Skip to main content

Wydawca: Van Records

Jak na razie to zjebana jest ta jesień. Nie dość, że ciepło to wszystko jest takie żywe i w ogóle jakieś takie podło-radosne, a do tego te wszystkie black metale jakieś takie gładkie i miłe w odsłuchu. Dobrze, że nocą jest zimno, a mocny alkohol wchodzi tak dobrze, jak debiut Kwade Droes. Bez popity, bez grymasu, na pełnej…

Holendrzy to bardzo specyficzny naród. Z jednej strony otwarty i kochających wszystkich i wszystko, z drugiej zaś bezpośredni na tyle, że potrafi niejednego człowieka wkurwić. Kwade Droes na szczęście pluje na społeczeństwo i kontakty międzyludzkie. Siedzi głęboko w piwnicy w oparach wódki i gra pieśni ku chwale i czci Złego. Wiecie już jak gra Urfaust – no bo kto by nie wiedział – ale kiedy odpalicie “De Duivel en zijn gore oude kankermoer” zrozumiecie, że na tym świat się nie kończy. Wręcz przeciwnie, Kwade Droes idealnie wkomponował się w konwencję kloszardowego black metalu kolesi z Asten, wyciągnął z niego to co niezbędne i spreparował swój własny wywar. Już w otwierającym “De Teerling Is Geworpen” dostajemy melodią niczym z sennego koszmaru, by zaraz oberwać po mordzie ścianą niemal kakfonicznego, opętańczego black metalu z którego oparów wyłania się czyste zło. Dalej jest jeszcze ciekawiej, a kluczem do zrozumienia całości wydają się być wokale. Opętańcze, chore, miejscami wręcz groteskowe. Jakby wydobywające się z gardła szaleńca, bądź opętanego przez diabła zapijaczonego ulicznika (“Drankduivel”). Co lepsze, z każdym kolejnym odsłuchem ta płyta coraz bardziej wchłania, bierze w swe objęcia i wciąga coraz głębiej w otchłań aberracji. Muzyka zaś jest tego wszystkiego tłem. Niby to black metal, ale ubrany jak na lumpa przystało. Szalony, odstający od normy. Nieco nieszablonowy, ale trzymający się ram gatunku (“Lood Om Oud Ijzer”). Kolaborujący z klimatem, ale nie nazbyt awangardowy (“De Wrange Boodschap”). Minimalistyczny, ale dążący do poszukiwania czegoś nowego i nie bojący się tych rejonów eksplorować. Jest więc na “De Duivel en zijn gore oude kankermoer” wszystko to, do czego potrzeba by człowieka uszczęśliwić: okultyzm (“De Satan Allerheiligst”), nihilizm i w końcu szaleństwo przeplatane pijaństwem i złem w czystej postaci (“Misdaad Loont”).

Wkręciła mi się ta płyta niemożebnie i świetnie zdaję sobie sprawę, że nie każdemu ona podejdzie. Zło jednak ma różne oblicza, a to z pod szyldu Kwade Droes przemawia do mnie zdecydowanie najmocniej tak jak i Suweren od J.A. Baczewksiego o 3 nad ranem.

Ocena: 9/10

Tracklista:
1. De Teerling Is Geworpen
2. Lood Om Oud Ijzer
3. De Wrange Boodschap
4. Drankduivel
5. Misdaad Loont
6. De Geile Lokroep Van Gene ZIJde
7. De Satan Allerheiligst

Łysy
826 tekstów

Grafoman. Koneser i nałogowy degustator Browaru Zakładowego. Fan śmierć, jak i czarciego metalu, którego słucha od komunii...

Atrophy > Asylum
Recenzje

Atrophy „Asylum”

OracleOracle5 września 2024

Skomentuj