Skip to main content

Wydawca: Prophecy Productions

Coś tam mi się obiło wcześniej o uszy na temat zespołu Dymna Lotva, ale nie mogłem sobie przypomnieć, ani w jakim kontekście ani czy w pozytywnym czy negatywnym zabarwieniu. A że z trzecią płytą znamy się już z dwa miesiące to uznałem, że najwyższa pora przedstawić Wam „Зямля пад чорнымі крыламі: Кроў”.

Zespół pochodzi z Białorusi i w notce promo dość dużo miejsca poświęcono na to, że w ojczyźnie byli prześladowani, musieli uciekać do Polski i ukrywają swoją tożsamość w obawie przed prześladowaniami. Ile w tym prawdy, a ile PR – nie wiem i nie mnie oceniać. My zajmiemy się dziś muzyką.

A ta określana jest jako post black metal i jakoś poniekąd to prawda. Jak nie wie się, jak nazwać daną muzykę przedrostek „post” dużo załatwia. Tutaj faktycznie to pasuje, bo na „Зямля пад чорнымі крыламі: Кроў” dostajemy mariaż tradycyjnego black metalu z doom metalem, folkiem. Tu i tam mamy nawet elementy jazzowe w postaci fajnych trąbek czy tam saksofonów, więc faktycznie – post black metal pełną gębą. Szczególnie, że zespół raczej nie ściga się ze światłem, stara się grać nastrojem i atmosferą, nie zaś prędkością.

Jeśli chodzi o wokale, zasadniczo i bez wchodzenia w szczegóły dostajemy dwa: black metalowe i czyste, oba po białorusku. Ten black metalowy wypada chwilami naprawdę przejmująco – pełen rozpaczy, determinacji, zwątpienia – nie wiem jak to nazwać, nie umiem w uczucia. I mamy te z dużo urozmaiceń – jakieś dziecięce głosy, zawodzenia, fragmenty ludowych pieśni. Spoko to wypada.

Pewnie się zastanawiacie, jak udaje się im to wszystko zmieścić na płycie? Ano tak, że ten krążek trwa siedemdziesiąt trzy minuty, co dla mnie jest koszmarem. I niestety ani razu nie udało mi się przez niego przebrnąć na raz, nawet nie z winy na brak czasu. Po prostu tego jest za dużo, a – mimo dobrych chęci – muzyka Dymna Lotva nie trafia do mnie do końca. Są tu naprawdę dobre fragmenty, ale też dużo przeciągania na siłę i sztucznego w moim odczuciu – wydłużania. Prawdopodobnie, jeśli ten album byłby odchudzony o połowę, podobałby mi się zdecydowanie bardziej. No ale tak nie jest, więc znów nadmiar materiału zaniża mi ostatecznie średnią z odsłuchu.

Jeszcze co do eklektyczności tej płyty – jakoś moje myśli lecą w tym przypadku ku powszechnie lubianemu Ukć. I tak sobie myślę, że ktoś od kogoś mógłby się tu sporo nauczyć, jak nagrać album stylistycznie dość różnorodny, ale bez kiczu i przypadkowej patchworkowatości. Jakoś moim zdaniem można te dwie kapele ze sobą porównać (nawet brzmienie mi się kojarzy) i zdecydowanie Dymna Lotva wygrywa w takim zestawieniu, subiektywnie oczywiście, ale bez złośliwości.

Za to na plus dodam jeszcze szatę graficzną i generalnie wizualną stronę twórczości Dymna Lotva – nieźle to wypada i nie czuć w tym plastiku, raczej przemyślany koncept, do tego często (nie)miły dla oka.

Tak więc to wygląda – niestety to nie jest album dla mnie. Co nie znaczy, że nie znajdzie on swojej niszy. Ja jednak odpuszczam i raczej nie powrócę. Zbyt wiele do przewijania, żeby natrafić na te fragmenty, które mi się podobają.

Ocena: 6/10

Oracle
17563 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj