Wydawca: Iron Bonehead Productions
Rope Sect poznałem za sprawą rewelacyjnej wręcz EP-ki „Personae Ingratae”. To zainteresowanie nie malało, bo bardzo często wracałem do tego materiału, czekając na kolejny i trzymając kciuki, że będzie to pełniak. No i się doczekałem.
„The Great Flood” taki nosi tytuł ten materiał, przekonał mnie, że dalej potrafią w ten „klimat”. Niestety mam jedno „ale”… Zacznijmy jednak od pozytywów. Goście wypracowali sobie fajny styl. W jego skład wchodzi ciekawe brzmienie, depresyjny wokal i niebanalne riffy. Wszytko to brzmi naprawdę znakomicie. To takie płyty przypominają mi o tym, że muzyka rockowa nie leży jeszcze zakopana 5 metrów pod ziemią, rozkładając się powoli. Rope Sect pokazuje, że w tym gatunku można jeszcze zrobić coś ciekawego i na swój sposób oryginalnego. Choć tą oryginalnością mam trochę wątpliwości. Są momenty, w których bardzo mi się to kojarzy z Grave Pleasures w szczególności tekstowo i wokalnie. Nie żeby to było złe, muzyka obu tych kapel mi się bardzo podoba. Uważam jednak, że skoro Rope Sect wypracowało sobie swoje brzmienie i styl, to szkoda zbaczać z tej ścieżki. Nie zmienia to faktu, że „The Great Flood”, to znakomita płyta. Posłuchajcie sobie takiego „Issohadores”. Moim zdaniem najlepszy numer na płycie, zapętlany często w samochodzie. Klasyczny kawałek „drogi”. Bardzo podoba mi się też ten początkowy riff w „Hiraeth”. Kawałku dość spokojnym, ale jakże bardzo niepokojącym. Też kapitalnie buja numer otwierający całe wydawnictwo, czyli „Divide et Impera”. Zresztą nie ma się, co o rozdrabniać. Warto sprawdzić całość.
Moim zdaniem EP-ka lepsza, ale jak macie ochotę na wisielczego rocka to „The Great Flood” jest właściwym wyborem.
Ocena: 8/10