W zasadzie to Rarog’g wypada mi pogratulować uporu – egzystują sobie gdzieś tam na uboczu polskiej black metalowej sceny, nie koncertują w ogóle albo prawie w ogóle, przez dwadzieścia lat wydali dwa albumy, demo i EPkę. I nadal im się chce.
A na dowód tego – wydali niedawno trzeci pełnowymiarowy strzał, zatytułowany „Homo ad Fundum”. . I – aby tradycji stało się zadość – wjechało na mój tapet celem zrecenzowania. Bowiem miałem tę przyjemność opisywania wszystkich poprzednich (poza demo) materiałów. Jako zaprawiony w bojach z Rarog’g powiem Wam tyle, że wiele to się u nich nie zmieniło. Horda z Podhala w dalszym ciągu obraca się w szybkim, zimnym black metalowym stylu, do którego tu i tam wplatają zwolnienia w postaci na przykład podniosłych klawiszy. Jeżeli na myśl przyjdą Wam takie nazwy jak wczesne wcielenia Immortal, Enslaved czy Borknagar to jesteście w zasadzie w domu. Zespół może nie tyle co naśladuje, ale podąża po wydeptanych w śnieżnej zamieci śladach tych grup. I udaje się im to wybornie.
Zdecydowanie za plus należy im policzyć umiejętność tworzenia chwytliwych kawałków – choćby otwierający „Oczyszczenie” sprawia wrażenie koncertowego killera, szczególnie z refrenem o ogniu nowej ery. A to tylko przykład – nie chce mi się rozkładać każdego z numerów na części pierwsze, ale możecie mi uwierzyć, że „Homo ad Fundum” tak właśnie brzmi – przemyślany, ale też agresywny krążek. Do tego wszystkie teksty są po polsku i nie bolą zęby podczas słuchania, ani też nie zalewa nas fala krindżu, a to samo w sobie już jest ważne.
Pewnie popularności nagle nie zdobędą, ale niech wiedzą – nowa płyta to dobra porcja black metalu. Tak więc Rarog’g – róbcie swoje, jest dobrze.