Skip to main content

Jak dla mnie, Non Opus Dei jest jednym z bardziej nieszablonowych kapel w polskim światku metalowym, pewnie kroczącą swoją ścieżką, ku zdaje się jasno wytoczonym celom. W tym roku mija dekada, od kiedy panowie z Olsztyna przedstawiają nam swoją wizję muzyki, a jubileusz ten Nieboskie Stworzenie uczciło najlepiej, jak mogło – świetną płytą „Constant Flow”. Dobra, wystarczy tyle peanów, zapraszam do wywiadu.

Witam! Czy ciężko jest być jedną z oryginalniejszych kapel na polskiej scenie? To chyba ciężkie brzemię, ale Wam udaje się to znakomicie…

Klimorh: Witam, widzę że zaczynasz od przywalenia nam „z grubej rury”, hehe… Co mogę ci na to powiedzieć? Nie zastanawiamy się nigdy nad tym więc nie jest to żadne brzemię, żaden ciężar. Nigdy nie staramy się być oryginalni na siłę, taką już po prostu mamy rękę do muzyki i tak chcemy grać. Reszta jest po prostu kwestią tego jak to ktoś odbierze, a na to wpływu nie mamy i nie do końca nas to interesuje. Mam na myśli to, że na pewno nie jest to jakiś priorytet w tym co robimy.

Dziesięć lat istnienia i pięć pełnowymiarowych albumów, nie licząc pomniejszych wydawnictw, które przecież nie zawierają prostego łupania a’la Darkthrone – imponujący wynik i to bez zjadania własnego ogona. Mógłbyś jakoś podsumować mijającą dekadę, patrząc oczywiście przez pryzmat Non Opus Dei?

K: No nie, niemożliwie że czas tak szybko leci… Szczerze mówiąc to raczej nie jesteśmy ludźmi, którzy patrzą zbyt długo w przeszłość, koncentrujemy się raczej na tym co nowego możemy zrobić, dokąd pójść dalej. Tak więc te dziesięć lat to nie jest coś nad czym trzeba się roztkliwiać. Idziemy dalej. O wiele bardziej interesuje nas kolejne dziesięć lat.

Constant Flow” ukazało się niedawno na rynku. Parafrazując tytuł, na nowym albumie pokazaliście stały progres Waszej muzyki. Nie boisz się, że w końcu osiągnięcie stopień awangardy tak wysoki, że będzie trudny do przeskoczenia na kolejnym albumie, czy nawet do zagrania na żywo?

K: Nie. Tak naprawdę to gramy bardzo prostą muzykę, niezbyt trudną zarówno w wykonaniu jak i – tak mi się wydaje – w odbiorze. Nie wiem doprawdy skąd biorą się te opinie…

Odnośnie ostatniej części tego pytania – nie widziałem Was jeszcze na żywca. Powiedz, czy trudno jest zagrać materiał z Waszych płyt? No i jak reaguje publika? Trudno mi sobie wyobrazić odgrywanie tych łamańców na deskach…

K: Nie. Jak już wspomniałem – nie jest to trudne. Publika – hm, no też nie mają problemu z odsłuchaniem tego… I ze zwyczajową reakcją…

Na autora grafik znów wybraliście Tomasza Modrzejewskiego. Jego prace są charakterystycznym elementem Waszych albumów, zresztą pojawiają się na nich cały czas pewne wspólne „niuanse”, że tak je nazwę. Zapewne nie braliście pod uwagę innego grafika i można powiedzieć, że jest to „piąty” członek Non Opus Dei?

K: W pewnym sensie może masz rację. Przed przystąpieniem do prac nad nowymi grafikami zawsze omawiamy liryki albumu, sprawy związane z nimi związane. Dzięki temu możemy dopasować stronę graficzną naszych wydawnictw do treści, z którymi wiążą się teksty. Na pewno jest to więcej niż jakiś malowniczo-mroczny krajobraz robiony na zamówienie, jeśli o to ci chodzi.

Również w kwestii brzmienia jesteście stali w uczuciach, hehe, bo produkcją ponownie zajął się Szymon Czech. Prócz tego na „Constant Flow” znalazł się remix „Saule’s Dark Gifts”, noszący dość wyraźne piętno tego, co Szymon robił w Prophecy. Kto był pomysłodawcą tej przeróbki? Planujecie coś podobnego na kolejnym wydawnictwie?

K: Fakt, jesteśmy w tej kwestii wierni prawie tak jak wierni jesteśmy naszym paniom hehe. Szymon to faktycznie, że tak powiem, „duża głowa” do muzyki, w tym co robi ma za sobą już parę ładnych lat, zaś my pamiętamy jeszcze początki jego pracy w studio Selani. Więc mniej więcej wiemy, czego wymagać od siebie nawzajem. Co do wspomnianego remixu to po prostu wykorzystaliśmy chwilę wolnego czasu jaka została nam po sfinalizowaniu spraw związanych z „Constant Flow”. Omówiliśmy z Szymonem jakiś bardzo ogólny koncept tego remixu. Następnie za swoimi „zabawkami” w Studio X zasiadł sam „pan Czech” i efekt jego pracy był na tyle ciekawy, że bez żadnych oporów dołączyliśmy ten dodatkowy utwór do albumu. Jest on dobrym podsumowaniem tego co chcieliśmy powiedzieć. Co do naszych przyszłych nagrań – nie wiem, choć raczej nie będziemy powielać podobnego pomysłu.

Na „Constant Flow” zamieszczone są również dwa clipy. Możesz powiedzieć coś na ich temat, jak przebiegało kręcenie itd.? Jak rozumiem, jest to raczej prezent dla fanów, bo chyba nie szykujecie się na podbój „European Top 20” czy „30 ton”?

K: No cóż, te dwie amatorskie produkcje, popełnione przez twór noszący nazwę „SpiralGalaxyProduction”, na tyle były związane z albumem że zdecydowaliśmy się dołączyć je do całości. Bez nich to wszystko byłoby w jakimś sensie niepełne.

Tym razem w warstwie tekstowej ograniczyliście się do dwóch języków, odpadły liryki po rosyjsku czy niemiecku. Jak rozumiem te dwa ostatnie nie współgrały z przesłaniem? Wielojęzykowość również była jednym z punktów kojarzonych z Non Opus Dei, wrócicie jeszcze do tego?

K: Nie ma co przesadzać, łacina, czy niemiecki pojawiały się w naszych „piosenkach” bardzo sporadycznie. A po „pseudorosyjsku” (bo był to raczej bardziej taki zmyślony „język”) to chyba był tylko częściowo utwór „Slava Tchortu”. Dość udany numer zresztą. Czy wrócimy do tego? Zawsze odgrywało to dość marginalną rolę. Ale nigdy nic nie wiadomo.

Constant Flow” wyszedł wraz z magazynem „Thrash’em All”, trafi więc do szerszej publiczności, ale z drugiej strony nie boisz się, że paradoksalnie może Wam to zaszkodzić? Wiesz, mi to nie przeszkadza, kto Was wydaje, ale na przykład dwa najlepsze polskie magazyny – „Mega Sin” i „7 Gates” od dłuższego czasu nie piszą na temat kapel z Empire Records, mimo, że są to również i „duże” nazwy jak Trauma, Hate, no i teraz Wy…

K: Jedyne, co mogę w tym momencie powiedzieć to jakie są nasze oczekiwania co do wytwórni. Normalne chyba jest to, że od wytwórni chcielibyśmy oczekiwać wsparcia jeśli chodzi o tak podstawowe sprawy jak sprzęt czy studio. Sytuacja na dzień dzisiejszy to – niestety – dopiero kolejny „przystanek” w poszukiwaniu wytwórni, która mogłaby nam to zapewnić. Co do jakichś aspektów komercyjnych, handlowych, tudzież sympatii i antypatii to pomijam temat bo nie zajmujemy się tym, jesteśmy trochę poza takimi rzeczami i mało mamy z tym na dzień dzisiejszy wspólnego.

Między „The Quintessence” a „Constant Flow” ukazało się jeszcze limitowane wydawnictwo, zatytułowane „Zima 2005”. Jak doszło do jego wydania, przyświecała temu jakaś konkretna idea, czy po prostu mieliście trochę materiału, którym chcieliście się podzielić z najwierniejszymi maniakami? No i co to za wytwórnia Czerni Blask Prod., bo nie ukrywam, spotkałem się z nią po raz pierwszy?

K: Wyjątkowe wydawnictwo. Jest to próba zarejestrowana zimą 2005 roku, zawierające kilka utworów z „The Quintessence”, dwa utwory z wcześniejszych lat naszego istnienia oraz jeden nie publikowany nigdy wcześniej. Nagranie pochodzi z próby. Próby nagranej w nietypowy sposób, bo w dobrym studio. Ale jak na próbę przystało, nagrania dokonano w kilka godzin, po prostu rozstawiliśmy graty i zrobiliśmy swoje. Ciekawe brzmienie, niecodzienny efekt, naturalna, surowa muzyka. Co do Czerni Blask Prod to zaproponowano nam naprawdę bardzo dobre warunki, ze wszystkiego wywiązano się sprawnie i na czas, więc co do tej małej, undergroundowej wytwórni mogę mieć same superlatywy, jeśli mogę pozwolić sobie na odrobinę kryptoreklamy.

W utworze „23.09.2006” pada sformułowanie „poza czasem stoimy”. Myślisz, że albumy Non Opus Dei zbudują Wam pomnik trwalszy niż ze spiżu? Pytam również w nawiązaniu do Waszej „biografii” na stronie – byliśmy, jesteśmy, będziemy…

K: „Poza czasem” to takie hasło, zawołanie związane z dniami przesilenia, równonocy, o tym w końcu traktuje ten tekst. Pomników nie budujemy, bo szkoda na to czasu. Byliśmy, będziemy – no tak zapewne do samego końca. Naszego albo zespołu, hehe. Nie doszukujmy się zbędnego patosu tam gdzie go nie powinno być.

Na Waszej stronie internetowej jest zakładka zatytułowana „The New Spirituality”. Czy jest to swego rodzaju przewodnik przez idee przyświecające Non Opus Dei?

K: To tylko kilka pomysłów, idei związanych z naszymi albumami. Coś co nie zmieściło się na wkładce do CD itp., wędruje właśnie tam.

Jedną z części wspomnianej „The New Spirituality” jest rozdział „O Byciu Prawdziwym”. Często zdarza Ci się spotykać w życiu osoby o mentalności wspomnianego tam miłośnika wszystkiego, co smocze?

K: Tak. Różnica między pustym gadaniem a robieniem czegoś naprawdę. Sprawa stara jak ten świat – jak widać – gdyż ten tekst pochodzi z dawnego dzieła zatytułowanego Hagakure.

T.S. Eliot stwierdził kiedyś, iż „potrzebujemy idei i to nie tylko własnych, lecz antagonistycznych, w starciu z którymi nasze własne poglądy utrzymywalibyśmy w żywotności”. A jak to jest w Waszym przypadku, myślisz, że istnienie słabych jednostek, czy odnosząc to do sceny metalowej, gównianych kapel, usprawiedliwione jest faktem, że na ich tle wyraźnie widać wyjątkowość tych silnych?

K: Wojna, konflikt między przeciwieństwami jest podstawą jakiegokolwiek ruchu, aktywności lub życia, z tym można się zgodzić. Co do drugiej części pytania to – wybacz – nie moja działka.

Dobrze, powiedz na koniec, gdzie zbłądzicie dziś, gdzie będziecie jutro, czyli nieśmiertelne pytanie o plany zespołu, hehe…

K: Na drodze nietkniętej jeszcze stopą człowieka hehe… A tak poważnie to w planach mamy – banalnie – zagrać kilka koncertów i popracować trochę nad sobą i nowym materiałem.

Dzięki za wywiad i powodzenia w dalszej kreacji nieprzeciętnych dźwięków, jak tych z „Constant Flow”!

K: Spróbujemy. Dzięki za wywiad!

Oracle
17787 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.