Skip to main content

Strasznie zajarał mnie debiutancki album Flamekeeper i wałkuję go praktycznie non stop, a podczas pisania pytań dla Marco było to w zasadzie po kilka odsłuchów na dzień. Jeśli nie kojarzycie typa – udzielał się między innymi w Demonomancy, ale obecnie stwierdził, że woli podążać inną muzyczną drogą. Poza tym jest strasznie fajnym i otwartym gościem – przyznam, że nie pamiętam kiedy ktoś ostatnio odpowiadał mi w tak szczery sposób. Tym większy szacunek mam dla Marco i tego co robi z Flamekeeper.

Oracle: Hailz Marco! Na początku muszę Ci powiedzieć, że Twój nadchodzący album jest naprawdę oszałamiający. Od kilku tygodni codziennie słucham „Flamekeeper„. Czy jesteś podekscytowany przed oficjalną datą premiery? Jak uważasz, czy inne opinie będą równie entuzjastyczne jak moja?


Marco: Cześć Jakub, dziękuję za zaproszenie mnie do Chaos Vault webzine. Zagrałem wiele koncertów w Polsce z Demonomancy, które spotkały się z ogromnym wsparciem w waszym kraju. Mam nadzieję, że Flamekeeper również zdobędzie trochę tego uwielbienia.
Dziękuję za Twoje słowa na temat albumu. Wszyscy w Flamekeeper są bardzo podekscytowani premierą krążka, która zbiegła się z uroczystym koncertem w Sztokholmie – muszę Ci powiedzieć, że wypadł absolutnie świetnie.
Odpowiedź publiczności jak dotąd była naprawdę obiecująca. Mam nadzieję, że piosenki znajdą miejsce w sercach ludzi, ale jeśli nie, nadal będę bardzo dumny z mojego osiągnięcia jako autora tekstów i artysty.


O.: OK, Flamekeeper nie jest tak całkiem nowicjuszem, zespół istnieje od kilku lat. Czy możesz nam powiedzieć, co sprawiło, że zacząłeś grać coś zupełnie innego niż w swoim poprzednim zespole, Demonomancy? Co za płomień Cię trzyma?


M.: Podczas pisania utworów na album „Poisoned Atonement”, coraz bardziej pociągały mnie tradycyjne struktury piosenek, wzniosłe i motywujące tematy liryczne oraz epicka atmosfera. Czułem, że nigdy nie mogłem odpowiednio przedstawić tematów takich jak dążenie do ludzkiej autentyczności, jeśli nadal polegałbym na estetyce i emocjach ekstremalnego metalu.
Po wydaniu „Poisoned Atonement” w 2018 roku, nadal pisałem materiał, który coraz bardziej zmierzał w innym kierunku, ponieważ chciałem włączyć czyste wokale i bogatsze instrumentarium. Doszło to do tego stopnia, że czułem się nieswojo, myśląc o wydaniu tej nowej muzyki pod nazwą Demonomancy. Gdy tylko zacząłem myśleć o mojej muzyce jako części czegoś nowego, poczułem silne wezwanie do stworzenia całego konceptu opartego na motywowaniu i inspirowaniu słuchacza i tak narodził się Flamekeeper.


O.: Słuchałem Twojej debiutanckiej EP-ki, „We Who Light the Fire”, ale szczerze mówiąc, dla mnie to raczej przeciętne nagranie. Ma kilka jaśniejszych momentów, ale straciłem zainteresowanie po kilku sesjach słuchania. Mam na myśli to, że jest więcej zespołów, które grają muzykę w podobny sposób, Twoje wokale również były nadal w stylu Demonomancy. Co o tym myślisz po kilku latach od wydania?


M.: „We Who Light the Fire” było wydawnictwem, które działało jako przejście od brzmienia Demonomancy do brzmienia Flamekeeper z obecnego albumu, ponieważ wszystkie utwory na tej EP-ce (z wyjątkiem utworu tytułowego) były pierwotnie pomyślane jako utwory Demonomancy.
Nadal kocham „WWLTF”, jest to część tego, kim jestem i jest to początek historii Flamekeeper. Oczywiście uważam, że nowy album jest znacznie bardziej dojrzały, ale nie mógłbym tam dotrzeć bez najpierw stworzenia EP-ki.


O.: No właśnie. „Flamekeeper” to dla mnie ogromny krok naprzód. Uważam również, że muzyka jest inna niż na debiutanckiej EP-ce. Nadchodzący album zmierza bardziej w kierunku Bathory lub Manowar, i myślę, że to naprawdę fajne inspiracje, nie ma tam w ogóle black metalu (który w pewnym sensie był obecny na „We Who Light the Fire”)… Czy te zmiany były zaplanowane, czy wyszły naturalnie?


M.: Ewolucja od EP-ki do albumu była dość naturalna. Zawsze chciałem, aby w Flamekeeper były czyste wokale, ale po prostu było mi za trudno osiągnąć je na poziomie, który miałem na myśli, więc polegałem na growlu, który opanowałem już za czasów Demonomancy. Pracowałem nad swoimi wokalami przez lata i dlatego brzmią one na znacznie bardziej rozwinięte na albumie.
Kiedy piszę muzykę dla Flamekeeper, nigdy nie skupiam się na brzmieniu jakiegoś konkretnego zespołu. Manowar, o którym wspomniałeś, jest dla mnie ogromną inspiracją i wpływem, ale nie dążę do składania hołdów moim ulubionym zespołom poprzez moją muzykę. Chcę, aby Flamekeeper brzmiał jak Flamekeeper. Nie zależy mi na przynależności do jakiejkolwiek fali, podgatunku czy spuścizny. Chcę opowiadać historie, które mogą zainspirować ludzi do odwagi i rozwijania swojej wewnętrznej siły.


O.: To prawda, jednak od pewnych porównań trudno uciec. Kiedy słucham „Flamekeeper” i Twoich wokali, myślę o potężnym Dio. Czuję w Twoim śpiewie jego styl. I jak wiem, Flamekeeper gra cover „Last in Line”. Czy Dio jest Twoim największym wpływem? A co z innymi wokalistami? Eric Adams i Quorthon w pewnym sensie są oczywistymi wpływami (przynajmniej dla mnie), ale kto jeszcze?


M.: Dio ma na mnie ogromny wpływ, podziwiam zarówno jego talent, jak i etykę pracy: nie tylko był najlepszym wokalistą w Hard’n’Heavy, ale był pierwszym artystą, który naprawdę skupił się na pisaniu głęboko zachęcających i heroicznych tekstów. Był także najciężej pracującym człowiekiem w branży.
James Hetfield z Metallica, Peter Steele z Carnivore i Type O Negative, Glenn Danzig, Brendan Perry z Dead Can Dance oraz Fabrizio De Andrè (włoski piosenkarz i autor tekstów) również mają ogromny wpływ na mój sposób śpiewania.
Uwielbiam Erica Adamsa z Manowar i Midnight z Crimson Glory, ale ich rejestr jest tak inny od mojego, że czuję, że są jakby innymi zwierzętami.


O.: Będąc jeszcze w kwestii wokali. Wspomnieliśmy już o tym, że nie tylko muzyka się zmieniła, ale także Twój głos. Muszę Ci powiedzieć, że podczas pierwszego odsłuchu albumu nie mogłem go znieść, haha! Ale zostawiłem promo na trzy dni i wróciłem do „Flamekeeper” ponownie. I wtedy mnie uderzyło. Teraz uważam, że Twój wokal jest jednym z najmocniejszych punktów albumu. Ale na pewno zdajesz sobie sprawę, że nie wszystkim się spodoba, prawda?


M.: Kiedyś byłem bardzo niepewny swojego głosu, do tego stopnia, że myślę, iż cierpiałem na dysmorfię. Zajęło mi około 5 lat, aby się z tego wyleczyć, odnajdując swój naturalny głos i akceptując go. Bez wątpienia, moje wokale były częścią pracy nad pisaniem nowego albumu, która najbardziej mnie blokowała, ponieważ miałem trudności ze znalezieniem odpowiedniego klucza do śpiewania każdej piosenki najlepiej jak potrafię.
Poświęciłem setki godzin na doskonalenie śpiewu i teraz jestem w pełni zadowolony z efektu na albumie. Myślę, że po prostu brzmię jak ja sam i to daje mi spokój. Niemożliwe jest zrobienie czegoś, co wszystkim się spodoba, to część gry. Jeśli ktoś nienawidzi mojego głosu, to wciąż jest bardziej instynktowna reakcja niż tylko myślenie „jest ok”.

O.: Podoba mi się to podejście. W kilku utworach wzięło udział wielu gości, którzy brali udział w nagrywaniu wokali grupowych. I jak wiem, miało to miejsce w kilku różnych lokalizacjach. To prawdopodobnie był Twój pomysł i wyszło świetnie. Co możesz nam powiedzieć o tym pomyśle i gościach?

M.: Wokale grupowe obejmują 16 moich najlepszych przyjaciół z Rzymu, 4 ze Sztokholmu, Filipe i Axela (gitarzystę i perkusistę Flamekeeper), a nawet moją mamę i siostrę, łącznie 24 głosy.
Dla mojej muzyki czerpię dużo inspiracji z moich relacji z innymi, więc uwzględnienie wszystkich najważniejszych osób w moim życiu na mojej płycie było sposobem na dodanie dodatkowej warstwy prawdy do muzyki. Poza tym podoba mi się idea, że ludzie z różnych części świata są zjednoczeni pod tym samym sztandarem Flamekeeper.


O.: Jak widziałem, sesja nagraniowa miała miejsce głównie wiosną 2023 roku. Co sprawiło, że wydanie zajęło prawie rok później?


M.: Krótko po nagraniu perkusji w marcu 2023 roku, moja siostra miała wypadek samochodowy, w wyniku którego straciła władzę w nogach. To wydarzenie było niezwykle traumatyczne dla wszystkich w mojej rodzinie, w tym dla mnie. Wziąłem pierwszy dostępny lot ze Sztokholmu, aby odwiedzić ją w szpitalu w Rzymie na kilka dni. Wróciłem do Rzymu tylko na kilka tygodni, aby nagrać wokale w Snakes Studio pod koniec maja, starając się jednocześnie być blisko rodziny. Rozpocząłem proces miksowania i masteringu już w czerwcu w moim sztokholmskim studiu, ale doznałem załamania nerwowego i musiałem wziąć wolne latem, więc wróciłem do pracy we wrześniu i skończyłem w połowie października.


O.: O stary, to chyba najbardziej szczera i bolesna odpowiedź jaką kiedykolwiek dostałem podczas wywiadu. Nie wiem nawet co powiedzieć, przejdźmy więc dalej… Pierwsze dwa single, które zostały wydane, to „Flamekeeper” i „The Golden Spark”, przynajmniej w momencie, gdy piszę te pytania. Dlaczego te dwa, a nie na przykład „Rise the Banner” (prawdopodobnie mój ulubiony utwór z albumu)?


M.: PR wytwórni zdecydował, że powinny być tylko dwa single, więc wybrałem utwory, które moim zdaniem są najbardziej znaczące i pomagają publiczności zrozumieć Flamekeeper. Piosenki są dość różne od siebie, więc nie ma singla, który mógłby oddać pełny obraz albumu. Gdyby było miejsce na trzeci singiel, z pewnością byłby to „Raise the Banner”.


O.: Myślę, że jednym z ważnych symboli dla Twojego zespołu jest pochodnia. Symbolizuje ona nieśmiertelność, męskość, dziedzictwo, tradycję, między innymi. Uważam, że naprawdę pasuje do muzyki i postawy Flamekeeper, czyż nie? A może jest inne znaczenie, którego nie wymieniłem, ale jest oczywiste i ważne dla Ciebie?


M.: Płomień reprezentuje nasze prawdziwe Ja, część naszej tożsamości, którą poznajemy tylko wtedy, gdy mamy odwagę wsłuchać się w jego nawoływanie. Zwykle przedstawiamy światu wersję siebie, którą uważamy za akceptowalną i prawie nigdy nie mamy kontaktu z tym, kim naprawdę jesteśmy, dopóki nie stawimy czoła próbom życia: ból wynikający z walki poddaje nasz system wierzeń próbie i uwalnia nas od troski o oczekiwania, które, jak sądzimy, świat ma wobec nas, ukazując z przenikliwą klarownością, że odpowiedź na pytanie, kim jesteśmy, zawsze była ukryta w nas. To odporność i wolność narodzona z prawdy, którą symbolizuje pochodnia.


O.: Jesteś nie tylko muzykiem, ale także inżynierem dźwięku, który pracował nad takimi wspaniałymi albumami jak „Death Ritual”, „Beyond Man” czy „Kruphinske Ohne” i wieloma innymi. Wygląda na to, że muzyka wypełnia Twoje życie prawie w 100%, prawda?


M.: Od 2017 roku pracuję jako producent muzyczny oraz technik nagrywania, miksowania i masteringu, początkowo pod nazwą The Devil’s Mark, ale w 2021 roku zmieniłem ją na The Forge Music Productions. Staram się zajmować muzyką od momentu, gdy budzę się, aż do chwili, gdy zasypiam.


O.: Nawiązując do ostatniego pytania – z którego albumu, w którego produkcję, miksowanie lub mastering byłeś zaangażowany, jesteś najbardziej dumny? Wiesz, słuchasz go i myślisz „cholera, udało mi się!”…?

M.: Flamekeeper – „Flamekeeper”.


O.: No tak… Przeprowadziłeś się z Włoch do Szwecji kilka lat temu. Czy trudno było Ci odnaleźć się w dość innym kraju, z zupełnie innym klimatem, ludźmi, polityką i prawdopodobnie stylem życia większości obywateli, jeśli porównamy oba kraje?


M.: Większość ludzi, którzy przeprowadzają się do Szwecji, robi to ze względu na bezpieczeństwo ekonomiczne, z którego słynie ten kraj. Skandynawskie państwo jest szczególnie atrakcyjne dla osób związanych z metalową sceną, w tym mnie. W momencie, gdy się przeprowadzałem, ze względu na swoje wcześniejsze zespoły i możliwość pracy w wąskiej niszy przemysłu muzycznego i rzeczywistego zarabiania na tym pieniędzy.
Prawda jest taka… kiedy przeprowadziłem się do Szwecji, doznałem głębokiego i wyniszczającego szoku kulturowego. To prawda, że kraj oferuje stabilność ekonomiczną, ale to właściwie wszystko, co możesz otrzymać. Możesz być w stanie pracować w pracy, którą lubisz, ale naprawdę trudno jest tworzyć i utrzymywać znaczące relacje.

O.: A czego najbardziej brakuje Ci z Włoch? Oprócz rodziny oczywiście, bo jak widziałem i jak sam przyznałem, jesteś dość rodzinnym człowiekiem, nie każdy zespół publikuje zdjęcia z mamą na oficjalnym fanpage’u itp., a myślę, że to jest świetne…


M.: Tęsknię za łatwością, z jaką można zaprzyjaźnić się z ludźmi i dzielić się doświadczeniami, z których uczysz się subtelniejszych odcieni życia. Życie we Włoszech może być bardzo stresujące, ale jest także pełne małych przyjemności, na które każdego stać. Architektura jest majestatyczna praktycznie wszędzie, gdzie się udasz. Pochodzę z Rzymu, a moja uczelnia jest naprzeciwko Koloseum, więc widziałem go codziennie przez 4 lata. Dość trudno nie rozpieszczać się takimi widokami.


O.: Wiem, że „Flamekeeper” jeszcze nie wyszedł, gdy piszę te pytania, ale piosenki z niego mają już około roku – no cóż, czy myślisz już o nowym materiale, czy to za wcześnie?


M.: Mam już około 5 pomysłów na piosenki, które potrzebują tylko czasu, aby się rozwinąć, ale to jeszcze za wcześnie. Obecnie jestem w fazie twórczego odbioru: chwytam wszystkie pomysły, które później przerodzą się w prawdziwe piosenki. Chcę, aby inni chłopcy mieli większy wkład w nowy materiał.


O.: Nie mogę nie zapytać o Demonomancy. „Poisoned Atonement” zostało wydane sześć lat temu – czy jest jakaś szansa, żeby usłyszeć coś nowego od tego zespołu? Czy w ogóle jest jeszcze aktywny?


M.: Na razie nie zamierzam pisać nowego materiału dla Demonomancy, ponieważ czuję, że Flamekeeper to miejsce, gdzie jest moja dusza. Kiedy coś robię, daję z siebie 100%.
Z pewnością planowałem więcej koncertów z Demonomancy, ponieważ jestem naprawdę dumny z pracy, którą wykonaliśmy przy „Poisoned Atonement”, ale Covid zniweczył wszystkie plany. Obecnie straciłem zainteresowanie tym zespołem i chcę skupić się na mojej misji z Flamekeeper.


O.: OK, to wszystko na teraz, myślę. Na koniec proszę powiedz nam, jakich albumów słuchałeś podczas odpowiadania na te pytania?


M.: Nie słucham muzyki, kiedy odpowiadam na wywiady, ponieważ jest to zbyt rozpraszające! Ostatnio bez przerwy słucham drugiego albumu Vultures Vengeance, który miksowałem i masterowałem, a który jeszcze nie został wydany. To niesamowity album Epic Metal.

Oracle
18480 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Loathfinder: „Black metal jest jedną z niewielu rzeczy w życiu, które traktuję śmiertelnie poważnie.”Wywiady

Loathfinder: „Black metal jest jedną z niewielu rzeczy w życiu, które traktuję śmiertelnie poważnie.”

OracleOracle20 października 2025
Hanzaisha: „Grać szybko, brutalnie, bestialsko i ultra-chaotycznie…”Wywiady

Hanzaisha: „Grać szybko, brutalnie, bestialsko i ultra-chaotycznie…”

WojtuśWojtuś6 października 2025
Rvbber VVitch wywiad
Rvbber VVitch „Seks jest jednocześnie rytuałem, transgresją i mocą. To piec twórczej energii…”Wywiady

Rvbber VVitch „Seks jest jednocześnie rytuałem, transgresją i mocą. To piec twórczej energii…”

WojtuśWojtuś22 września 2025

Skomentuj