Przyznam, że kogo jak kogo, ale powrotu Messiah się nie spodziewałem. A tu taka niespodzianka! Co prawda EPka, która była ich faktycznym kombekiem była po prostu fajna, o tyle nowy album, który wypuszczony został po ponad ćwierć wieku, podoba mi się bardzo. „Fracmont” to kawał dobrego thrash metalu, dość charakterysystycznego dla Messiah. Skoro krążek był dobry, a i sam reunion zespołu w składzie znanym z lat dziewięćdziesiątych też jest niczego sobie – twierdziłem, że to dobre okazje do zadania kapeli kilku pytań. Odpowiedzi udzielił mi Brögi, współzałożyciel kapeli i jedyny z oryginalnego składu. Mam nadzieję, że poniższa rozmowa zachęci kogoś choćby do sprawdzenia, czy szum wokół ich powrotu jest zasłużony.
Oracle: Hailz! Na początek chciałem zapytać o coś chyba oczywistego: jak to jest powrócić do grania po ćwierć wieku? Zapewne części osób, które dziś są Waszymi fanami nie było jeszcze na świecie w chwili gdy postanowiliście zawiesić instrumenty na kołku. Nie obawiałeś się, że Messiah nie odnajdzie się w tej nowej rzeczywistości?
Brögi: Hej! Na początku, dzięki za to pytanie! Z muzycznego i przyjacielskiego punktu widzenia, granie i tworzenie nowej muzyki z tym zespołem to jest coś fantastycznego! O jakiej nowej rzeczywistości mówisz? Żyjemy w swojej własnej rzeczywistości, nie w tej obecnej, nowoczesnej, do której zapewne nawiązujesz. Jasne, powrót z zespołem takim jak nasz to jednak jest jakiegoś rodzaju spacer po linie. Ale radość jaką daje mi tworzenie nowej muzyki sprawia, że jestem ponad to wszystko!
O.: Dobrze wiedzieć. A czy możesz przypomnieć nam okoliczności, w jakich Messiah poszedł w odstawkę po wydaniu „Underground”? Co było główną tego przyczyną? Nienajlepsze przyjęcie tej płyty przez fanów i krytykę?
B.: Nie tylko fani i krytycy wyczuwali nadchodzący koniec, ale również ja sam. Już w trakcie nagrywania „Underground” czułem, że to po prostu nie jest to – to nie był ten Messiah, więc poddałem się. Wszystko posypało się, kiedy wyrzuciliśmy naszego basistę, Patricka – po nim odszedł również Andy. „Underground” jest daleki od muzyki, jaką tworzyliśmy pod szyldem Messiah, również teksty są całkowicie inne, nie miały wiele wspólnego z tą grupą, może poza kawałkiem tytułowym czy „The Ballad of Jesus”. Przepraszam, ale dla mnie ten album również nie istnieje.
O.: Mnie nie przepraszaj. Mimo wszystko powróciliście, ze składem znanym z „Choir of Horrors”, „Rotten Perrish” czy „Underground” właśnie. A co z Jazzim czy Tschosim – nie byli zainteresowani reunionem? Kontaktowałeś się w ogóle z nimi?
B.: Podjąłem taką próbę w 2003 roku, ale bezskutecznie. Teraz nawet nie brałem takiej opcji pod uwagę. Tschosi aktualnie nie wychodzi poza muzykę Wagnera i ponoć mówi o swoim okresie pobytu w Messiah jako o „grzechu młodości”, Jazzi nie chciał brać udziały w reunionie jeśli nie weźmie w nim udziału Tschosi. Dla mnie line up z okresu Noise i lat dziewięćdziesiątych jest o wiele ważniejszy, bo po pierwsze opierał się na koleżeństwie i przyjaźni, a po wtóre jest to dla mnie jedyny prawdziwy skład Messiah. Jest w nim masa przeżyć, życiowego doświadczenia, a to wszystko dzięki osobom go tworzącym.
O.: A co Ty robiłeś przez te wszystkie lata, gdy Messiah był nieaktywny? Wygląda na to, że jedyną osobą, która zajmowała się przez ten czas muzyką był Steve, który działał z Gurd. Przejawiał się u Ciebie w jakiś szczególny sposób głód muzyki?
B.: Tak naprawdę przez większość czasu byłem na bieżąco ze sprawami dotyczącymi Messiah – wznowień z Massacre Records czy w kontakcie z Costasem z Iron Pegasus Records, z którym mam go zresztą do dziś. Moje gitary wisiały jednak nie używane na ścianie. Wiele się przez ten czas działo w moim życiu, założyłem własną firmę – biuro architektoniczne, wybudowałem swój nowy dom, założyłem rodzinę – mam dwójkę dzieci i żonę, którą poznałem podczas próby Messiah w 1992 roku i którą poślubiłem w 2002 roku. Reszta kolesi, Patrick i Steve byli raczej aktywni muzycznie, co też dało podstawy do rozmów o reunionie i o tym, czy uda się to w odniesieniu do Messiah.
O.: No właśnie, a podobno impulsem do powrotu był tajny koncert Messiah sprzed kilku lat i aplauz, jaki otrzymaliście od publiczności. A co by było, gdyby ludzie tej nocy mieli na Was wyjebane, nie obawiałeś się tego?
B.: Nie, potraktowałem to raczej lekko i na luzie, ciesząc się, że mogę grać muzykę i że Messiah powrócił. I tak naprawdę przez te wszystkie lata nie zostaliśmy zapomniani dzięki naszym wiernym fanom. To motywuje mnie do tworzenia nowych rzeczy.
O.: A propos tworzenia nowych rzeczy – Wasz najnowszy krążek zatytułowany jest „Fracmont”. To starożytna nazwa dzisiejszej góry Pilatus niedaleko Luzern w Szwajcarii. Według legendy, na dnie znajdującego się tam jeziora spoczywają szczątki Piłata. Czy ma to jakiś związek z tytułem Waszej płyty? Jakieś symboliczne znaczenie?
B.: Ta legenda o tych niby szczątkach leżących na dnie jeziora wybudowała pomost do Wieków Średnich i drastycznych wydarzeń, jakie były efektem działań kościoła katolickiego wśród mieszkających tu pogan. Sam mieszkam wraz z rodziną u podnóża Pilatus, kiedyś zwanej właśnie Fracmont, u jej północnego stoku. Ten mistycyzm inspiruje mnie codziennie, czy to z uwagi na tę legendę czy z uwagi na tysiące wspaniałych widoków i sytuacji spowodowanych warunkami pogodowymi. Więc może coś jest prawdziwego w tej historii.
O.: W jednym z ostatnich wywiadów powiedziałeś, że nie chcesz by Messiah był parodią siebie z lat młodości i myślę, że nowy krążek pokazuje, że tak nie jest. Brzmi naprawdę dobrze, ale też silnie nawiązuje do Waszych albumów z lat dziewięćdziesiątych – dlatego właśnie go tak lubię. A numery takie jak „Throne of Diabolic Heretics”, „Singularity” czy „Urbi et Orbi” pokazują, że wciąż macie tego charakterystycznego ducha, nie sądzisz?
B.: Cóż mogę mówić tylko ze swojej perspektywy. Nie myślę o pojedynczych utworach z tego albumu. Lubię patrzeć, jak ludzie sami znajdują nawiązania do tego co jest stare i co jest nowe, to naprawdę bardzo ekscytujące. Szczególnie, że na tym krążku nic nie było planowane, po prostu grałem to na co miałem ochotę i co potrafiłem. Możliwe, że słychać tutaj sporo oldschoola, bo tak naprawdę nie jestem ani trochę zainfekowany tym, co obecnie jest modne w muzyce. No i na pewno słychać tutaj moją miłość do NWOBHM. Proste riffy z tego nurtu wspaniale pasują do thrash metalu, więc jesteśmy w domu. Przecież doskonale to możesz wychwycić już na naszej demówce „Powerthrash” z 1984 roku.
O.: Lubię Wasze okładki, już od wspaniałej „Extreme Cold Weather”, „Psychomorphia” czy „Choir of Horrors” a nawet „Rotten Perrish”. Może dlatego ta nowa nie podoba mi się aż tak bardzo – dla mnie jest trochę zbyt nowoczesna. Dlaczego taką wybraliście do ozdobienia nowej płyty?
B.: Rozumiem, że bazujesz raczej na naszych wcześniejszych okładkach. Jakkolwiek, okładka „Fracmont” ma za zadanie przedstawić samą historię, która jest opowiedziana na płycie. I jest autentyczna. Myślę, że pomoże ona rozsławić trochę ten album. Nie było potrzeby kopiowania albumu ani okładki „Extreme Cold Weather” czy którejkolwiek innej płyty – to jest Messiah AD 2020 i nasz nowy album. Bjorn z Killustrations wspaniale wyczuł o co nam chodziło i osadził nam to fantastycznie w naszym guście. Nie wiem czy jest zbyt nowoczesna – nam się podoba…
O.: Messiah zawiesił działalność w połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy klasyczny metal szedł w odstawkę, a jego miejsce zajmowały dziwne hybrydy. Obserwowałeś co przez te wszystkie lata działo się na scenie?
B.:Jak już wspomniałeś, byłem wówczas całkowicie poza obiegiem, nie wiem co się wtedy działo…
O.: Patrząc wstecz – na wasze poprzednie albumy, co o nich sądzisz z dzisiejszej perspektywy? Który jest Twoim ulubionym, a do którego masz najmniejszy sentyment?
B.: Cóż, nasze dwie pierwsze płyty uznawane są za kultowe. To miłe i oczywiście jestem zaszczycony. Z drugiej strony, jestem tym już trochę zmęczony. Teraz interesuje mnie tylko tworzenie nowej muzyki ze składem z lat dziewięćdziesiątych, z którym tworzyliśmy „Choir of Horrors”, który tak w sumie jest moim ulubionym…
O.: A czy jesteś dumny, z wpływu, jaki wywarł Messiah na scenę? Na przykład, w Polsce mamy audycję radiową Thrashing Madness, a także wytwórnię prowadzoną przez mojego dobrego znajomego – Thrashing Madness Productions. A podejrzewam, że to nie jedyne przykłady, nie mówiąc już o czysto muzycznym wpływie…
B.: Tak, oczywiście, choć gdy zaczynałem, nigdy nie pomyślałem nawet, że moja muzyka będzie miała taki wpływ na późniejszą scenę. No ale wiele wspaniałych zespołów miało niezaprzeczalny wkład w to, jak dzisiaj wygląda scena metalowa. Nie mówię tu wyłącznie o starych, dobrze znanych grupach, ale też o młodych, zdolnych kapelach. Uwielbiam to, bez względu na to, jakie czasy mi będą się przez to przypominały. I nie ważne, jak bardzo się przez ten czas zestarzałem. Metal nie umrze nigdy!
O.: O ile wiem, nie jesteście wielkimi fanami papieża, haha! Przez cały okres istnienia Messiah przewinęło się już trzech papieży – który z nich był największym dupkiem?
B.: O, to trudne pytanie. Jako zadeklarowany ateista jestem również fundamentalnym krytykiem wszelkiej wiary. Postrzegam ją jako częściowo konieczną chęć człowieka poddania się jakiejś wyższej sile, ale to z kolei postrzegam jako jakiś błąd w rozwoju człowieka. Jan Paweł II, o którym pewnie myślisz, był marionetką i był na przykład przeciwieństwem takiej Matki Teresy, która przynajmniej praktykowała to co w teorii głosił pełen hipokryzji Kościół Katolicki. Dla mnie to jest przykład miłości, choć również osadzony na budulcu z wiary.
O.: No kurwa nie wiem, babka dostawała w chuj kasy, mogła chorym fundować leki jakie im trzeba było, a oni nawet aspiryny nie dostawali, byle cierpieli dla boga. No dobra, jebać. Ogólnie Twoje teksty pałają nienawiścią do wiary i kościoła. Nie wiem, jaka sytuacja jest w Szwajcarii, ale w Polsce cofamy się do średniowiecza, w którym kościół stanowi prawo i równocześnie stawia się ponad nim. A jak to jest u Was, kościół nadal ma ważną pozycję w kraju?
B.: Bardzo ciekawe pytanie, cieszę się, że je zadałeś. W Szwajcarii mamy wiele religii, ale też swobodę wypowiedzi. Tradycyjnie, w rejonach rolniczych dominuje kościół katolicki, również tam gdzie ja żyję. Niech im będzie, żyję ze swoją rodziną pośród głęboko wierzącej społeczności, a zarazem ludzie są tutaj bardzo otwarci. Jestem nawet członkiem rady, która jest do cna katolicka, a inni członkowie wiedzą, że jestem ateistą i szanują moje podejście. No chyba, że powiem coś, co im nie pasuje, wówczas jestem traktowany jak heretyk. Ostatecznie jednak kończy się na ciszy, szczególnie, kiedy poruszam temat molestowania seksualnego dzieci przez księży. Wówczas kończy się na milczeniu i unikaniu odpowiedzi. Oczywiście to rozumiem, bo co niby mają zrobić, ich wartości są tu wystawiane na największą próbę.
O.: No ale katolicyzm to nie tylko molestowanie dzieci, pompowanie rządowych pieniędzy czy rozprzestrzenianie nienawiści wśród ludzi – niestety to również źródło inspiracji dla kultury czy sztuki. Szkoda, nie? Jaki jest Twój punkt widzenia?
B.: No niestety, to tylko kolejny przykład ewolucyjnej skazy ludzkości, która produkuje tego typu machinacje. Kościół katolicki oczywiście bierze w tym udział.
O.: Skoro wspomnieliśmy Polskę, czy pamiętasz koncerty Messiah w moim kraju? Graliście u nas przynajmniej dwukrotnie…
B.: Tak, masz rację, w Polsce pojawiliśmy się dwa razy. Pierwszym razem supportowały nas Therion i Morgoth. Euforia polskich fanów jest niemożliwa do zapomnienia, wspominam ją bardzo ciepło nawet po tych wszystkich latach. Poza tym tak też poznałem Christofera i w 1992 roku zorganizowałem mu z kolei koncertu u siebie w mieście. Potem dopiero zaczęli wydawać te nie do końca lubiane przez wszystkich albumy – nie wiem, czy nie miało to jakiegoś związku z wizytą w Polsce, haha! Oczywiście żartuję. A o ile pamiętam drugi koncert miał miejsce na Metalmanii. To było jeszcze później, jakoś w 1993 roku o ile pamiętam.
O.: Ano dobrze pamiętasz. A skoro o koncertach to ponarzekjamy trochę na COVID. Obawiasz się pandemii? Wierzysz w nią, czy może jesteś zwolennikiem teorii spiskowych, jak taki Patrick Mammeli z Pestilence?
B.: Szczerze, to nie interesuje mnie żadna ze stron tego konfliktu. Moja rodzina została zaskoczona przez zamknięcie szkoły czy naszych biur. I powiem Ci, że nie wiem co o tym myśleć, bo w sumie to jestem zdany tylko na głupie raporty medialne. Z jednej strony wraz z rodziną jestem przekonany że nasz dobry przyjaciel i sąsiad dosłownie zza płotu zmarł na COVID, z drugiej strony, miał też inne problemy zdrowotne, które mogły być przyczyną jego śmierci. Z kolei inny bliski sąsiad jest farmaceutą, zwraca mi uwagę, jak szaleńczo niesprawdzone są statystyki, którymi atakują nas media dzień w dzień. Nie wiem, ale staram się uważać ogólnie z uwagi na moje nadciśnienie. Ale prawdopodobnie szybciej umrę w korku niż na COVID. Niestety, z uwagi na pandemię nie zagramy już więcej koncertów w tym roku, impreza z okazji wydania nowego albumu również została przesunięta na kolejny rok, podobnie jak gigi, które miały się odbyć w Austrii, Niemczech czy Niderlandach.
O.: No niestety. Dobra, na sam koniec powiedz nam proszę Brogi, jaki krążek zwalił Cię ostatnio z nóg? I czego słuchałeś podczas odpowiadania na moje pytania?
B.: Teraz to akurat niczego nie słuchałem, musiałem się skupić na odpowiedziach – chyba, się starzeję, haha! Ale na początku słuchałem audycji radiowej z Patrickiem i Andym, w której opowiadali o naszym nowym albumie.
O.: No to wszystko w takim razie, dzięki wielkie i do zobaczenia mam nadzieję również i na polskiej ziemi!
B.: Tak, ponowna wizyta w Polsce byłaby fantastyczna! Thrashing greetings from Switzerland!
sram na kowida