Skip to main content

Wydawca: MNRK Heavy

Jednym z największych metalowych świrów na Bandcampie jest niejaki Miro Fijałkowski. Chłop ma blisko 10000 płyt przypisanych do swojego konta. Czasem przeglądam jego listę zakupów w poszukiwaniu inspiracji albo przypominajek.

Wśród albumów, które jakoś przykuły moją uwagę i jednocześnie też znalazły się na jego koncie, jest nowy Creeping Death. „Boundless Domain” to drugi krążek Amerykanów. Panowie grają całkiem przyzwoitą mieszankę death metalu z hardkorem. Ja się na żaden gatunek nie obrażam, więc z zaciekawieniem puszczam sobie tych teksańskich nakurwiaczy. Dostajemy mielonkę w średnich tempach, która niejednego spokojnie może wykarmić. Mi na ten przykład taki album zmieszany z różnymi napojami wchodzi wyśmienicie. Creeping Death napierdala prostą łupaninę dla prostych ludzi, co mnie smakuje bez najmniejszych protestów. Miejscami niektóre riffy elegancko pachną Bolt Throwerem, co w żadnym stopniu mi nie przeszkadza. Mogą nawet zajebać wszystkie i złożyć z nich swoją wariację na temat „When Cannons Fade” albo „The Killchain” i nie będę o to zły. Niech się chłopaki bawią tym, co im klasyki zostawiły. 36 minut to nie jest wieczność, a zawsze coś fajnego można z tego wyłuskać.

Drugi krążek Creeping Death to dla mnie kawał solidnej roboty i złego słowa nie powiem. Nie rozjebało mi bani, ale spędziłem parę kwadransów w oparach słodu jęczmiennego, chmielu i napierdalanki.

Ocena: 7/10

Pleban
87 tekstów

One Comment

Skomentuj