Wydawca: Century Media Records
Byłem świadom istnienia takiej grupy jak włoskie Hideous Divinity, ale nie pamiętam, by ich muzyka kiedykolwiek miała styczność z moim narządem słuchu. Sytuacja zmieniła się przy okazji nadchodzącego krążka – „Unextinct”.
Włosi nakurwiają sobie od niemal dwudziestu lat brutalny i techniczny death metal. Techniczny decior to nie do końca mój konik, ale powiem Wam tak – w zalewie gruzowatych i dusznych albumów stwierdziłem, że sprawdzę jak będzie mi się słuchało krążka, z którego smoła nie wylewa się przy każdym uderzeniu w struny. I jestem pozytywnie zaskoczony.
Hideous Divinity mają rozum i godność człowieka i wiedzą, że nie można zbyt przekombinować tego typu muzyki, by była nadal słuchalna. Ten balans między skomplikowaniem a brutalnością słychać na „Unextinct” moim zdaniem bardzo dobrze – zespół potrafi przypierdolić, a równocześnie w odpowiednich fragmentach i w odpowiedniej ilości powiedzieć „ha, patrzcie na to, połamany ten nasz numer, co nie?”. Dzięki temu ten krążek ma coś, czego nie ma wiele albumów z muzyką z założenia podobną – ma feeling.
Choć mam i pewne uwagi. No bo jeśli dostaję niemal dziewięciominutowe kawałki, siłą rzeczy muszę poczuć zmęczenie tą techniczną konwencją. Są utwory gdzie wszystko fajnie mi pasuje, ale właśnie w tych najdłuższych wałkach – no to już przesada, bo ileż można słuchać tremoli i śmigania paluszkami po gryfie? W moim przypadku – najlepiej mniej niż pięć minut. Hideous Divinity najwyraźniej jeszcze o tym nie wie, no i przesadziło trochę – z uwagi na to dostajemy ponad pięćdziesiąt minut muzyki, z czego myślę że dziesięć minut można było spokojnie sobie darować, niczego nie tracąc – a nawet zyskując.
Pomimo tego włoska grupa wysmażyła całkiem przyzwoity krążek. Nie pokocham nagle, ale doceniam to co tutaj się na nim wyprawiam. I w ograniczonych ilościach całkiem lubię.