Wydawca: Agonia Records
Minęło już grubo ponad miesiąc od premiery najnowszego wydawnictwa duetu Inquisition, ale dopiero teraz nadszedł dla nie właściwy moment żeby napisać kilka słów o „Veneration of Medieval Mysticism and Cosmological Violence”.
Jest to już dziewiąty krążek tej ekipy i muszę to stwierdzić po raz kolejny: nie zwalniają tempa. A może właśnie zwalniają? Ale nie w każdym numerze… Zacznijmy, więc od tego, że każdy ich materiał jest zdecydowanie rozpoznawalny, ale mam też jakiś nowy element. Tu od pierwszych dźwięków słychać, że to Inquisition. Oczywiście bardzo charakterystyczny wokal to jedno, ale też i praca gitar nie poddaje w wątpliwość, kto jest autorem tego krążka. Jest jednak inaczej niż w przypadku „Black Mass for a Mass Grave”. Dużo odważniej muzycy sięgają po klawiszowe plamy czy też sample. Jak zwał, tak zwał. Jeśli chodzi o ich muzykę nigdy nie można było narzekać na brak odpowiedniego klimatu, tu mamy go jednak więcej. Dla mnie na plus. Jest tu też oczywiście mnóstwo melodii, co też nie może być zarzutem, bo to w przypadku tej kapeli zawsze wychodziło nieźle. Ja też uwielbiam te ich epickie zwolnienia i tu tego nie brakuje. „A Hidden Ceremony of Blood and Flesh” np. pięknie zwalnia, a za zwolnieniem galopująca kanonada. Uwielbiam to połączenie. Są tu też eksperymenty z czymś, co można na upartego nazwać czystymi wokalami. Zresztą wydaje mi się, że na tej płycie Dragon i Incubus pozwolili sobie na naprawdę sporo, jeśli chodzi o eksperymenty. Ich styl jest zdecydowanie zachowany, ale płyta mocno wyróżnia się na tle ich całej dyskografii, jako najbardziej kładąc nacisk a klimat i z największa ilością plam klawiszowych. Jeśli chodzi i najlepszy numer, to ja mam swojego bezdyskusyjnego faworyta i jest to „Memories Within an Empty Castle in Ruins”. Ma ten numer pierdolnięcie, ma klimat. Jak cała ta płyta.
„Veneration of Medieval Mysticism and Cosmological Violence” to dla mnie lepszy materiał niż poprzednie wydawnictwo, choć i „Black Mass for a Mass Grave” oceniałem wysoko… Dla mnie pozycja obowiązkowa w kolekcji. Będę wracał często, jak i do większości płyt tego zespołu.