Wydawca: Pagan Records
Co może wyjść z połączenia talentu dwóch muzyków, jednego z Non Opus Dei, drugiego z Sauron? Ano coś wspaniałego, przynajmniej takie jest moje zdanie.
Bo Narrenwind to naprawdę świetny projekt. Przynajmniej powinni się nim zainteresować wszyscy ci, co to w rocznicę śmierci Quorthona wrzucają jego foty i smutne minki. Na „Mojej bolesnej śnię dobrą śmierć” duch Bathory jest bardzo mocno wyczuwalny. Mowa o okresie Bathory z takich płyt – pomników jak „Blood. Fire. Death” czy „Twilight of the Gods”. Powolna, majestatyczna, zimna. Płynie zimnym strumieniem, a słuchacz naprawdę może się w niej zatopić. Mnie strasznie przypasowała do gustu. Czasem może to przywodzić na myśl też Burzum z „Filosofem” (szczególnie w „Wiatr Głupców”) – zwłaszcza w momentach gdy gitary niespiesznie płyną, a w tle słyszymy lekkie, nieśmiałe „plum plum”. Trochę żwawiej (ale niewiele) rzecz ma się w „Przemocą wepchnięci w istnienie”, i nie wiem czy ten numer nie sprawia mi najwięcej przyjemności. Do tego ma świetny tekst. Właśnie – teksty na Narrenwind pełnią ważną rolę, podobnie zresztą jak w zespołach – matkach obu muzyków. Poza fantastycznymi partiami gitar świetną robotę robią tutaj wokale Klimorha. Jego barwa jest dobrze znana z tego co robi w Non Opus Dei, tutaj jest równie wyśmienicie – różnorodność w tym przypadku to słowo – klucz. Co najważniejsze, dla mnie wokale współgrają z muzyką i oddają dramatyzm liryków. Innymi słowy, debiut Narrenwind to krążek przemyślany, choć o ile wiem stworzony bardzo szybko. No ale po czymś poznasz artystów, nie?
Jedna z lepszych płyt na polskiej scenie black metalowej, bezapelacyjnie. Szkoda, żeby „Mojej bolesnej śnię dobrą śmierć” przeszło bez echa, więc wiecie co z tym zrobić.
Ocena: 8/10
Tracklist: