Wydawca: Malignant Voices
Okładka w stylu: goły chłop zaraz się wypierdoli o węża, bo ma strzały w plecach. I od razu powiem, że opuszczone blokowisko jakoś bardziej pasuje mi do muzyki Łodzian. No ale może jest tu jakiś haczyk o którym nie wiem.
Od jakiegoś czasu czułem ciśnienie w podziemiu na ten zespół i nie mam z tym problemu, ale wiem że prawdziwki odwrócą się pryszczatymi plecami od tego wydawnictwa. I już widzę te komentarze „o jezu, o kurwa, brzmią jak ITE albo BOP albo Mgła”. No bo brzmią. Sam też nie potrafię uciec od tych porównań. Czy ja się odwrócę? Nie, ale to z uwagi na to, że nazwa Odium Humani Generis jakiś czas już mi pod kopułką się majta i trochę mnie zafrapowała. „Międzyczas” to album jaki w mojej opinii zapełni niszę na jakiś czas, jako płyty o których będzie się mówiło. Do czasu, aż nie pojawi się jakaś kolejna polska produkcja/
Oczywiście wrzucone powyżej nazwy będą jakimś tam wyznacznikiem, ale równocześnie słuchacz znajdzie tutaj wpływy Bethlehem, Joylless, wyłapiemy również wpływy coldwave’owe, ale też klasyczny skandynawski black metal spod znaku Taake bądź Kampfar – wszystko to zostało tutaj wymieszane ze sobą w słoiku z napisem „melancholia i depresja – dawkować rozsądnie”. No i tak też dawkują – bo w żaden sposób nie nazwałbym twórczości Odium Humani Generis melancholijnym czy depresyjnym black metalem, ale w jakiś sposób ta muzyka nasączona jest tymi stanami ducha. Na „Międzyczas” nie ma wolnych kawałków, jest umiarkowanie szybko, umiarkowanie melodyjnie, no i właśnie gdzieś tam przewija się cały czas ten nie najweselszy nastrój.
Jak wspomniałem na początku, album brzmi tak, że słychać iż stworzyli go Polacy. Możliwe, że po części za taki stan rzeczy odpowiada osoba zajmująca się miksami i masteringiem, czyli The Fall. Wspominam gwoli ścisłości i karawaniarskiego obowiązku, bo podejrzewam że w żaden sposób nie przełoży się to na sukces komercyjny lub jego brak.
Jak to wszystko natomiast przekłada się na odbiór tak zwany holistyczny? Jest dobrze. Ale nie wiem, czy umiem powiedzieć coś więcej. To na pewno nie jest muzyka na każdy dzień i każdy nastrój, raczej powinna wpisywać się w szarugę za oknem (pewnie data premiery też nie jest przypadkiem) i na pewno na tym zyskuje. Póki co ja wałkuję ją w cholernych upałach, więc może przez to jeszcze nie potrafię w pełni zachwycić się propozycją Odium Humani Generis. Doceniam natomiast i rozumiem przekaz jaki płynie wraz z tą muzyką. Na pewno będę wracał do tego krążka, szczególnie gdy temperatura zbliży się do kilkunastu stopni, czyli już niedługo. Czuję, że wówczas ta muzyka otworzy przede mną nowe pokłady, dotychczas jeszcze zakryte.
Dlatego też na ten moment zostawiam Was z tą recenzją. Płyta ukaże się na dniach, więc skonfrontujcie sobie moją opinię z Waszymi odczuciami, bo być może się mylę w ocenie „Międzyczasu” – za równo na plus jak i na minus.
http://malignantvoices.com/
http://www.facebook.com/odiumbm/