało, a teraz generalnie grają relatywnie często (lub jak Mgła, która miała momenty, że grała od chuja i trochę). No i koncert Todestrieb według Ciebie powinien być ascetyczny w formie czy raczej sprawiać wrażenie przedstawienia / rytuału / performansu / coś w ten deseń?
R.: Są jakieś plany. Być może po drugiej płycie, teraz na pewno nie. Co do formy to jeszcze nie wiem. Ale myślę, że ta muzyka będzie wymagała czegoś więcej niż 5 typów w podkoszulkach. Czas pokaże.
O.: Trzynaste pytanie – jesteś przesądny? W życiu kierujesz się zazwyczaj zdrowym rozsądkiem czy też są sytuacje, gdy Twoje wybory czy postępowanie jest podyktowane myśleniem irracjonalnym na przykład?
R.: W pewnym sensie jestem, ale nie w takim klasycznym z czarnymi kotami i czterolistną koniczyną. W moim życiu jest mnóstwo magii, odczytywania znaków dawanych mi przez wszechświat z pomocą różnych narzędzi a moje postępowanie rzadko ma za kierownicą innego operatora niż serce.
O.: Udzielasz się w zespołach wokalnie, organizujesz koncerty, piszesz o muzyce, sprzedajesz muzykę – w której z tych ról czujesz się najlepiej? Możnaby powiedzieć, że jesteś aktywny w zasadzie na każdej płaszczyźnie związanej z muzyką, no może poza produkcją dźwięku czy kwestiami wizualnymi… no chyba, że o czymś nie wiemy?
R.: Wszystkie lubię, wszystkie są ważne choć organizowaniem gigów na przykład jestem już trochę zmęczony (to już ile? 14 lat?) i próbuje walczyć z własnym wypaleniem. Ostatnio mam nowy pomysł i ambicję, chciałbym trochę pobawić się w managera, pozajmować promowaniem zespołów które uważam za tego warte. Nie wiem jeszcze jak to będzie miało dokładnie wyglądać, ale mam już nazwę i logo więc pewnie kiedyś to się stanie.
O.: Zbliża się koniec roku, czas tradycyjnych podsumowań. Powiedz proszę, jakie płyty (niekoniecznie z metalu) znajdują się u Ciebie w ścisłej topce 2024 roku? O ile oczywiście uważasz, że w ogóle jest sens tego rodzaju podsumowań…
R.: Ja osobiście bardzo lubię takie podsumowania, bo zawsze są dla mnie okazją do poznania czegoś co mogłem ominąć. Moje ulubione płyty w tym roku jak chodzi o metal to na przykład: nowy Vemod, Hauntologist, Hrtkos, The True Black Dawn, Aptorian Demon, Ish Kerioth, Blaze Of Perdition, Satanic Warmaster czy Sortilegia. Poza metalem polecam genialne nowe albumy The Weird Rider, Sun Vessel, Ak’chamel, Drew McDowall czy Taroug. Konsumuje strasznie dużo nowej muzyki co roku i nigdy nie mam dość.
O.: OK, w zasadzie to byłby już koniec na dziś. Jeśli słuchałeś jakiejś konkretnej muzyki podczas odpowiadania na te pytania – pochwal się proszę co to było…
R.: Ponieważ odpowiadałem rano przed pracą, to żeby dodać sobie energii i animuszu z głośników tłukł się najnowszy, zajebisty album Lion’s Law „Si Le Ciel Vient à Tomber”.