Wydawca: Domestic Genocide Records
No nie wiem, ja tam rzadko cierpię a już w samotności? Twardym trzeba być, a nie miękkim. Widać jednak, że ta wiedza jest obca muzykom działającym jako Suffering In Solitude.
Zwłaszcza, że zachodzę w głowę – jak można łapać depresję w Kalifornii? O ile nie jest się Woodym Allenem oczywiście (kto oglądał „Manhattan” ten zrozumie żarcik). Od jakiegoś już czasu kręci się u mnie ich debiutancka płyta i dziś postanowiłem ją wreszcie zrecenzować. Dlaczego dziś? A bo od rana leje, to klimat jest akuratny. I faktycznie – w takie dni wchodzi mi „A Place Apart” zdecydowanie lepiej, niż gdy słoneczko po oczkach nakurwia. Suffering in Solitude nagrało typowy album z nurtu dperesyjnego black metalu, z wszelkimi jego przymiotami – suchym i wycofanym brzmieniem, dramatycznie rozwrzeszczanym wokalem, dużym udziałem melodii w kompozycjach. Sporo miejsca poświęcane też jest na akustyczne przerywniki, czy nawet całe utwory są instrumentalnymi miniaturkami (jak „Distance”). Zasadniczo, atmosfera bijąca od „A Place Apart” pełna jest poczucia beznadziei i bezcelowości. Ja co prawda wolę, gdy z black metalu bije pogarda, siła i poczucie wyższości niż łzawe zawodzenie, ale rozumiem konwencję – Suffering in Solitude całkiem nieźle się w jej odnajduje. Co prawda są lub były zespoły, które lepiej mi wchodziły, ale tragedii tutaj nie ma – choć z kilku rzeczy bym zrezygnował, jak to smętne, balladowe mruczenie w zamykającym całość kawałku…
Pomimo pewnych minusów debiut Suffering in Solitude to dobry krążek – oczywiście ma ściśle określoną grupę docelową. I niech tak zostanie. Ale że w Kalifornii takie rzeczy…?
Ocena: 7/10
1. | Inside Out | ||
2. | Entrance | ||
3. | Exit (Time Lost) | ||
4. | Suffering in Solitude | ||
5. | Distance | ||
6. | Placed Apart |